#1

1.4K 72 15
                                    

Kolejne godziny na służbie, kolejne zatrzymania, kolejne pościgi. Gregory Montanha przetarł twarz dłońmi, biorąc głęboki oddech. Ta praca była czymś co chciał robić do końca życia, był stworzony do bycia funkcjonariuszem publicznym. Jednak nikt nie uprzedzał go, że będzie musiał dokonać tak wielu poświęceń i wyrzeczeń.

Kierowca czarnego sportowego samochodu zaparkował przy brzegu opuszczonej drogi. Zapadał zmierzch, a okolica zdecydowanie nie wyglądała na bezpieczną. Mężczyzna zgasił silnik i powoli otworzył drzwi, wychodząc na zewnątrz. Szybko zerknął wokół siebie, a potem zatrzasnął drzwi. Oparł się rękoma o dach pojazdu, spuszczając głowę. Długo się przygotowywał do tej rozmowy, długo rozmyślał o tym co powinien zrobić. Decyzja nie była prosta, ale okoliczności ostatecznie zmusiły go do jej podjęcia. To co miał zrobić miało chronić jego najbliższą przyszłość.

Musiał zerwać kontakt z Pastorem.

Erwin Knuckles, członek nielegalnej organizacji, recydywista pod przykrywką Pastora. Człowiek, który niejednokrotnie dokonał rzeczy niemożliwych. Człowiek, który skradł serce funkcjonariusza Montanhy. Ich znajomość zaczęła się, kiedy został on pierwszy raz aresztowany. Przed celą czekał na niego wysoki, muskularny mężczyzna z idealnie ułożonymi włosami i schludnie przyciętym zarostem. To właśnie wtedy drogi Pastora i szefa LSPD przecięły się.

W gabinecie Pastora rozległ się dźwięk telefonu. Zirytowany sięgnął po urządzenie i bez patrzenia na nazwę kontaktu odebrał.

- Jeśli to nic ważnego to od razu się rozłącz.. - mruknął wpatrując się w ekran laptopa, który był tuż przed jego twarzą. Czekał na ważną informację od Kui'a, właściciela jednej z restauracji w Los Santos i zarazem mózga operacyjnego organizacji ZakShot, która miała pomóc im w kolejnej akcji.

- Musimy porozmawiać Erwin - odezwał się Montanha, niespokojnym głosem, który szybko rozpoznał jego rozmówca. Gregory nigdy nie pozwalał sobie na okazywanie jakichś głębszych emocji. Zawsze był pewny siebie i stanowczy.

- Co jest Montanha? Znowu zwinęli Ci Corvette? - zaśmiał się cicho siwowłosy i odsunął się na krześle od biurka.

- To naprawdę nie czas na żarty, wyślę ci lokalizację. Tylko przyjedź sam. - powiedział szybko i nie dając czasu na odpowiedź, zakończył połączenie.

Erwin zmarszczył brwi opuszczając dłoń z telefonem i po chwili wstał, sięgając po swoje okulary i kluczyki samochodu. Ostatni raz zerknął na laptopa, a potem wyszedł na zewnątrz. Wykonał tylko połączenie do Dii, mówiąc, żeby sam załatwił sprawę z Kui'em, bo on ma coś innego na głowie. Od kilku miesięcy Montanha był jego kontaktem w LSPD. Nie mówił o tym członkom ekipy, choć oni sami się domyślali, że coś jest na rzeczy. Przecież to nie było normalne, że Erwin i Gregory praktycznie codziennie na siebie wpadali. Tą relacją byli również zainteresowani policjanci. Do tego stopnia, że za Gregorym zostały wysyłane nieoznakowane pojazdy. Tak było również dziś.

Pastor zjechał z autostrady, kierując się na zachód, aż wreszcie trafił na samochód ciemnowłosego. Monte stał oparty o maskę, trzymając ręce założone na piersi. Już z daleka można było zauważyć rysy jego zaciśniętej szczęki, którą oświetlała stara latarnia. Erwin zaparkował za czarnym samochodem i wyszedł, przeczesując siwe włosy. Odchrząknął stojąc już przy Gregorym.

- Wyglądasz jakbym właśnie zabił ci matkę - powiedział lustrując wzrokiem policjanta, a on szybko posłał surowe spojrzenie Erwinowi, na co on tylko uniósł dłonie - Dobra, dobra. Mów o co chodzi i nie przeciągajmy tego - westchnął.

- Nie będę cię już więcej krył.

- Krył? Mówisz jakbyś trzymał mnie w szafie. - zaśmiał się Pastor.

Sacrifice | Montanha x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz