Rozdział 1

2.5K 125 20
                                    

Alicji momentalnie zabrakło tchu. Położyła dłoń na piersi, jakby chciała powstrzymać serce przed wyskoczeniem z niej, a następnie przysiadła na krześle, które podsunął jej Santiago.

To był ogromny szok. Jeszcze przez chwilę patrzyła na mężczyznę, licząc w duchu, że zaraz wyzna, że była to jedynie jakaś metafora tęsknoty, albo żart. Jednak jego poważny wyraz twarzy oraz łzy, kłębiące się w oczach, rozwiewały wszelkie wątpliwości.

- A-Ale... Co mu się stało? - zapytała drżącym głosem, kiedy wreszcie nieco się uspokoiła.

Santiago usiadł nieopodal niej i przez dłuższą chwilę milczał, jakby starał się opanować ogromną rozpacz. W końcu westchnął głęboko, potarł twarz, aż w końcu zaczął:

- Diego po powrocie z Hiszpanii dużo pił, ale jednocześnie nie pozwalał sobie wyrwać interesów z rąk. Choć zwykle jedynie szkodził, swoją impulsywnością, agresją i wiecznym wstawieniem. Początkowo z nim walczyłem. Jednak znasz go. Robił mi jeszcze bardziej na złość. Dlatego zrezygnowałem, wierząc, że w końcu się ogarnie...

- Ala! Co to za pogawędki? - Przerwała im współpracowniczka Alicji, wyraźnie zdenerwowana jej obijaniem się.

- Zrobię sobie przerwę, okej? - zapytała niepewnie.

Zwykle robili sobie je po godzinach szczytu, ale to była wyjątkowa sytuacja, która nie mogła czekać.

- No... dobrze. - Wzruszyła ramionami z lekceważeniem. - Ale mogłaś powiedzieć mi o tym wcześniej - fuknęła, żeby zaraz zebrać naczynia z pustego stolika.

- I co było dalej? - Ponagliła go, gdy Santiago wciąż milczał.

- Cóż. Nie wiem jak do tego doszło, ale Diego przyjechał ranny - powiedział, na co Alicja zasłoniła usta dłonią, a po policzkach spłynęły jej łzy. - Konkretniej nasi ludzie przywieźli go postrzelonego. W ramię.

- W ramię? - Zdziwiła się.

To nie wydawało się tak groźne jak postrzał w brzuch, czy głowę, więc tym bardziej nie mogła uwierzyć, że Diego umierał z takiego powodu.

- Początkowo wydawało nam się to niegroźną raną. - Ciągnął dalej, prostując się na krześle. - Zajęli się nim najlepsi lekarze, usunęli kulę i zadbali o to, żeby rana dobrze się goiła. Myśleliśmy, że to koniec. Ale kilka godzin później zaczęło się dziać coś złego. - Zamilkł, jakby chciał oszczędzić jej szczegółów, aby tak bardzo się nie przejmowała, ale to przyniosło zupełnie odwrotny skutek, a na dokładkę pobudziło wyobraźnię dziewczyny.

Na jej twarzy wymalowało się przerażenie. Patrzyła prosząco na mężczyznę z nadzieją, że wreszcie powie coś więcej, ale on znów walczył z rozpaczą. Z pewnością było to dla niego równie trudne. W końcu Diego, to jego jedyny syn, który osierociłby córkę.

- Zrobiliście mu badania? Co się stało?! - Nie wytrzymała.

- Otruto go. Nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy, ale nie wygląda to dobrze.

- Ale musi być jakiś sposób! - Poderwała się z miejsca. - Lekarze przecież mogą zrobić jakąś toksykologię i dowiedzieć się, czym go otruto...

- Lekarze załamują ręce. Poza tym nawet jeśli odkryliby co mu podano, nie jest to jednoznaczne z tym, czy mają na to antidotum - oznajmił smutno, wpatrując się w swoje dłonie.

- To niemożliwe. - Pokręciła głową.

To wszystko wydawało się rodem z jakiegoś kryminału, ale  to była rzeczywistość. Okropna, przytłaczająca rzeczywistość, która zwiastowała najgorsze.

- Jak bardzo jego stan jest zły? Mogę go zobaczyć?

- Cóż. Jest w szpitalu. Przytomny, żywy, ale z wyrokiem. Lekarze robią mu codziennie badania i faszerują go kroplówkami. Prosiłem ich, żeby mu tego nie mówili, bo jego stan zależy również od siły do walki. Ale dają mu góra miesiąc, nim dojdzie do niewydolności wielonarządowej - wyznał, nie powstrzymując już łez.

Alicja podeszła do Santiago i mocno go przytuliła. Oboje płakali przez kilka chwil, ku niezrozumieniu, a czasem nawet niezadowoleniu innych, ponieważ okazywanie ludzkich emocji publicznie, nie było czymś częstym i uznawanym za normalne.

- Muszę go zobaczyć - powtórzyła cicho.

- Jeszcze dziś mogę cię do niego zabrać, ale musisz coś wiedzieć, Alicjo - zaczął niepewnie, jakby miał więcej złych wieści.

- Tak? - Odsunęła się odrobinę, żeby móc spojrzeć na niego.

Przez ten krótki czas, zdążył niewiarygodnie osiwieć, a zmarszczki na czole i kurze łapki przy oczach zdecydowanie się pogłębiły, podkreślając jego leciwość.

- Od twojego odejścia wiele się zmieniło. Diego prawie ze mną nie rozmawiał, bo obwiniał mnie częściowo za twoje odejście...

- Ciebie?! - Obruszyła się, przerywając mu. - Sam jest sobie winny! To on spał z Jess i... - Zamilkła nagle. - Nie kochał mnie...

- Nie kochał cię? - Zdziwił się niezwykle. - Kochał cię jak... - Szukał porównania.

- Leilę - powiedzieli jednocześnie, a Alicja uśmiechnęła się złośliwie.

- Właśnie. Kochał we mnie jedynie jej odbicie - oznajmiła z żalem.

- Odbicie? Diego za tobą szalał i nie zawahałbym się postawić tezy, że nadal szaleje.

- A szalał, gdy spał z Jess? - Nie powstrzymała się przed podniesieniem głosu, ale zaraz zawstydziła się swoim atakiem.

- Fakt. Zrobił głupotę, jednak naprawdę żałował...

- Santiago. - Chciała ukrócić ten wywód, który nie wiadomo dlaczego, wzbudzał w niej poczucie winy. - Wiem, że Diego kochał we mnie jedynie podobieństwo do Leili. Cierpiałam przez niego i jeśli myślisz, że to odejście było łatwe, to wiedz, że nie. - Otarła policzek z łez. - Rzuciłam dla niego wszystko i miałam za swoje, wierząc w cudowne historie niczym z komedii romantycznej. - Oboje milczeli przez kilka chwil. - Ale dał mi również sporo szczęścia, dlatego chcę się z nim zobaczyć.

- Jest jedna rzecz, którą musisz jednak wiedzieć. - Chrząknął, uciekając wzrokiem we wszystkie strony, co tylko znów zaniepokoiło Alicję. - Diego się zaręczył.

Zaślepieni miłością ❤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz