Rozdział 1

4.4K 189 22
                                    

A/n: To nowa, nieco poprawiona wersja. Żeby się nie pogubić, radzę przeczytać rozdziały od początku ;) Enjoy! - A.

Weronika

Obiecałam Karolinie, że będę dzisiaj w cukierni najszybciej, jak się da, bo czekało nas robienie tortu weselnego. Jak na złość zaspałam i to solidnie. Powinnam być już w pracy, a dopiero wychodziłam z domu. Na dodatek musiałam przejść kawałek do samochodu, bo nigdzie w pobliżu nie znalazłam miejsca parkingowego. Jak pech, to pech.

Westchnęłam ciężko, przyspieszając kroku. Wiedziałam, że odetchnę z ulgą dopiero wtedy, gdy się przebiorę i założę fartuch, ale widok samochodu też mnie ucieszył. Wrzuciłam swoje rzeczy do wysłużonego renault clio i już miałam wsiadać, gdy spojrzałam w dół na koło od strony kierowcy. Szlag by to trafił. Flak. Nagle sobie przypomniałam, że gdy parkowałam wczoraj wieczorem, najechałam na krawężnik i usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, ale postanowiłam go zignorować. Ze złością kopnęłam w felgę i zawyłam. To nie był najlepszy pomysł.

– Co robić, co robić... – zaczęłam mamrotać pod nosem. W tych nerwach nawet nie mogłam sobie przypomnieć, czy mam zapas w bagażniku. Otworzyłam go, modląc się w myślach, żeby to cholerne koło zapasowe tam było. I cóż, było. Zapomniałam jednak, że koło waży więcej niż dwa kilo i wyjęłam je z trudem. Udało mi się też znaleźć klucz do kół i lewarek. Nie byłam jednak pewna, czy po jednym instruktażu od taty, byłam w stanie samodzielnie je zmienić. Z dużym prawdopodobieństwem za cholerę nie.

Zaczęłam odkręcać śruby i po pierwszych dwóch nabrałam nieco pewności siebie. Aż doszłam do trzeciej i ta ani drgnęła, choć w akcie desperacji prawie wlazłam na klucz, opierając się na nim całym ciężarem ciała. Za szybko zaczęłam się cieszyć.

– Co za jebana śruba! – zaklęłam, będąc już na granicy płaczu. Ten dzień był do dupy. Po prostu do dupy!

– Jeśli to miało być zaklęcie w stylu „sezamie, otwórz się", to raczej nie zadziała – powiedział męski głos.

Dyskretnie otarłam łzy i odsunęłam włosy z twarzy, zanim odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził. Facet musiał być mniej więcej w moim wieku. Nie dałabym mu więcej niż późne dwadzieścia. Stał z rękami w schowanymi w kieszeniach ciemnych spodni, a skórzana kurtka marszczyła mu się na ramionach. Karolina powiedziałaby o nim „pan mroczny i niebezpieczny", dopóki nie przyjrzałaby się jego koszulce z Looney Tunes.

– Chyba nie – przyznałam mu rację i odchrząknęłam, bo mój głos zabrzmiał piskliwie. – Dwie śruby udało mi się odkręcić, ale trzecia mnie pokonała.

– Może ja spróbuję? – zaproponował, przeczesując ciemne włosy, które niesfornie opadały mu na czoło w nieregularnych falach.

Czy koleś, który lubi królika Bugsa mógł być niebezpieczny? Miałam nadzieję, że nie. Skinęłam niepewnie głową i zrobiłam mu miejsce. Nie miałam nic do stracenia. Sama nie byłam w stanie zmienić tego koła, a byłam już masakrycznie spóźniona.

Chłopak podwinął rękawy kurtki i najpierw spróbował przekręcić klucz rękami, jednak bez powodzenia. Wyprostował się więc i kopnął kilka razy butem w klucz. Oczywiście, że śruba puściła. Zajęło mu to mniej niż minutę, a ja się tak męczyłam! Bez słowa zabrał się za kolejne i cóż, zmienił mi koło, choć wydawało mi się na początku, że propozycja pomocy obejmie tylko upartą śrubę. Zalała mnie fala ulgi i wdzięczności w kierunku nieznajomego.

– Dziękuję, sama bym nie dała rady – przyznałam szczerze, pesząc się nagle i czując, że się czerwienię. Gdy opadła złość związana z przebitą oponą, dostrzegłam, że mój wybawiciel jest całkiem przystojny. Nie w taki nachalny sposób, zwyczajnie przyjemny dla oka. Oczy koloru ciemnej czekolady przypatrywały mi się teraz z uwagą.

Słodki obłęd ZOSTANIE WYDANY 02.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz