#5

820 76 16
                                    


Na "trzy" oboje się rzucili do drzwi. Rift wyszedł pierwszy, a Montanha zaraz zanim. Zaczęli strzelać w kierunku, gdzie skryci byli ludzie napadający na kasyno. Ze strzałami z karabinu maszynowego niewielkie mieli szanse nawet na bezpieczne wychylenie się. Rift utrzymywał salwę, a Montanha zmienił lekko kąt, chcąc mieć lepszy dostęp do celów. W ten sposób udało mu się zdjąć jednego.


Dorian krzyknął głośno kiedy kolejny raz oberwał. Upadł na ziemie, trzymając się za prawy bok. Zza niego wyszedł od razu San, strzelając w stronę Rifta. Erwin, stał po drugiej stronie, wcześniej się ukrywając. Wolał przeczekać pierwsze strzały. Teraz się go nie spodziewali, a szczególnie nie spodziewał się go Gregory. Siwowłosy wychylił zza ściany i postrzelił drugiego w nogę, unieruchamiając go tym samym, zanim mógł oddać strzał w stronę odsłoniętego Sana. Kiedy San wciąż ostrzeliwał Rifta, Erwin przeszedł do Montanhy i wykorzystał sytuację, celując dalej do niego. Teraz mieli kartę przetargową.

- Jednak na coś się przydasz - mruknął. - Każ swojemu opuścić broń, bo odstrzelę ci łeb. - warknął.

Gregory patrzył na niego z lekkim strachem i sięgnął tylko do radia, przekazując informację Riftowi. Ten odwrócił się bardziej w jego stronę i rzeczywiście położył broń na ziemi

- Kopnij ją w moją stronę i żadnych sztuczek, jasne? - powiedział Erwin, a kiedy funkcjonariusz wykonał polecenie, to San wyszedł zza drugiej ściany i przejął karabin, celując do Rifta. Erwin ukucnął przy Montanhie i odpiął mu pasek od kasku, a potem go zdjął rzucając na bok. San w tym czasie zajął się Riftem, zabierając mu resztę niebezpiecznych przedmiotów, chcąc mieć pewność, że nic czasem nie wywinie.

- Mówiłem, że będziesz celem - powiedział ciszej Pastor, tak żeby drudzy go nie usłyszeli. 

- Zabij mnie, jeśli to jest to czego chcesz - mruknął Gregory, patrząc na niego uważnie. 

- Przydasz mi się, ty i ten twój.. kolega. - zerknął na drugiego funkcjonariusza. - Życie za wolny odjazd, sprawiedliwe nie uważasz? - uniósł brwi, choć nie było tego widać, bo Erwin miał na sobie kominiarkę. 

- Nie dadzą Wam odjechać

- Myślisz zbyt pesymistycznie Grzesiu - uśmiechnął się lekko i zabrał mu radio. - Siedź tutaj grzecznie, to nic ci się nie stanie. - podniósł się i podszedł w kierunku Sana. 

- Wziąłeś wszystko od niego?

- Mhm

- Dobra, zakuj go i ma siedzieć obok Montanhy. Potem wróć po naszych.

San pokiwał głową, a Erwin zaczął mówić na radiu.

- Mamy tych waszych bojówkarzy. Krótko mówiąc, nie postarali się. Oddamy ich żywych za wolny odjazd. Mamy wyjść z kasyna. Pod same drzwi podjedzie samochód, a wy nawet nie spróbujecie się do niego zbliżyć. Inaczej wasi ludzie zginą. - przekazał na radiu, a potem czekał na odpowiedź.

- Tutaj oficer Pisicela, skąd mamy mieć pewność, że nie blefujesz? Daj dowód, że nasi oficerowie są żywi. - odpowiedział, po krótkiej chwili.

- Więcej wiary - uśmiechnął się pod nosem i podszedł w stronę Grzesia, kucając przy nim - Teraz powiesz ładnie swojemu koledze, że żyjesz hm? - spojrzał mu w oczy, a Montanha pokiwał lekko głową.

Pastor podsunął radio bliżej niego i przytrzymał przycisk, patrząc uważnie na Gregorego. Nawet jakby powiedział coś więcej, coś niewygodnego dla nich, to Erwin od razu by ich odstrzelił. 

- Jestem tutaj ja i Rift, róbcie co mówią. Nie wiem w jakim stanie są inni. - mruknął przymykając oczy. Rana, którą miał na nodze coraz bardziej dawała we znaki. Co prawda uciskał kończynę powyżej zranienia, ale to i tak niewiele dawało. Udawał, że trzyma się dobrze. Zawsze to robił, nie chcąc pokazać, że jest słaby. 

- Dobra, zrobimy tak.. Zgodzę się na ten samochód, ale najpierw wyciągniemy rannych. - powiedział spokojnym tonem Pisicela.

- Nie, nie. Ja już znam te wasze sztuczki. Samochód będzie za pięć minut. To tyle. - powiedział odkładając radio i zapiał je znowu przy ramieniu Montanhy.

Gregory patrzył na Pastora z bólem w oczach. Jak miał się pozbyć uczuć do niego? To było niewykonalne. Nawet teraz, będąc jego zakładnikiem, myślał tylko o tym, żeby Erwin wyszedł z tego napadu cało. Siwowłosy również zerknął w jego stronę, a ich spojrzenia wreszcie się skrzyżowały. Wtedy Pastor szybko spuścił wzrok, co było trochę dziwne. Dotknął delikatnie palcami miejsce przy jego ranie na udzie. 

- Zaraz się wykrwawisz. - mruknął cicho.

- Tak jakby cię to w ogóle interesowało.. - szepnął.

Pastor spojrzał wrogo na Grzesia i uniósł dłoń łapiąc go za szyję. Miał brudne palce od krwi Gregorego, przez co zostawił nimi ślady na skórze. Odchylił jego głowę na bok, na co cicho jęknął Montanha.

- Interesuje - warknął do jego ucha Knuckles, tak żeby nikt inny ich nie usłyszał, a potem wstał nagle, zostawiając go tak po prostu. 

Ciemnowłosy patrzył na oddalającego się mężczyznę, oddychając ciężej. Cóż, tego się nie spodziewał. To znaczy, że jednak Gregory coś dla niego znaczy? Znów miał tyle pytań w głowie, na które pewnie nigdy nie dostanie odpowiedzi. 

San w tym czasie zdążył przenieść Doriana i Carbo, przy okazji ich opatrując. Dia musiał zostać w kasynie, nie daliby rady zabrać go do samochodu. San tylko odebrał mu broń i amunicję, żeby jej nie skonfiskowali. 

Erwin natomiast poszukał apteczki, wracając później do Gregorego. Mimo wszystko nie mógł patrzeć obojętnie na jego cierpienie. Okay, sam go do niego strzelał. Jednak wybrał postrzał w nogę. Nie chciał go zabić. 

- Teraz się nie ruszaj - powiedział klęcząc przy funkcjonariuszu. Wyciągnął z apteczki wszystkie potrzebne rzeczy, a potem rozciął spodnie ciemnowłosego i nałożył prowizoryczny opatrunek. Nie był najlepszy, ale powinien wystarczyć. - To teraz nie wlepicie mi zabójstwa - uśmiechnął się i wstał poprawiając swoją kominiarkę, a potem spojrzał na zegarek. 

- Wychodzimy? - spytał San, a Erwin pokiwał głową. 

Każdy z nich wziął jednego z chłopaków i skierowali się do wyjściowych drzwi z kasyna. Wreszcie stanęli przy bramie, a San nacisnął przycisk do otwierania jej. Przed nią czekał już samochód, na który byli umówieni. Wokół czekali policjanci. Na czele stał Pisicela z dłonią na kaburze. Mógł łatwo postrzelić choć jednego z nich, tak samo jak i reszta psów. Najpierw posadzili chłopaków na tylnych siedzeniach, a potem sami zajęli miejsca z przodu. W ich planie to Carbonara miał prowadzić, ale przez to, że został ranny, za kierownicą zasiadł Erwin. 

Odpalił silnik i ruszył z piskiem opon.



Sacrifice | Montanha x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz