#6

838 79 14
                                    


Erwin skupił się maksymalnie na ucieczce. Tak jak myślał, Pisicela zerwał ich umowę, wysyłając za nimi radiowozy. Mógł się spodziewać tego po nim. Skręcał w kolejną uliczkę, zerkając co jakiś czas w boczne lusterko, ale wciąż nie mógł zgubić ogona. San próbował go jakoś uspokoić, ale to nic nie dawało.

- Pierdolone psy - warknął głośno, gdy radiolka zaczęła zbliżać się niebezpiecznie blisko do ich tylnego zderzaka. 

Gdyby Carbo teraz prowadził, to już dawno temu byliby wolni. Zaczynał czuć poczucie winy, że przez niego cała ekipa może skończyć w więzieniu. Nie był wystarczająco dobry. Często te myśli pojawiały się w jego głowie. Szybko się ich pozbywał, ale one wciąż wracały.

- San, mam plan.. Jest cholernie głupi, może nie wyjść, ale musimy to zrobić. - zerknął na pasażera, a potem znowu wykonał kolejny manewr zawracania. Musiał zyskać jak największą przewagę nad goniącym ich radiowozem. Teraz na szczęście za nimi jechał tylko jeden i z tego co mówił San, nie było nad nimi helikoptera. -  Dzwoń szybko do Silnego, żeby podjechał pod tunele. Potrzebujemy jeszcze drugą osobę. Musicie wziąć chłopaków i przejść do drugiego samochodu. Szybka akcja, policja i tak będzie goniła mnie, was zostawi w spokoju. - mówił szybko i dość chaotycznie. 

- Nie wiem czy warto tak ryzykować, w tym czasie mogą do ciebie strzelać Erwin.

- Mam to w dupie. Musicie wziąć Carbo i Doriana. Sam ucieknę, dam radę - odpowiedział, choć sam w to wątpił. 

San zadzwonił od razu do Silnego i umówili się w konkretnym miejscu za kilka minut. Erwin zacisnął mocniej palce na kierownicy. Objechał kilka razy uliczki, które były niedaleko wjazdu do tuneli, zyskując tym samym więcej czasu na ucieczkę. Victorie nie był tak skrętne i przyczepne jak ich samochód. Wreszcie ruszył do umówionego miejsca. Wjeżdżając do tunelu zwiększył prędkość, żeby oddalić się jak najbardziej. Silny czekał w granatowym aucie przy rozwidleniu drogi. Erwin zatrzymał się przed nim, a chłopacy zajęli się przenoszeniem rannych. Kiedy zatrzasnęli drzwi pojazdu, zobaczył w lusterku światła radiowozu.

- Spierdalajcie stąd! - krzyknął do nich i wycofał lekko, żeby skręcić w drugą stronę. Pojechał w lewo, dociskając potem pedał gazu do końca. Zagryzł dolną wargę w skupieniu. Po chwili znów zobaczył czerwono-niebieskie światła. Pojechali za nim. Reszta ekipy uciekła. Udało się. Teraz tylko musiał sam uciec.


Pisicela z innymi czteroma policjantami weszli do środka kasyna. Niedaleko wejścia zobaczyli rannego Montanhe i Rifta. Został z nimi, a reszcie kazał znaleźć pozostałych członków grupy SWOT.

- No no Grzesiu.. Kasyno zrobione, ty ranny, a oni jak zwykle uciekli. Po staremu, co? - mruknął kucając przy Rifcie i rozkuł go. - Oh, nawet cię opatrzyli. Jak miło z ich strony - powiedział ironicznie stojąc przy nim. 

- Zabierz mnie do szpitala, dłużej tak nie wytrzymam.. - odpowiedział słabo.

- Jasne, ale najpierw formalności. Zostajesz zawieszony i tym samym otrzymujesz degradację ze stanowiska szefa policji w Los Santos. O korupcji i możliwym współudziale porozmawiamy później. Rift weź go do radiowozu. - spojrzał na drugiego policjanta i założył ręce na piersi.

Tom pomógł mu wstać i objął go w pasie. Wyszedł razem z nim z kasyna. Gregory ledwo chodził. Nie czuł już kompletnie rannej nogi i trzymał cały czas spuszczoną głowę, nie mając siły nawet utrzymywać jej w pionie. Nie odpowiedział nic również na słowa Pisiceli. Nie umiał wydusić z siebie słowa. Rift posadził go z tyłu w radiowozie, a jakiś oficer pierwszego stopnia zawiózł go do pobliskiego szpitala. W połowie drogi stracił przytomność. 

Obudził się kilka godzin później w sali pooperacyjnej. Otworzył leniwie oczy, a przed nimi zobaczył biały sufit. Westchnął ciężko znów przymykając powieki. Dopiero po chwili podniósł się trochę na łokciach i zauważył gościa. Obok niego na krzesełku siedział Dante Capela, z opatrunkiem na łydce.

- No nareszcie.. - westchnął cicho. - Jestem tu tylko na chwilę. Nie wiem czy Pisicela ci mówił, ale tymczasowo on przejął stery, jest szefem policji. Ty do czasu wyjaśnienia zostałeś zawieszony. Grzesiu.. Było między nami jak było.. Zjebałeś i teraz musisz za to odpowiedzieć, dobrze o tym wiesz.. Jednak nie ufam do końca Pisiceli. 

Gregory oparł głowę na poduszce i patrzył na Capele. Zwykle sobie dogryzali, rywalizując o pozycję w jednostce. Dante był naprawdę ambitnym policjantem. Chciał w przyszłości zająć stołek Montanhy, coż.. Gregory nawet mu tego życzył. Ze wszystkich oficerów, to właśnie on na to zasługiwał.

- Z tego co wiem, puścił pościg za nimi. Nie wiem czy kogoś złapali, ale niedługo się dowiem. Sam nie wiem czy powinieneś współpracować z Pisicelą, wlepi ci współudział za to kasyno. NA początku myślałem, że chodzi mu tylko o dobro komendy, ale teraz.. Chodzi tylko o Ciebie. - dodał po chwili.

- Wiem co zrobi, Dante. Jestem gotowy na to wszystko - westchnął cicho.

- Czyli co? Tak po prostu się poddasz? To trochę do ciebie niepodobne Montanha. - pokręcił głową.

- Czasami trzeba odpuścić. - powiedział znów obracając się na plecy i zamknął oczy.


Erwin siedział na brzegu plaży, wyciskając wodę z mokrej koszuli. Czarna marynarka i kominiarka leżały tuż obok niego. 

Nie miał wyjścia, policja  zbyt długo była na jego ogonie, a sam nie miał ochoty dłużej uciekać przez miasto. Mogli w każdej chwili wezwać posiłki, jeśli ten pościg będzie się dłużej przeciągał. Jego jedyną drogą ucieczki był skok do wody, dlatego to zrobił. Podjechał do najbliższego mostu i wysiadł, przeskakując od razu przez barierkę, zanim policjanci mogli wyciągnąć broń. Skok nie był idealny, mocno zranił się w plecy. Jednak zimna woda złagodziła ból. Płynął przed siebie, najszybciej jak mógł. Musiał zginąć z ich pola widzenia. Nurkował pod wodą, aż wreszcie oddalił się na wystarczającą odległość. Wtedy pozwolił sobie na sprawdzenie swojej lokalizacji. Niedaleko widział brzeg. Po kilkunastu minutach leżał już zmęczony na piasku. Tutaj chyba tak szybko go nie złapią. 

Patrzył przed siebie, a w głowie miał tylko szum fal. Chwila wytchnienia. Później wyjął telefon z kieszeni. Nie działał. W sumie czego mógł się spodziewać po takiej kąpieli.. Wyciągnął samą kartę SIM, a urządzenie rzucił w stronę oceanu. Siedział tam kilkanaście minut, zbierając siły. Wstał po tym czasie i ruszył wzdłuż brzegu. Niósł mokre ubrania ze sobą, jednak po drodze i tak je wyrzucił. Wreszcie znalazł dróżkę, która prowadziła w stronę głównej ulicy. 

Powinien był to przewidzieć. Wyjścia z plaży były obstawione radiowozami policyjnymi, a przy nich stali policjanci. Jak mógł być tak głupi? Wycofał się, mając nadzieję, że nikt go nie zauważył, ale nic z tego nie wyszło. Zanim ruszyła dwójka muskularnych mężczyzn w granatowych mundurach.

- Zatrzymaj się! - krzyknął jeden wyciągając taser z kabury.

Pastor zerknął za siebie i widząc wycelowane w niego urządzenie, westchnął ciężko. Uniósł ręce w geście poddania.

- To już nie można legalnie przejść się na plażę, no proszę Was panowie. - pokręcił głową.

- Odwróć się przodem w naszą stronę i nie wykonuj gwałtownych ruchów. 

- Okay, okay.. - wykonał polecenie. Wtedy podszedł do niego drugi policjant i zakuł go w kajdanki. - Mogę znać chociaż powód zatrzymania? - uniósł brwi.

- Wszystkiego dowiesz się na komendzie. Chociaż sam powinieneś się domyślić.


Sacrifice | Montanha x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz