Chapter 6 'I'm not afraid to take a step'

660 51 3
                                    

Na dworze było już ciemno i zrobiło się o wiele zimniej niż było w ciągu dnia. Ross zaparkował na swoim miejscu parkingowym przed apartamentowcem, w którym mieszkał od kilku miesięcy. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i spojrzał na Laurę siedząca zaraz obok niego. Wyglądała tak ślicznie patrząc przed siebie, zagubiona gdzieś w swoich myślach. Jej twarz oświetlona była przez jedną z latarni, a oczy błyszczały ciepłym światłem. Włosy miała w nieładzie, a na twarzy widać było cień niepokoju i strachu. Wiedział, że się boi, może, że jest nawet przerażona, ale on był spokojny. Wierzył, że teraz będzie tylko lepiej. Bo będzie. Prawda?

Weszli razem z Johnem do apartamentu Rossa.

- Cóż nie mam tu zbyt wiele miejsca, ale myślę, że damy radę. - Lynch położył na sofie rzeczy, które spakowała wcześniej Laura.

- Lau będziesz spać w mojej sypialni. John nie miałbyś mi za złe, gdybym umieścił cię w pokoju dla gości? - blondas zwrócił się ku starszemu mężczyźnie.

- Wiesz dobrze, że nie. Będę zadowolony nawet ze spania na wycieraczce. - Jonh popatrzył na niego z dystansem. Mimo dobrych chęci Rossa i jego uprzejmości, John nie do końca wierzył w dobre intencje Lyncha. Może i nie miał racji, ale te kilka lat nauczyło go, że ludzie potrafią zrobić najgorsze rzeczy, aby dojść do swojego upragnionego celu. A w tym przypadku nie był pewien czego może się spodziewać. Mógł zdać się jedynie na Laurę i jej znajomość z Rossem.

Brunetka rozejrzała się po przestronnym salonie. Ostatnim razem nie miała zbytnio czasu na podziwianie tego pięknego, jasnego mieszkania. Biel ścian była wyrazista mimo panującego za oknem mroku. Pokój dzienny połączony był z kuchnią i jadalnią, wszystko urządzone w nowoczesnym stylu. Jednak nie na tyle, aby nie czuć ciepła pomieszczenia. Tego mentalnego ciepła. Zawsze marzyła o takim miejscu.

- Podoba Ci się? - blondyn delikatnie zaśmiał się tuż obok twarzy Laury.

- Tak, tu jest ślicznie. Wcześniej nie miałam czasu, żeby się dokładnie rozglądnąć. - dziewczyna obróciła się w stronę Lyncha.

- John poszedł do łazienki wziąć prysznic. Chodź, pokażę ci twój pokój. - Ross wziął z sofy wszystkie rzeczy, chwycił Marano za rękę i pociągnął w stronę schodów. - Chociaż chyba już go widziałaś. - ponownie się zaśmiał i posłał przyjaciółce jeden z najszczerszych uśmiechów jakie miał do swojej dyspozycji.

***

- Och Rydel, proszę cię. - jęknął blondyn wprost do słuchawki swojego telefonu. Stał sam w kuchni smażąc przy okazji jajecznicę. Wstał dziś na tyle wcześnie, że zdążył wyjść na poranny jogging, wziąć prysznic i skoczyć do sklepu za rogiem. Po przyciągnięciu do mieszkania zakupów zabrał się do przygotowania śniadania dla swoich nowych współlokatorów. Przy okazji wpadł na pomysł zadzwonienia do swojej starszej siostry.

- Ross. Dobrze wiesz jak nienawidzę zakupów. Poza tym karzesz mi iść do galerii z jakąś dziewczyną, której za pewne nie widziałam na oczy. Ross, błagam cię, mam o wiele więcej ważniejszych spraw do załatwienia niż szlajanie się po centrum handlowym. - westchnęła Ryd. W rzeczywistości nie miała najmniejszej ochoty spotykać się z 'przyjaciółkami' brata. Kilka razy udało mu się wrobić ją w podobne sytuacje. Były to zazwyczaj jedne z najgorzej spędzonych, a zarazem zmarnowanych godzin jej życia. Tym razem nie dałaby się przekonać nawet za milion dolców.

- Okay Delly. Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale skoro tak to zapytam w prost. Mogłabyś zabrać dziś Laurę na zakupy? Myślę, że teraz będzie potrzebne jej kilka rzeczy.

- Czekaj, czekaj. Wróć. Jaka Laura?

- Laura Marie Marano. Znamy się przez ponad 10 lat i wydaję mi się, że chyba widziałaś ją kiedyś. Jeżeli masz w tym wieku skleroze, to siostrzyczko pora udać się do lekarza. Martwię się o ciebie - śmiech Lyncha rozbiegł się po całym pomieszczeniu.

- Ty sobie nie żartuj ze mnie. - lekko naburmuszyła się Rydel - Ale mówisz teraz na poważnie? Drobna, chudziutka, brązowe włosy, ma siostrę Vanesse? O tą Laurę ci chodzi?

- Yyy... No tak.

- będę za pół godziny.

Ross zaśmiał się pod nosem i odłożył telefon na blacie. Odwrócił się, kiedy poczuł, że nie jest sam w pomieszczeniu.

- mmmm.. Co tak ładnie pachnie? - Laura z szerokim uśmiechem spytała Lyncha. Dawno nie czuła się tak beztrosko i swobodnie. Mogła w końcu odpocząć.

- Robię śniadanie. Siadaj. - wskazał na krzesło stojące obok niego. - Poprosiłem Ryd, żeby wpadła i zabrała cię na zakupy.

- Co? Nie, nie trzeba było. Poza tym nie mam pieniędzy. - Marano od razu się speszyła. A zapowiadał się taki miły dzień.

- Daj spokój. Przecież nie po to jeździłem przez kilka lat w tourbusie nadwyrężając swój głos, żeby nie mieć kasy do pożyczenia przyjaciółce.

- Ross, wiesz dobrze, że nie tylko o to tu chodzi... - zaczęła brunetka, ale blondyn skutecznie jej przerwał.

- Rzeczywiście mogłem poprośić Delly, żeby przyniosła ci kilka rzeczy. Czekaj zaraz do niej napiszę. - Lynch raz dwa wyciągnął telefon i wystukał krótką i treściwą wiadomość do siostry. - Mam nadzieję, że jest jeszcze w domu. - dodał jakby do siebie.

- Ross czy do jasnej cholery możesz w końcu przestać mi przerywać? To się robi już męczące. - Blondyn miał już otwierać buzię, ale Lau tym razem nie dała sobie przerwać. - Chodziło mi o to, że coś... a bardziej ktoś może stanowić problem. Wiesz w jakiej jestem sytuacji i boję się, że jeżeli dowiedzą się, że zniknęłam to mnie znajdą i będziesz miał problemy. Póki nie będę pokazywać się w miejscu publicznym mam czas na zarobienie pieniędzy i wyprowadzenia się na swoje. Nie chcę narazić ani ciebie, ani Rydel, ani każdego innego człowieka, który dla mnie jest ważny, okay?

- Dobra, może i masz rację. Poczekajmy na Delly, a potem zobaczymy co dalej.

***

Dzwonek do drzwi rozbiegł się po całym mieszkaniu. Blondyn odłożył sztućce i wstał od stołu, przy którym wszyscy lokatorzy jedli śniadanie. Laura od dwudziestu minut siedziała ze spuszczoną głową i dziubała widelcem swoją jajecznice. Nie chciała mówić o wszystkim Rydel, ale nie miała wyjścia. Ross jest zbyt uparty.
Lynch otworzył drzwi i jego oczom ukazała się wysoka blondynka z brązowymi oczami o anielskim uśmiechu, który teraz widniał na jej twarzy.

- Hej Delly - Ross przywitał się z siostrą i zrobił jej miejsce, aby mogła wejść w głąb mieszkania.

- Hej - rzuciła sztbko Rydel. - To gdzie jest Laura?

- O, wiesz, u mnie wszystko w porządku i ciebie też miło widzieć, siostyczko.

- Nie wydurniaj się, bo obiecuje że ci coś zrobię i nie będzie to nic przyjemnego. - zagroziła blondynka traktując całą tą sprawę bardzo poważnie. Wiedziała, że to nie jest coś mało ważnego. Inaczej Laura bie zniknęłaby na kilka lat.

- Ale po co to od razu się tak denerwować. Złość piękności szkodzi. - widząc zawistny wzrok siostry uniósł ręce w geście kapitulacji. - Okay, okay już nic nie mówię. Jest w salonie.

We found us...  ||  Odnaleźliśmy siebie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz