Chapter 8 'Cause you make me feel good'

723 55 15
                                    

Rydel pojawiła się ponownie pod koniec dnia. Weszła do mieszkania brata trzymając ogromną ilość toreb.

- Nie wiedziałam, że robienie zakupów nie dla siebie jest takie świetne! - zawołała jeszcze w korytarzu zdejmując buty. Kiedy blondynka pozbyła się bluzy i trampek, weszła do salonu.

- Ell za chwilę przyniesie resztę. Ale jak widzę to nieźle się tu bawicie, co? - mruknęła Rydel widząc dwójkę przyjaciół siedzących przy winie z 1999 roku. Wszystkie torby wylądowały na środku pokoju.

- Rydel, kochanie, bez ciebie nie ma żadnej zabawy. - Lynch odwrócił się w stronę siostry, uśmiechnął się i wziął kolejnego łyka z kieliszka zapełnionego do połowy winem.
- Czekaj. Ale jak to Ell przyniesie resztę?

- Och Rossy. Mam ci to przeliterować? Nasz kochany Ellington Lee Ratliff przytarga tu wszystkie inne rzeczy, które kupiłam dla Laury, - blondynka spojrzała na przyjaciółkę - aktualnie śpiącej Laury.

***

- Co byś powiedziała, gdybyśmy pojechali jutro do moich rodziców? - Ross zapytał Laurę, kiedy w dwójkę stali przy zlewie zmywając naczynia po zjedzonym wcześniej obiedzie. John wyszedł dość wcześnie znowu nie mówiąc nic Laurze, a tym bardziej Rossowi.

Brunetka nie była pewna co do pomysłu blondyna. Choć wiedziała, że jej image trochę się zmieni, jednak dla niej to nadal było trochę za wcześnie. Ross długo nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony Marano głęboko westchnął.

- Laura, wiesz, że nie możesz się cały czas chować. Będziesz musiała w końcu stawić temu czoła, będziesz musiała bardziej wychodzić do ludzi. Jakkolwiek się z nimi komunikować. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale to niezdrowe być tak zamkniętym w sobie jak ty teraz. Nie chcę Cię od razu rzucać na głęboką wodę, to przecież tylko moi rodzice i rodzeństwo.

- Wiem, ale popatrz na to z innej strony dla ciebie to tak łatwo powiedzieć, a uwierz mi to nie jest takie łatwe. Myślisz, że jak będziemy jechać samochodem to nie będę się rozglądała na wszystkie strony tylko dlatego, żeby upewnić się czy ich nie ma gdzieś w pobliżu? Cudem było to, że wogóle przyjechałam z tobą tutaj. - Marano zrobiła przerwę, nie chciała się z nim kłócić. - Wierz mi zrobiłabym wszystko, żeby znowu móc żyć normalnie, tak jak wcześniej. - dodała ciszej.

- I teraz masz szansę, żeby próbować przywrócić wszystko do normy.

Zmywanie naczyń dokończyli w ciszy. Marano nadal biła się z myślami, a może bardziej ze swoim strachem. Laura choć bardzo chciała zobaczyć się z Lynchami, tak samo mocno popadała w paranoję. Setka złych, a wręcz okropnych scenariuszy automatycznie pojawiła się w jej głowie, gdy tylko próbowała wspomnieć pomysł Rossa. Do blondyna zadzwonił telefon, dlatego Marano położyła się na kanapie i owinęła się kocem. Wiedziała, że Ross nie odpuści, została sama z jej lękiem. 

- Lau, co ty robisz? - zapytał z lekka zaskoczony i do tego rozbawiony blondyn, widząc Laurę owiniętą w koc niczym burrito.

- Próbuje rozwiązać swoje problemy nie widać? - brunetka odpowiedziała przyjacielowi z wyczuwalną nutką irytacji w głosie.

Ross podszedł do Marano i ściągnął z niej koc.

- Problemy rozwiążesz później. A teraz siadaj przy stole bo za chwilę wpadnie tu Alex.

- Alex?

- Mój przyjaciel, a przy okazji fryzjer i wizażysta Rydel.

***

- No więc... Myślałaś już co chciałabyś zmienić? - Alex zapytał Marano czesząc jej brązowe, długie włosy.

- N.. Nie bardzo.

- Cóż myślę, że zaczniemy od ścinania. Słyszałem, że to ma być metamorfoza nie do poznania, dlatego proponuję włosy do tej długości - Alex pokazał miejsce, o którym mówił, czyli jej ramiona.

- Aż tak? - zapytała zszokowana brunetka.

- Złotko, wierz mi lub nie, ale jak skończę będziesz najpiękniejszą blondynką w okolicy.

~^~^~^~^~^~

Dziękuję za dwa tysiące wyświetleń. Love ya!

We found us...  ||  Odnaleźliśmy siebie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz