#7

1.2K 85 18
                                    

Gregory wyszedł ze szpitala po kilku godzinach. Wypisał się na własne życzenie, woląc spędzać ten czas we własnym łóżku. Czuł się jak gówno. Fizycznie jak i psychicznie. Wziął swoje prywatne rzeczy, takie jak portfel i telefon, ze szpitalnego stolika, a potem powoli się podniósł. Wtedy poczuł, że jednak jest gorzej niż myślał. Był strasznie osłabiony, a na dodatek nie mógł stać na rannej, lewej nodze. To był problem. Sięgnął niechętnie po kule, które miały mu pomóc w poruszaniu się i wyszedł powoli na korytarz. Tam czekał na niego Pisicela wraz z jakimś kadetem.

- Macie do mnie jakąś sprawę? - spytał marszcząc brwi. Był zawieszony, słyszał już o tym wiele razy. Chciał powiedzieć mu to ostatni raz w twarz czy co?

- Tak, muszę cię przesłuchać. Jesteś oskarżany o współudział w przestępstwie oraz działanie na niekorzyść jednostki policji. - powiedział teraźniejszy szef LSPD, wstając z krzesełka

- Co ty pierdolisz? - Montanha spojrzał uważniej na drugiego. Nie wystarczało mu to pieprzone zawieszenie?

- Zwracaj się do mnie z szacunkiem.

- Nie jestem w stanie zeznawać, spytaj lekarza. Przyjdę na komendę jak tylko będę mógł - mruknął w jego stronę. Wielogodzinne siedzenie w pokoju przesłuchać był ostatnim, co teraz chciał robić.

- Twój kolega czeka w celi, myślałem, że będziesz chciał załatwić to jak najszybciej, ale skoro wolisz inaczej.. - uniósł dłonie, a potem oparł je na biodrach.

- Kolega?

- Erwin Knuckles. Kolega, wspólnik, jakkolwiek go nazywasz. To jak? Idziesz ze mną?

Erwin był aresztowany? Zwykle udało mu się uciec, a policja miała nie lada wyzwanie, żeby znaleźć dowody na to co wcześniej zrobił. Może to po prostu był blef ze strony Pisiceli? Mógł przypuszczać, że gdy powie mu o Erwinie, to Gregory będzie chciał szybciej zeznawać. Cholera, nie wiedział co robić. Jednak troska o siwowłosego była silniejsza od czegokolwiek innego. 

- Dobrze, pójdę. - skinął powoli głową. Musiał się dowiedzieć jaka jest obecna sytuacja. 


Knuckles siedział na ławce w celi. Wciąż był w samych spodniach, bez żadnej koszulki. Na jego plecach widniał sporej wielkości siniak, spowodowany upadkiem do wody. Bolał jak cholera, ale udawał, że nic go nie rusza. Oprócz tego na klatce miał kilka zadrapań i starych blizn. Odchylił głowę do tyłu, opierając ją o ścianę.

- Długo jeszcze będziecie mnie tu trzymali? - mruknął, przymykając oczy. - Chyba, że nie macie nic na mnie. W sumie co moglibyście mieć? Byłem na plaży, a potem tak po prostu mnie zgarnęliście. Pastora. - pokręcił głową i zerknął kątem oka na policjantów stojących po drugiej stronie.

- Czekamy na szefa. Sam przeprowadzi to przesłuchanie.

- Montanha? - uniósł lekko brwi i trochę się wyprostował. Tak szybko byłby na komendzie? Czy on nie miał być zawieszony?

- Nie. Juan Pisicela. - mruknął funkcjonariusz.

Pisicela. Czyli jednak zawiesili ciemnowłosego. A może on.. Nie, ta rana nie była tak poważna. Czemu Erwin w ogóle pomyślał o tym, że mogłoby mu coś się stać. Coś poważniejszego. Przecież Gregory go nie obchodził. A może tak tylko sobie wmawiał Erwin. Mimo wszystko nie chciał, żeby przez siwowłosego Montanha nie żył. Nie, nawet nie chciał w ten sposób myśleć. Pisicela będzie go przesłuchiwał, a wtedy dowie się co jest na rzeczy. 

A może Montanha rzeczywiście go wydał? Może przez to nie będzie obecny przy rozmowie z Pastorem. Nawet jeśli Grzesiu by to zrobił, nie byłby na niego zły. Chyba nie mógł. 

Pastor siedział tak jeszcze niecałą godzinę. Ledwo wytrzymywał z plecami i zagryzał mocno dolną wargę, tłumiąc tym samym trochę ból. Przez to jego usta delikatnie krwawiły. Wreszcie policjant kazał mu wstać i po ponownym skuciu kajdankami, przeprowadził go do pokoju przesłuchań numer 1.

W środku na krześle siedział już szef LSPD i przeglądał teczki z dokumentacją. Podniósł się, gdy wprowadzona Erwina do środka. 

- Witam, panie Pastorze. Nareszcie się tutaj spotykamy - uśmiechnął się cwanie.

- Tak, tak.. dzień dobry - odpowiedział siadając naprzeciw, a potem zerknął na policjanta, który go tu wprowadzał i uniósł ręce w kajdankach.

-  Rozkuj go i zostaw nas samych. Pastor chyba jest nieszkodliwy, prawda? - spojrzał na siwowłosego, zasiadając znów na swoim miejscu i oparł łokcie na stoliku.

- Jak zawsze - mruknął. Potarł wolne już nadgarstki, a potem delikatnie oparł się plecami o oparcie krzesła. - O czym chce Pan ze mną rozmawiać? - spytał obojętnym tonem.

- W nocy miał miejsce napad na kasyno. Rzekłbym nawet, że dość krwawy napad. Jeden ze złodziejaszków uciekał drogą wodną, akurat w tę stronę, gdzie znaleziono Pana. - mruknął i wyciągnął odpowiednie kartki z teczki. - Do tego ta kartoteka. Nie jest za ciekawie powiem szczerze..

- To czysty przypadek, na plaży mógłby być każdy. Akurat trafiliście na mnie. Ale mogę zapewnić, że nie widziałem tam nikogo podejrzanego, więc może wybraliście nieodpowiednie miejsce na poszukiwania. Swoją drogą, gdybym miał napadać na kasyno, a potem uciekać to pewnie skorzystałbym z pomocy osób trzecich, prawda? Może w drogę by wchodziła jakaś łódka albo chociaż mały ponton, hm? Wasz podejrzany pewnie jest już daleko stąd, a Wy przesłuchujecie teraz nieodpowiednią osobę. - Erwin odpowiadał szybko.

- Czysty przypadek? A ten siniak na pańskich plecach? Też znalazł się tam przypadkiem? Ubrania też zgubił Pan przypadkiem?

- Spadłem ze schodów. Niefortunny upadek - skłamał. - A co do ubrań.. Byłem na plaży. Tam chyba nie trzeba poruszać się w płaszczu. 

- Mhm.. - mruknął Pisicela. - Jednak to mi nie wystarcza. Co robił Pan wczoraj wieczorem. Proszę opowiedzieć o wszystkim. 

- Wczoraj? Zwykle porządkuje sprawy papierkowe i tak było też wczoraj. Później modlitwy za wiernych. Może to potwierdzić uhm.. mój pomocnik, Lucjan. 

- Dobrze, zweryfikujemy to. - odpowiedział, choć kompletnie nie wierzył w te słowa. - To teraz porozmawiamy o Montanhie.. Oszczędźmy sobie wszelkie wymówki i traktujmy się poważnie. Wiemy, że często się spotykaliście i nie wierzę, że Gregory stał się nagle taki pobożny.

Erwin patrzył na Pisicele uważnie. Nie wiedział na ile mógł sobie pozwolić, nie wiedział co wcześniej mówił mu Gregory. 

- Nic takiego mnie z nim nie łączy. Jestem Pastorem, prawda? Dużo ludzi mnie odwiedza, a ja staram się każdego wysłuchać. A to o czym rozmawiam  z wiernymi to już.. wiąże mnie tajemnica. Nie mogę o tym mówić. - odparł krótko.

- Mhm, czyli jeśli Pan Montanha zeznał, że to właśnie ty masz coś wspólnego ze światem przestępczym w tym mieście.. Wyprze się Pan tego?

- A zeznał tak? - Spytał. Kurwa. To by komplikowało sytuacje..

- Tego się Pan niedługo dowie sam. - Pisicela zamknął teczkę i podniósł się. 

Montanha siedział w pokoju obok. Obserwował przesłuchanie przez lustro weneckie. Nic jednak nie słyszał. Niedługo sam będzie na miejscu Erwina. Knuckles miał dwa wyjścia. Mógł kłamać albo jakimś sposobem wkopać we wszystko Gregorego. Kolejne godziny zadecydują o ich dalszym losie.



////

zapraszam na one shota, który wleciał wczoraj! 

Znajdziecie go na moim profilu <3

Miłego!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 28, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Sacrifice | Montanha x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz