Chaper 7.

2.2K 127 6
                                    

Poniedziałek... Praca, praca, praca. Zamieszanie w biurze sięgało zenitu. Wszystko toczyło się wokół nadchodzących wydarzeń: w Nowym Jorku ma odbyć się pokaz aniołków Victoria's Secret, nowy pokaz od Chanel i Dior'a. Dziennikarze mojej gazety robią wszystko, aby dostać się na każde z tych wydarzeń. Pragną być pierwsi i najlepsi - taki jest ich cel główny. Kiedy przychodzili na rozmowę o pracę, nie byli pewni swoich możliwości, bali się spotkań z gwiazdami. Teraz, kiedy gazetę czyta cała Ameryka Północna, nie martwię się o nic. Wiem, że pracują dla mnie najlepsi z najlepszych!

-Carla, spotkanie.- przypomina Selena, kiedy chwytam w rękę teczkę. Kieruję się do sali konferencyjnej i witam się z dyrektorami spółek, które mają miejsce na reklamy w magazynie. Kwestionujemy zmian, które mogą zajść w gazecie, obmawiamy kwestie promujące i to, co zrobić, aby o naszej prasie było jeszcze głośniej. Po zakończonym spotkaniu wracam do biura i zajmuję się robotą papierkową.

Około godziny piątej po południu dostaję telefon. Odbieram i w słuchawce słyszę zdyszany głos Rosalie.

-Coś się stało?- spytałam niepewnie, kiedy słyszałam jej roztargnienie.

-Nie, po prostu... Zejdź na dół.- zawołała radośnie, a ja zmarszczyłam czoło. Rozłączając się, zamknęłam teczkę, odłożyłam ją na blat pod biurkiem i wstałam. Zawiadomiłam Selenę o swoim wyjściu i weszłam do windy. Ta jednak zatrzymała się po drodze piętro niżej, a tam wsiadł Christian.

-Cóż za synchronizacja, panie Grey.- mruczę z aprobatą i przyglądam się kusząco w jego kierunku.

-Jak zawsze dostosowana do pani potrzeb, panno MacCartney.- rzuca, przelotnie spoglądając na mnie. Kiedy widzi, że winda się zamyka, odwraca się w moim kierunku i wbija namiętnie usta w moje. Przygryza dolną wargę i ciągnie ją w swoim kierunku. Syczę cicho z kojącego bólu i uśmiecham się mimowolnie, zarzucając ręce na szyję. Nagle Grey zatrzymuje windę, a jego szare soczewki były tak rozżarzałe, że przypominały grafit.

-O nie, nie, Grey. Nie tym razem.- chichoczę i odblokowuję ją. Patrzy na mnie smutnymi oczami, a ja twardo upieram się przy swoim. Jednak jeden jego ruch i prawie mu ulegam. Kiedy jego lewa dłoń jeździ po pośladkach, co jakąś chwilę je ściskając, zamykam oczy i upajam się napełniającym mnie uczuciem. I wtedy winda się otwiera, a on przyciąga mnie do siebie, jak gdyby nigdy nic. Wchodząc na recepcję napotykam pikantne spojrzenia pracowników, którzy niecodziennie spotykają się z okazywaniem przez nas swoich uczuci. Mój wzrok błądzi po pomieszczeniu, a na czarnej kanapie kontrastującej z białą ścianą siedzi Rosalie, która przegląda dostępne na szklanej ławie magazyny modowe. Unosi wzrok, kiedy słyszy windę i uśmiecha się do mnie. Cmokam na pożegnanie Christiana i witam się z przyjaciółką.

-To teraz mnie zostawiasz?- woła zraniony, a ja wzruszam ramionami.

-Rączka smutna nie może być.- chichoczę, a przez tłum pracowników słychać było gwałtowne nabieranie powietrza. Opuszczam budynek i nie zwracając uwagi na nic, postanawiam wybrać się na późny lunch.

-Ej, Carl.- zwraca się niebieskooka. -Justin.. No wiesz.. Chciał nas zaprosić do siebie na obiad.- burknęła zdenerwowana, ponieważ nie wiedziała, jakiego zachowania może się po mnie spodziewać. W pocieszeniu położyłam rękę na jej ramię i uśmiechnęłam się ciepło.

-Na którą mamy być?- pytam powoli, spoglądając na złoty zegarek na lewym nadgarstku.

-Mówił, że jak skończę pracę, to żebym po ciebie przyszła, a potem od razu do niego. Jeśli nie masz żadnych planów oczywiście...- ścisza ton, a ja zwężam oczy.

-On dobrze wie, kiedy je mam, a kiedy nie.- toż to wieczny kontroler. Wie doskonale, jaki moment wybrać. A dziś Christian ma jechać na kolację do ojca, dlatego wykorzystuje tą sytuację.

ToxicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz