Przed świtem II

1.3K 57 0
                                    


Severus Snape potknął się i upadł, kiedy wepchnięto go do pomieszczenia. W ostatniej chwili przypomniał sobie, żeby nie wyciągać przed siebie prawej ręki. Podłoga była kamienna więc przewracając się, zadrapał lewą dłoń. Usłyszał, jak drzwi zamykają się za nim, a zachrypnięty głos powiedział:

— Sev! Och, nie!

Tylko jedna osoba tak go nazywała. Zmusił się do otwarcia oczu, a przynajmniej spróbował to zrobić. Prawe oko nie chciało z nim współpracować, a kontakt z jasnym światłem sprawił, że musiał zamknąć je ponownie.

— Nie, Sev, nie rób tego. Nie zasypiaj.

— Harry — rzekł, siadając. — Moja głowa... — Czuł, jakby świat wirował wokoło.

— Dobrze, tylko nie zasypiaj. — Ręka dotknęła ostrożnie jego czoła. — Merlinie, co oni ci zrobili? Trzymaj się. — Po chwili Snape poczuł jak wilgotna szmatka delikatne wyciera mu twarz. Skrzywił się mimo woli, kiedy dotknęła jego oka. — Cholera — wymamrotał Harry tym samym zachrypniętym głosem. — W porządku. Większość to tylko zaschnięta krew, ale wydaje mi się, że możesz mieć wstrząśnienie mózgu.

— Moja głowa... Nie mogę...

— Och. Jest tutaj coś w rodzaju magicznej blokady.

To tłumaczyłoby te zawroty głowy — jeden z jego zmysłów został wyłączony. Spróbował znów otworzyć oczy. Prawe wciąż stawiało opór, ale udało mu się przyzwyczaić do światła. Zerknął w górę i zobaczył, że Harry z trudem wykonuje każdy ruch, a jego szyję zdobiły siniaki. Teraz wiedział dlaczego miał taki zachrypnięty głos. Zauważył też, że przy wycieraniu mu twarzy używał lewej ręki. Rozejrzał się po pomieszczeniu — byli w celi. Kamienne ściany i podłoga, jasne światło, żadnych mebli i wiadro w kącie.

— Potter, wydaje mi się, że ta fantazja jest zbyt realistyczna.

Harry parsknął śmiechem i wciągnął gwałtownie powietrze.

— Nie... nie rozśmieszaj mnie. — Jego twarz pobladła gwałtownie. — Chyba mam kilka złamanych żeber. — Przysiadł na piętach.

— Co się stało? — Snape oparł swój pulsujący bólem nadgarstek na kolanie. — Jak długo tutaj jesteś?

— Nie jestem pewien. Nie byłem zbyt... przytomny, kiedy mnie tu zamykali. — Umilkł na chwilę. — Już nigdy nie będę opiekunem żadnej wycieczki.

Ich zadaniem było pilnowanie grupy siedmiorocznych Ślizgonów i Gryfonów w dniu ich wycieczki na ulicę Pokątną. Podwójne znaczenie tej odpowiedzi uderzyło Snape'a z siłą pocisku, ale spróbował nie pokazać tego po sobie.

— Ani ja. Nawet z tobą.

Harry posłał mu słaby uśmiech.

— Co się stało? No cóż, po tym jak zniknąłeś zostawiając mnie z uczniami...

— Wcale nie zniknąłem — poprawił go Severus. — Ustaliliśmy, że damy im trzy godziny na swobodne zakupy. To oznaczało, że sami mieliśmy spokój na te trzy godziny. — I nie chciał przez ten czas pałętać się przy Harrym, jak jakiś zakochany kundel.

— W każdym razie — kontynuował młodszy mężczyzna — poszedłem do sklepu sportowego. Mają tam nowy model Nimbusa, który chciałem zobaczyć. Rolanda rozważa ulepszenie szkolnych mioteł. — Umilkł. — Merlinie, jestem takim idiotą!

— Eee... — Snape nie nadążał za tym tokiem rozumowania.

— Po prostu mnie złapali! A ja... — Znów umilkł. — W porządku. Byłem w sklepie i jeden z ekspedientów powiedział, że mają prototyp najnowszej Błyskawicy na zapleczu. A ponieważ jestem idiotą, poszedłem za nim.

FantazjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz