Odwiedziny

19 6 2
                                    


   Zbliżał się lipiec, a ona znowu bujała się na dobrze znanym jej fotelu. Próbowała nawet przypomnieć sobie trening i wrócić do sprawności na tyle ile pozwalałby jej organizm.
Skończyło się na tym, że z impetem skoczyła na kamień i złamała kość w prawym śródstopiu. W tym momencie uświadomiła sobie jak stała się krucha. Miała poważne ograniczenia.
Nie było przy niej Mędrca, który dawał jej „to" przeczucie. Nie miała swych zdolności. Była sama i kompletnie niezaradna. Nie była nawet jakimś wielkim geniuszem! Co miała do zaoferowania? Stała się przeciętna.
   Jej kule stały oparte o balustradę, a ona sama miała przed sobą mały stoliczek. Został jej tydzień do kolejnej wizyty u uzdrowiciela. Tym razem może zezwoli jej zdjąć unieruchomienie.
Z nudów pisała więc wiersze:

Szukałam ciebie, jak podmuchu wiatru na niebie
Lecące ptaki przypominają mi o tobie
A ja tu gnije sobie

   Skrzywiła się czytając ostatnią zwrotkę. Westchnęła.
- Oznacza to, że poetką również nie zostanę. – Oparła brodę na wewnętrznej części dłoni. Beznamiętne wpatrywała się w horyzont.
- Ciekawe czy znaleźli już zastępstwo za mnie, czy list w ogóle doszedł...
   Potarła oczy, a potem z jękiem uderzyła głową w stolik, który niebezpiecznie zabrzęczał. Z nudów skupiła się na oddychaniu. Poruszyła nozdrzami. Powoli podniosła się.
Zdolności sensoryczne jej nie opuściły. Coś się zbliżało i okrążało jej dom z lewej strony. Ten ktoś miał potężną czakrę, zastraszającą, duszącą. Spięła się, ale cóż mogła? Jej rodziców nie było, jej siostry również.
   Różne myśli przelatywały jej przez głowę, do czasu w którym wyczuła jeszcze zapach lodu, po którym momentalnie się rozluźniła i nawet odrobinę speszyła.
Wiedziała kto nadchodzi zanim wyłonił się w kapturze.
Wstała z fotelu i zabrała kulę. Stanęła przed schodami, gdy zza zakrętu wyszła wysoka, szczupła postać, która zatrzymała się przed schodami prowadzącymi na werandę. Nareszcie byli równego wzrostu. Przybysz zsunął materiał zasłaniający mu twarz.
   Yo-chin rzuciła mu się w ramiona, zanim pomyślała czy powinna to zrobić, ale DO DIABŁA! Nie zamierzała kontrolować wszystkich swych reakcji.
- Tobirama! – Wtuliła się w niego, kurczowo oplatając kark. Miał ten sam zapach, tą samą postawę. – Ty cholerny albinosie! Jakże się cieszę, że cię widzę!
  Mężczyzna nie pozostawał dłużny, zatrzymał swe dłonie na jej tali.
W końcu odsunęła się i złapała go za policzki. Jej oczy błyszczały, a na twarzy białowłosego wykwitł dobrze jej znany sceptyczny i ironiczny uśmieszek.
- Yo-chin, obiło mi się o uszy, że straciłaś parę miesięcy ze swojego życia.
- A ty straciłeś parę kilo, doprawdy wyglądasz tak samo jak w dniu w którym znalazłeś mnie w wieży. – Pokręciła głową, oczywiście hiperbolizując jego obecny wygląd. - Nic się nie zmieniłeś.
   Jej twarz przeciął sentyment. Przypomniała sobie ich wspólną historię, jak bliski jej był i jak bardzo jej go brakowało. Spojrzała mu w oczy, gdy opuściła dłonie. Tobirama przeniósł jedną z dłoni na jej policzek i odsunął kosmyk włosów zza ucho. Przypomniał sobie jej twarz, jej zapach i mimikę. Mentalnie nakazał sobie kontrolę.
Odsunął się delikatnie i zlustrował ją oczami. Spojrzał w dół i przyjrzał się usztywnieniu na jej prawej stopie.
- Co się z tobą stało? Spuszczam cię z oczu na rok i zobacz jak kończysz.
- Cóż, sprawdzałam czy mogę zostać tancerką – powiedziała sarkastycznym tonem. Schyliła się i podniosła kulę.
- Domyślam się odpowiedzi na to pytanie. Praca schinobi też znajduje się poza twoimi możliwościami.
   Yo-chin złapała się za serce.
- Ale z ciebie scyzoryk, wiesz gdzie uderzyć by bolało najbardziej.
- Zdowie cię opuściło – kontynuował, nie zwracając uwagi na jej zirytowany wyraz twarzy.
- Zaraz twoja dusza opuści ciało, jeżeli nie przestaniesz mówić mi tego co wiem i nie zdobędziesz się na komplement, nawet wymuszony. Należy mi się po takim czasie rozłąki.
   Uniósł kącik ust do góry, co nadało jego twarzy chłopięcego uroku. Takiego, który pozwalał młodym chłopcom uciec od kary.
- Widzę, że twój język został nienaruszony przez śpiączkę.
- Kiepski komplement, ale ujdzie w tłumie. – Pokręciła głową, a potem spoważniała. – Co ty tutaj robisz?
- Przybyłem po ciebie.
   Żołądek jej się ścisnął od mieszaniny emocji jakich doznała.
- Tobi... ja...wierzę, że wszystko opisałam jasno w tym liście. Sam widzisz w jakim jestem stanie. Nie przydam ci się, nie będę mogła cię chronić w żaden sposób.
- Głupia Yo-chin. Nie potrzebuje ochrony - wtrącił, nader uprzejmie.
- Źle się wyraziłam. – Przewróciła oczami na jego urażone, męskie ego. – Nie będę mogła ci pomóc. Polityk ze mnie żaden. Jestem słabej woli i Hashi przecenia moje możliwości. Kiedy widzę ludzi o silnej osobowości nie potrafię się im przeciwstawić.
- Śmiem wątpić - mówił z autopsji. 
- Nie masz pojęcie ile kosztowało mnie na początku postawienie się tobie. – Wskazała na dodatkowe krzesło. – Usiądźmy proszę, noga mi cierpnie.

   Spojrzeli na siebie po przeciwnych stronach stolika.
- Przybyłeś przekonać się czy mówię prawdę?
   Teraz to on pokręcił głową.
- Naprawdę dobrze, że jesteś momentami przewidywalna. Jeżeli zgodziłabyś się od razu i z pełnym entuzjazmem zapytała: „Kiedy ruszamy?", bez swego histerycznego nastawienia, byłbym zagubiony. Wybacz, że przeszkadzam cię w twojej depresji ale tam... – Wskazał za siebie. – Świat nadal istnieje i potrzebuje zasad.
   Odchyliła się do tyłu i zmrużyła oczy.
- Traktujesz mnie protekcjonalnie.
- Zachowujesz się jak dziecko. – Odbił piłeczkę.
- Wybacz mą ciekawość, ale dawno nie dostałeś w twarz, mam rację? – Nie dawała za wygraną.
   Tobirama zamiast się zirytować jak zrobiłby to rok temu, roześmiał się. Wyciągnął rękę i nakrył jej złączone dłonie. Poczuł się z powrotem żywy, młody. Brakowało mu kłótni z nieustępliwą Uzumaki.
- Zboczyliśmy z tematu – szepnął i puścił jej ręce.
   Yo-chin naprawdę poczuła się w jego obecności jak dzieciuch. Postanowiła przełknąć dumę.
- Dobra jestem na to za głupia! Słuchaj, wszyscy politycy zachowują się tak: na zewnątrz prawda, w środku kłamstwo. A w ich największej podłości trzymają się pozór godności. Ja tak nie potrafię. Wolę mieć kawę na ławę. Sam powiedziałeś, że ze mną jako dyplomatą Konoha znalazłaby się na skraju wojny.
- Kiedy to powiedziałem?
- Na weselu May'i. – Nie kojarzył. – W dniu głosowania na Hokage.
Pokiwał głową przywołując to w pamięci.
- Pamiętasz wszystko co ci mówiłem?
- W większości. Byłeś dla mnie autorytetem i na początku trochę się ciebie bałam. Byłam zauroczona, ale nadal miałam pewne obawy: czy nie będę dla ciebie za mało inteligentna.
- A teraz?
- Co teraz? Nie boję się ciebie. O ciebie - tak to inna sprawa. Cieszę się, że cię zobaczyłam - powtarzała się.
- To dobrze, więc wykorzystaj ten przypływ energii by zrobić coś dobrego.

   Yo-chin miała odmówić, po raz kolejny, ale przypomniała sobie pytanie od matki: „Kiedy przestaniesz uciekać"?
W jej głowie była pustka, brak przeczucia Mędrca. Jeżeli podejmie decyzję będzie ona w całości jej. Chciała żyć, chwytać rękoma to co los miał do zaoferowania. Jednakże przyzwyczajona do wstrzymywania swych myśli i uczuć, ten stan był niezmierzonym i wyburzonym oceanem, nad którym nie miała kontroli. Bała się takiego stanu rzeczy, ale dorosłość to ryzyko.
- Czy nie zaszkodzę Konoszę? Nie mam kontaktu ze światem od roku.
- Nadrobisz to. Nie obawiaj się. Dobrze, że jesteś szczera. Skupią się na tobie.
- Ach więc. - Wyrzuciła ręce do góry, rozumiejąc. - To jest twój prawdziwy cel? Ja będę na świeczniku, a ty niczym szara eminencja, będziesz popychał swoje pomysły. Stawiasz mnie jako mięso armatnie.
- Nie nazwałbym tego w ten sposób. Dodałbym „Piękne" mięso armatnie. Chciałaś komplement, prawda?
   Yo-chin złapała się za głowę.
- Tobirama, powiedz mi teraz szczerze: dlaczego daiymo nagle zechcieli wciągnąć w te obrady kobiety? Czy to nie aby przypadkiem pochwała lalkami: „A my w naszej wiosce mamy taką silną kobietę, ten model wyposażony jest..."
- Nie przyszło ci na myśl, że daiymo idą z duchem czasu? – Zapytał tonem ociekającym sarkazmem.
   Yo-chin uniosła brwi przechylając głowę.
Oczywiście, że nie.- przekazała mu niemo. Tobirama spoważniał, pokiwał głową. Porozumieli się bez słów.
- Średni ze mnie model pokazowy, ale skoro macie braki w kadrze...
- Na bezrybiu i rak ryba – wtrącił.
- Nieprawdopodobne, że nadal masz wszystkie zęby! Czy żadna z kobiet w Konosze nie próbowała ci ich wybić przez tą „szarmanckość"?
   Wzruszył ramionami. Pomyślał o takiej jednej...
- Jestem dobry w unikach. Nie wspominając o mojej szybkości
- Tak też słyszałam – odparła z udawanym współczuciem. *
- Teraz to ja się dziwie, że nie straciłaś przynajmniej jedynek. Mężczyźni muszą uwielbiać dyskusje z tobą.
- Oczywiście! Nie widzisz ilu mam kandydatów? Są jeszcze lepsi w unikach od ciebie! Nadal żadnego nie spotkałam.
   Ostentacyjnie odchylił się na krześle i rozejrzał.
- A szukałaś?
- Zabrakło mi czasu pomiędzy śpiączką, a złamaną stopą. A ty? Masz kogoś?
- Można tak powiedzieć.
   Momentalnie poczuła ukłucie. Jakby dziwną zaborczość w stronę młodszego z braci Senju. Ciągle miała na twarzy przyklejony uśmiech by nie zobaczył, że ją to uderzyło. Wstyd jej było za takie uczucie. Przecież nie mógłby pozostać jej kiedy parokrotnie go odrzuciła. Po to opuściła Konohę, by Tobi znalazł sobie kogoś, kto od razu wpuści go do swego serca.
To chyba ta słynna choroba dwubiegunowa.
- Ja... gratuluje. Kim jest, znam ją? – Przeklinała siebie za ochrypły głos. Nie chciała znać tej dziewczyny, nie chciała jej widzieć. Jestem naprawdę żałosna.
   Spoważniał.
- Jest młodszą siostrą tropicielki z klanu Inuzuka. Tropicielki którą zabił Ara.
   Wszystko do niej wróciło. Nie mogąc utrzymać dłużej pokerowej twarzy spojrzała w bok.
- To był ciężki czas – stwierdziła cicho. A przyszłość jaka znała od Mędrca nie wyglądała na lżejszą. – Jest dla ciebie ważna, dlatego jak Hashi nie wciągał Mito, ty nie chcesz ją wciągać w świat polityki?
   Niewypowiedziane pytanie, które wymsknęło się Yo-chin: „Czy ja jeszcze jestem dla ciebie ważna?"
- Nie chcę ją w to wciągać bo nie ma doświadczenia - odparł krótko i zwięźle.
- Nie stłamsiłeś ją swą osobowością?
   Wyprostował się na krześle i położył ręce na kolanach. Znała tą mimikę i napięcie. Tobirama tracił cierpliwość.
- Yo-chin, to jej rola nie dać się mi zdominować, nie mam nad tym kontroli.
- Ludzie idą na ustępstwa kiedy są zakochani. Nie oznacza to poddania się czyjeś woli.
- Więc widzisz dlaczego nie mogę ją ze sobą zabrać. Potrzebuje tam partnerki, nie kogoś we mnie zakochanego – wypowiedział to w zimny, pragmatyczny sposób. Dokładnie w jaki go zapamiętała, plus wydawał się jeszcze chłodniejszy.
   Tobirama, który proponował jej związek był człowiekiem twardym i nieprzystępnym, ale gotów by iść na ustępstwa. Ten tutaj był jak wylana magma, która wystygła. Taka która skamieniała, aż nie dało jej się nadać innego kształtu.
- Nie chcę cię zawieść. Nie chcę zawieść Konohy. – Wypuściła powietrze i oburącz odgarnęła włosy do tyłu. – Ale chcę pomóc. Co z Mizukage? Jeśli będę reprezentowała Konohę może zemścić się na moich bliskich.
- O to się nie martw. Pójdziesz do urzędu, jesteś tam zarejestrowana jako Chiyo? Zmienisz obywatelstwo na Konohę. Mizukage nie chcę wojny. Nie tknie tej rodziny, stara się otrzymać ogoniastą bestię od Hashiramy.
- Ogoniaste bestie?
   Ruszył głową nie chcąc ciągnąc tego tematu. Odpuściła więc,
- Jak uważasz. Lecz nie sądzisz, że położę życie mych bliskich pod niewiadomą? – Uniosła brew.
- Żadna niewiadoma. Jest żądny władzy, ale nie idiotą Yo-chin.
- Jest żądny nie tylko władzy – mruknęła, przypominając sobie jego dwuznaczne propozycje.
   
   Tobirama zacisnął szczękę. Czyli Mizukage nie ustosunkował się do jego ostrzeżenia, które mu przesłał. Pisał w nim by nie wykorzystywał dziewczyny i nie szantażował jej.
- Tak się składa, że złożyłem w imieniu Hashiramy wizytę Pierwszemu. – Popatrzył w niebo, chmurzyło się.
Wypowiedział to tak zwyczajnym tonem, jakby ludzie tutaj "od tak" mogli sobie porozmawiać z władzą. Wszystko mówił w ten sposób, jakby rozmawiał ze sprzedawcą jajek na targu. 
- Mówiłem w imieniu Liścia, jak bardzo wdzięczni jesteśmy za okazaną pomoc klanowi Uzumaki. Mgła przyjęła sporo ludzi z twego klanu. Najwięcej jednak wyemigrowało do kraju Deszczu.
   Zaintrygowało ją to. Co się stało z jej klanem? Gdzie się podział jego rdzeń? Musiała o tym pomyśleć, a wyruszenie z Tobiramą na misję i wyrobienie sobie kontaktów mogło być dla niej pomocne.
- Czyli Mizukage wie, że wy wiecie, że on wie, że to moja rodzina?
- Dokładnie – potwierdził i wstał.
   Yo-chin czuła się bezsilna, gdyż nie miała pewności.
- Mogę ci zaufać? – zapytała cicho. Nawet nieśmiało.
   Tobiramę tak to zbiło w z tropu, że przeniósł swa uwagę z powrotem na dziewczynę.
- Będę chronił twoją rodzinę – obiecał. – Tak jak ty moją.
   Mówił o Konoszę.
Yo-chin potrząsnęła głową, widząc konsternację swego rozmówcy wyjaśniła:
- Naszą rodzinę Tobi.
   Tobriama poczuł coś co myślał, że go opuściło – niepewność. Czy to o tym mówiono? Można ułożyć sobie związek, można żyć i nie myśleć dzień w dzień o danej osobie, ale mimo to, zawsze w sercu mężczyzny jest zbudowane oddzielne mieszkanie na swą pierwszą miłość. Jeżeli tak to okupowała je Yo-chin. Życzył jej jak najlepiej.
Pomrugał.
- Kiedy już pójdziesz zmienić obywatelstwo załatw sobie wizę dyplomatyczną.
- Sama?! Nie chcesz mi towarzyszyć? - Urzędy państwowe dla zwykłych były cywili dżunglą.
   Tobirama wyjął z kieszeni świstek i pomachał nim jej przed oczami.
- Nie panikuj. Specjalna prośba od Hashiramy, powinno załatwić sprawę szybciej. Potem przybądź do Konohy, sprawdzimy czy nadajesz się na to miejsce. Jeśli nie, nic się nie stanie, zobaczysz starych znajomych. Jeśli natomiast podołasz to nie jesteś tak głupia za jaką się uważasz. – Każde słowo było precyzyjne i pełne mocy. Tak jak sam Tobirama.
 Yo-chin wstała.
- To dla ciebie takie typowe – przemówiła. – Najpierw wchodzisz mi na ambicję i grasz na emocjach, a potem kończysz logicznym argumentem tak, że nie mam już nic do powiedzenia.
  Tobirama czekał na dalszą tyradę, miał zamiar odwrócić się i niekulturalnie odejść kiedy zaczęłaby jojczeć, lecz wyraz twarzy dziewczyny go zatrzymał.
Widniało na nim rozmarzenie, delikatność i szczerość.
- Za tym tęskniłam Tobi.


******************************************************

* Szybko - w kontekście seksualnym. Yo-chin zasugerowało Tobiramie, że ten szybko kończy stosunek i kobiety nie mają z niego satysfakcji 😛

Omg ich spotkanie jest dla mnie wholesome

Only life Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz