Rozdział 11: Czas na zmiany!

307 25 30
                                    

Myśląc jeszcze o rozmowie z Młotkiem, wróciłem do domu. Od razu z kuchni wychyliła się głowa Itachiego. Spojrzałem na jego promienny uśmiech. Nie mógł się już doczekać, aż wrócę. Miałem ochotę znowu powiedzieć mu coś nie miłego, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język.

Naruto już drugi raz mnie ostrzega, że moim zachowaniem stracę tę wtrącającą nos w nieswoje sprawy łasicę. - pomyślałem, zdejmując buty.

Mimowolnie przypomniały mi się wszystkie te momenty, gdy mój głupi starszy brat mnie bronił. Było tego sporo... Zawsze mówił rodzicom, że śpię, wówczas ja nie mogłem tyłka podnieść z łóżka, bo byłem kompletnie pijany. Albo to, jak pilnował, aż odrobię wszystkie lekcje, czy zaprowadzał do szkoły w czasie gdy unikałem jej jak ognia...

Czasami był dla mnie bardziej ojcem niż bratem.

Nagle poczułem na swych policzkach łzy. Jako dziecko często ze łzami w oczach prosiłem rodziców o uwagę, potem przyrzekłem sobie, że nic mnie już nie złamie... Odkąd poznałem Naruto to już drugi raz jak płaczę.

W tej chwili nie potrafiłem już dusić w sobie wewnętrznego głosu...

Nie chciałem sobie wyobrażać swojego życia bez Itachi'ego... Bez niego, byłbym sam jak palec.

- Sasuke? - Itachi zmartwił się bardzo i szybko do mnie podbiegł. - Co się stało?! To przez ten kac? Wywaliłeś się i teraz coś cię boli?! - oglądał moją twarz i ręce zmartwiony. - Ej! Mów! - zawołał, gdy ja nadal nie potrafiłem z siebie nic wyrzucić.  W pewnej chwili złapał mnie za ramiona i potrząsł mną. - Już wiem! Naruto cię odrzucił, tak? Nie martw się! Próbuj dalej!

- I-idiota... - wyszeptałem w końcu. Wziąłem kilka głębokich wdechów i się trochę uspokoiłem. Itachi odsunął się, jednak nadal patrzył na mnie badawczo, co mi wcale nie pomagało. - P-przepraszam, d-dobrze? M-możesz trochę w-wtrącać się w m-moje życie - wykrztusiłem z siebie ledwie. Czułem przy tym, jak moja prawa brew drga niebezpiecznie, a na twarzy widnieje zawstydzenie.

Spojrzałem na jego zaskoczoną minę i mijając go, wszedłem do kuchni. Mogłem spodziewać się takiej reakcji, ale to było tym bardziej niezręczne.

- No wykrztuś to z siebie! - warknąłem, gdy nadal stał jak ten słup i nadal się na mnie gapił.

- J-jesteś chory, tak? To przez kaca, tak? - dopytywał, a ja fuknąłem pod nosem.

- Wszystko ze mną w porządku. Chyba... - ostatnie słowo dodałem zastanawiając się, czy nie zrobię sobie śniadania sam. Ostatecznie wygooglowałem sobie przepis na jajecznicę ze szczypiorkiem i przeszedłem do wyciągania składników.

- C-co ty robisz?! - podbiegł do mnie, gdy wyciągnąłem patelnię.

- Śniadanie. Nie widać? - mruknąłem. Odciągnął mnie od kuchenki, zanim jeszcze włączyłem palnik.

- W-wróć do pokoju i połóż się spać, dobrze? Ja ci nawet zaraz przyniosę śniadanie, dobrze?

- Spadaj! Chcę zrobić sobie śniadanie sam! - zawołałem wkurzony. - Rozpraszasz mnie. Wynoś się stąd albo usiądź i się w ogóle nie odzywaj!

Posłusznie usiadł na krześle i w ciszy mi się przyglądał.  Próbując nie zwracać na niego uwagi, robiłem sobie śniadanie. Oczywiście nie szło mi to zbytnio, jako że to było pierwszy raz, jak robię coś własnoręcznie. Nawet w restauracji, jak byłem na kuchni, zajmowałem się tylko wyciąganiem jedzenia z kuchenek na czas, albo przynoszeniem jedzenia z zamrażalni.

Po paru minutach moja jajecznica była na stole i wziąłem pierwszy kęs. Skrzywiłem się trochę, bo dałem za dużo soli. Za słone, ale jeszcze da się wytrzymać - uśmiechnąłem się dumny sam z siebie.

Zakazane słowa (SasuNaru)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz