Rozdział 7

2.4K 113 15
                                    

Diego wyprostował się, nie mogąc oderwać wzroku od skołowanej, zakłopotanej Alicji, która kompletnie nie wiedziała, jak powinna była zachować się w tej sytuacji.

- Co ty tu robisz? - wykrztusiła z siebie w końcu. - Powinieneś być w szpitalu, pod stałą opieką lekarzy!

- Wypisałem się na własne życzenie. Oni i tak nic nie robią. - Wzruszył ramionami. - I to ja cię pytam, co tu robisz? - zapytał, posyłając jej gniewne spojrzenie.

Vee spoglądała to na jedno, to na drugie z dorosłych. Coraz mocniej ściskała rękę taty, gdy napięcie między nimi narastało.

Alicja tymczasem milczała, sama niedowierzając, że po scenie ze szpitala zgodziła się tu przyjechać.

- Jest moim gościem. - Z opałów wyratował ją Santiago, który zjawił się zaraz w przedpokoju. - Do reszty oszalałeś, Diego? Życie ci nie miłe?!

- Daruj sobie. - Uniósł dłoń, aby go uciszyć, co jedynie jeszcze bardziej zdenerwowało Santiago.

Mężczyzna zacisnął dłonie w pięści, zmarszczył brwi i zazgrzytał zębami, hamując się chyba jedynie z powodu obecności wnuczki oraz Alicji.

- Lekarze i tak nic nie robią, oprócz wymieniania mi kroplówek. Tyle to i może mi zrobić Edward - powiedział obojętnie, po czym spojrzał na Vee z uśmiechem.

- Robisz wszystko, żebym zaczął żałować, że oddałem ci pieczę nad całym majątkiem. Jesteś lekkomyślny! Nierozsądny! - Coraz bardziej się rozkręcał, ale wtedy zły nastrój udzielił się Vee, która wtuliła się w nogi ojca i zaczęła szlochać.

W porę się zreflektował, jednak był tak wściekły na Diega, że niewiele brakowało, aby się na niego rzucił.

- Alicjo? Zapraszam cię do salonu. Nie mam już siły, żeby z nim walczyć - mruknął, a następnie odwrócił się napięcie, idąc w kierunku przestronnego pomieszczenia, które niewiele zmieniło się od ostatniej wizyty.

Dziewczyna usiadła niepewnie we wskazanym miejscu i wpatrzyła się w swoje dłonie. Czuła się jak piąte koło u wozu. W dodatku nie pierwszy raz. Każde spotkanie z Diegiem wywoływało jedynie więcej bólu, bo nabierała przekonania, że wszystko co niegdyś wydawało się, że ich łączyło, było kłamstwem.

- Nie zwracaj na niego uwagi. Masz prawo tu być. To jeszcze wciąż jest także mój dom! - powiedział zajadle Santiago.

Nalał z białego imbryczka ze złotą lamówką odrobinę herbaty do filiżanki z taką samą ozdobą, a następnie postawił przed Alicją maślane ciastka.

- Naprawdę dziękuję i wiem, że mogę na ciebie liczyć, ale nie chcę być powodem kłótni - oznajmiła z westchnięciem.

- Nie kłócimy się przez ciebie! - Santiago zaraz zaczął się tłumaczyć. - Diego po prostu... Zmienił się i to nie do poznania. Nawet pochował pamiątki po Leili, ponieważ...

- Wiem, że mnie nie wyganiasz i naprawdę mi miło. - Przerwała mu z życzliwym uśmiechem.

Doskonale rozumiała, że Diego ostatnio zachowywał się dziwnie, czego nikt nie mógł pojąć.

- Ale nie chcę czuć się jak intruz za każdym razem, gdy go minę - wyjaśniła.

- Rozumiem. - Santiago pokiwał głową, wlepiając wzrok w swoją filiżankę. - Nie powinienem naciskać, ani cię zmuszać. Jutro kupię ci bilet...

- Nie zostanę tu - oznajmiła najpewniej jak potrafiła.

- Chyba nie będziesz o takiej porze, jechała na lotnisko?!

- Zatrzymam się w hotelu, jeśli nie trafię na żaden lot.

- Chyba żartujesz, przecież nie pozwolę ci nocować w hotelu, kiedy na spokojnie możesz tu przenocować chociaż tę jedną noc! - Oburzył się.

- Santiago, doceniam to, ale nie chcę być powodem jakichś spięć, ani wyjść na kobietę, która planuje rujnować szczęśliwe narzeczeństwo Diega i Amelii.

- To tylko jedna noc. Poza tym, widziałaś jak Vee się ucieszyła.

- Santiago? - Przechyliła głowę w bok, prosząc niemo, żeby jej nie szantażował swoją wnuczką.

W końcu uległ i odwiózł ją do najlepszego hotelu, za który z resztą uparł się, że zapłaci.

Dopiero przy prysznicu, Alicja przypomniała sobie o liście, zabranym z gabinetu Diega.

Bez przerwy podczas namydlania się, czy spłukiwania piany, wpatrywała się w kopertę leżącą na umywalce i zastanawiała się, co mogło kryć się w środku.

Z jednej strony, czuła, że nie powinna była tego robić, ale z drugiej strasznie chciała wiedzieć, co takiego niby jej wysłał.

Po długich rozmyślaniach, kiedy już wytarła się dokładnie i chwyciła kopertę w dłonie, przypomniała sobie jak ostatnio ją traktował.

Koperta wylądowała w koszu, a Alicja doszła do wniosku, że jej treść nic nie zmieni. Zwłaszcza, że robił to tylko po to, aby uspokoić Vee.

Położyła się w miękkim, pachnącym łóżku, zgasiła lampkę, z zamiarem odpoczęcia po tym wszystkim, ale list wciąż zaprzątał myśli i nie pozwalał się wyciszyć.

W końcu ciekawość zwyciężyła. Alicja pospiesznie zapaliła światło, a następnie wyciągnęła kopertę z kosza i rozerwała ją, aby jak najszybciej wydobyć kartkę zapisaną odręcznym pismem.

Kochana Alicjo,

Vee znów zamęcza mnie, żebym napisał list. Ledwie już to wszystko znoszę. Miałem nadzieję, że w końcu jej się znudzi i da odpocząć mojemu złamanemu sercu, ale wygląda na to, że aż za bardzo spodobało się to tej małej, słodkiej kruszynce. Nie potrafię jej tego odmówić, choć wtedy tęsknię za Tobą podwójnie. Twoje zielone oczy, dosłownie mnie prześladują. Wystarczy, że zamknę na moment oczy i już je widzę... Widzę jak się do mnie śmieją, patrzą z pożądaniem. Widzę włosy, spadające blond puklami na ramiona i dalej i nie marzę o niczym innym jak je dotknąć oraz mieć Cię znów jak najbliżej przy sobie. Tak cholernie tęsknię za Twoim słodkim głosem, opowieściami o studiach, na które chciałaś chodzić, widokiem Ciebie beztrosko bawiącej się z Vee. Ale najbardziej chyba braknie mi Ciebie po prostu przy mnie. Takiej kochanej, ufnej, uroczej. Znaliśmy się tak niedługo, a mimo to, czuję się, jakbym stracił dobrego przyjaciela. Nie potrafię spojrzeć w lustro, mając świadomość, że odeszłaś na moje własne, głupie życzenie. Zakochałem się bez opamiętania i zrozumiałem to, gdy było już za późno. Teraz mogę jedynie żałować, bo choć tyle razy próbowałem znów się z Tobą kontaktować, za każdym razem tchórzyłem, wstydząc się tego jak Cię potraktowałem.
Nie wiem, po co to piszę, bo nawet nie zamierzam tego do Ciebie wysłać. Ale chyba trochę mi lżej, po przelaniu chociaż części moich myśli na papier.
Wierzę, że jeszcze kiedyś Cię ujrzę, żeby móc powiedzieć, że Cię kocham.

Diego

Na kartkę spadło kilka łez, które rozmyły kolorowe bazgrołki Vee, a już po chwili, Alicja rozpłakała się na dobre ze wzruszenia, patrząc na kartkę, której treść rozdzierała jej serce, a za razem budziła nadzieje.

Zaślepieni miłością ❤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz