Weronika
Poprzedniego dnia siedziałyśmy z Karoliną do późna, dopieszczając tort i dzisiaj mocno to odczuwałam. Słaniałam się na nogach ze zmęczenia. Najchętniej zaległabym na resztę weekendu w łóżku, z kieliszkiem wina i Netflixem.
Ze złością zgniotłam kawałek plastycznej czekolady. To zdecydowanie nie był mój dzień na robienie dekoracji, a miałyśmy z Karolą do zrobienia tort urodzinowy dla jej pięcioletniego bratanka. Gdybym tak bardzo nie lubiła swojej szefowej, zadzwoniłabym do niej rano i oznajmiłabym, że nie przyjdę. Była jednak nie mniej zmęczona ode mnie i to odrobinę pocieszało.
Po raz enty próbowałam wyrzeźbić pszczółkę, gdy zawołała mnie Ola.
– Werka, jakiś koleś o ciebie pyta.
– Jak wygląda? – zapytałam. Gdy proponowałam nieznajomemu rewanż, nie do końca wierzyłam, że może się pojawić. Ale może to ktoś inny? Jakiś dawny klient? Robiłam sobie pewnie tylko złudne nadzieje.
– Ciemne włosy, ciemne oczy, wysoki... – zaczęła wymieniać. – Przystojny całkiem. I ma na sobie koszulkę ze SpongeBobem.
Cholera, chyba to jednak on. Pośpiesznie wytarłam ręce w fartuszek, ale niewiele poza tym mogłam zrobić. Nie malowałam się do pracy, bo i po co? Nie wychodziłam do klientów, a do pracy dojeżdżałam samochodem. Teraz jednak zaczęłam żałować, że nie poświęciłam dodatkowych piętnastu minut na makijaż. Przed wyjściem z domu pomalowałam tylko rzęsy i nałożyłam balsam na usta. Na dodatek dojrzałam na spodniach plamę z czekolady. Świetnie.
– Karola, zaraz wrócę. Daj mi pięć minut – poprosiłam, a szefowa posłała mi wszystkowiedzące spojrzenie.
– Dam ci piętnaście. – Puściła oko i wypędziła mnie z pracowni.
Chłopak w koszulce ze SpongeBobem uśmiechnął się na mój widok. Wyglądał tak samo dobrze jak wczoraj, a może nawet lepiej. Nie sądziłam, że przyjdzie, ale gdzieś w głębi na to liczyłam.
– Cześć – odezwałam się pierwsza, mając nadzieję, że się nie czerwienię.
– Cześć – odpowiedział. Chyba nie wiedział, co zrobić z rękami, bo najpierw schował je do kieszeni, potem wyjął i wyciągnął prawą w moją stronę. – Nie przedstawiłem się wczoraj. Jestem Filip.
– Weronika, ale to już wiesz. – Chwyciłam jego dłoń. Miał długie, szczupłe palce. – Na co masz ochotę? – zapytałam.
Ciemne oczy Filipa przybrały barwę czekoladowego ganache. Chwilę przyglądał się mojej twarzy, a potem zerknął na witrynę. Zlustrował ją kilkukrotnie wzrokiem i uśmiechnął się rozbrajająco.
– Który z nich to twój ulubiony? – zapytał.
Otworzyłam szeroko oczy, ale momentalnie się zreflektowałam i spojrzałam na witrynę.
– Petit gateau z marakują jest pyszne – wskazałam palcem deser z żółtą, lśniącą polewą. Nie tylko był smaczny, ale też lubiłam go robić.
– Tak mówisz? – Filip uniósł brwi, jakby rzucał mi wyzwanie. Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
– Sam spróbuj. – Wyjęłam ciasto z witryny i naszykowałam do podania. Normalnie robiła to Ola, bardzo rzadko stawałam na sklepie, ale wiedziałam, że Karola zatrzyma ją jeszcze chwilę na zapleczu ze względu na Filipa. Musiałam pamiętać, żeby wpisać potem deser na swoją listę do spłacenia.
– Możesz ze mną usiąść na chwilę, czy masz bardzo dużo pracy?
Obejrzałam się na przejście do pracowni. Karola by mnie zabiła, gdybym tak szybko wróciła.
CZYTASZ
Słodki obłęd ZOSTANIE WYDANY 02.2023
RomanceMiłość zaczyna się... w cukierni Powieść z nurtu young adult, romantyczna historia ze stratą w tle Nie jest łatwo wrócić do życia po wielkiej tragedii. Weronika Adamczyk przeżyła coś, czego nie życzy się najgorszemu wrogowi. Straciła ukochanego. I m...