Jej umysł był jak kalejdoskop mieniących, żywych kolorów, które zmieniały się i migotały. Nie podobna była skupić się na żadnym ze kształtów, gdyż każdy zmieniał się co chwila. Nieraz barwy ustawały i nastawała czerń. W tych momentach czuła, że opada, a coś niezależnego od niej ciągnęło ją w dół- w otchłań beznadziei, której końca nie widziała.
W tych krótkich momentach jej świadomość budziła się, a wraz z nią strach. W czarnej dziurze pojawiały się obrazy, a wraz z nimi przyszło zrozumienie swej sytuacji.
I to w końcu ustało gdyż kalejdoskop znowu wybuchł kolorami i nie wiedziała już gdzie jest, kim jest i co ma się zdarzyć.
*****
- To już tydzień – wyszeptała z mocą Mirai. Odgarniała włosy z czoła swego dziecka, którego twarz dla matki nie zmieniła się od dziecięcości.
Jej siwe kosmyki prześwitywały spod burzy czerwonych włosów, o parę odcieni jaśniejszych niż jej męża Shina. Popatrzyła na niego z rezygnacją, a ten zareagował jak się spodziewała – gniewem.
- I co ja ci na to poradzę?! – wrzasnął. Nie umiał przemawiać delikatnie ani okazać troski. Jak oparzony oderwał się spod drzwi. Musiał się wyjść albo uciec. Te dwa pojęcia zawsze mu się mieszały.
Wyszedł na werandę i w myślach przeklinał gęsta mgłę, która znowu spowiła wioskę. Naprzeciw niego stała mała chata starszej córki- Sory. Nie tak dawno został dziadkiem. Sora nazwała córkę imieniem jego żony.
Zerknął na okno, które wychodziło na sypialnie Yo-chin. W poniedziałek znaleziono ją nieprzytomną w potoku. Jej ciało było poturbowane, jej głowa rozbita, tak jak jego nadzieje na przyszłość młodszej córki.
Nie był typem ojca troszczącego się o swe latorośle, nigdy nie potrafił taki być. Sam wychowywał się z dziadkami, gdyż jego rodzice, a dziadkowie Sory i Yo-chin, nie interesowali się nim za nad to. Dostał tyle ile zarobił, toteż nauczył się być wdzięczny obcym ludziom, niźli własnej krwi za okazanie mu serca. Czasem żałował swego charakteru, ale duma i buta nie pozwalała mu na zmianę.
- Teraz to już wszystko nieważne – mruknął sam do siebie.
Yo-chin nie obudziła się już tydzień, a lekarza nie wiedzieli kiedy to nastąpi. Mogła jutro, za miesiąc, za rok lub nigdy. W środę, zaledwie trzy dni od jej wypadku, do ich domu zapukał strażnik z Mgły.
Shin sam był w wojsku, przeto walczył na wojnie, więc nie zląkł się jegomościa. Jednakże, gdyby brakło mu doświadczenia to szczerze mógłby wzdrygnąć się przez ilość niewyjaśnionego gniewu w oczach młodego mężczyzny.
Zmiękł trochę gdy dowiedział się o przypadłości Yo-chin lecz nie chciał uwierzyć dopóki jej nie zobaczył. Sam podejrzewał, że ów młodzieniec może jest kandydatem do ręki dziewczyny.
Był – upomniał się.
Shin mylił się. Ów strażnik nie był kandydatem, a szpiegiem Mizukage. Yo-chin spóźniła się by zdać raport jego Kage, toteż miał zamiar postraszyć ją i jej bliskich by wiedziała, że ani ona, ani jej rodzina nie jest bezpieczna i ma wykonywać rozkazy.
Jego plany legły w gruzach kiedy dowiedział się o jej stanie. Była teraz bezużyteczna. Dziwnie patrzyło się na byłą boginie ninja zawiniętą niczym noworodek. Taka niewinna, podatna na złamanie.
Streścił co widział Mizukage, nie był zadowolony ze straty jednego ze swoich dobrych pionków.
*****
Konoha
Droga Yo-chin ...
Pióro Tobiramy zawisło w powietrzu. Czy tak wypadało? Zacząć list w ten sposób?
Skreślił i nabazgrał coś ponownie:
Zwracam się z uprzejmą proś...
- NIE! NIE! NIE! – żachnął pod nosem z rosnącą irytacją. Wyrwał kartkę, zmiętł ją do postaci kulki i rzucił do kosza. Nie widzieli się pół roku. Całe sześć miesięcy upłynęło pod znakiem zapytania. Do Mgły napisał tylko raz, w formie ostrzeżenia dla Mizukage by nie wykorzystywał dziewczyny i dał jej azyl oraz anonimowość.
Do jego biura w wieży Hokage rozległ się stukot.
- Wejść.
Zza drzwi ukazały się długie pasma brązowych włosów, zanim pojawiła się uśmiechnięta twarz Hashiramy.
- Jesteś zajęty?
- Tak.
- To świetnie się składa – odparł, jakby nie słysząc odpowiedzi brata. Ledwo zrobił krok w kierunku biurka, a Tobirama zakrył kartkę.
- Mam rozumieć, że napisałeś do Yo-chin? I wciąż uważasz to za dobre rozwiązanie?
Tobirama cicho zazgrzytał zębami.
- Nie. – Nachylił się kiwając na niego palcem, aż ten przybliżył się na odległość łokcia. Czekał na to i głośno krzyknął.: – Uważam to za jedyne rozwiązanie!
Hashirama potarł obolałe od głośności ucho. Białowłosy wstał zza biurka i oparł ciężar na przedramionach. Taka postawa mogłaby onieśmielić Hokage, ale dla niego Tobi im straszniejsza minę robił, tym bardziej przypominał sobie jego krnąbrną twarz gdy był dzieckiem.
Słodkim był młodszym bratem, zanim nauczył się mówić. Czemu nie mogło tak pozostać?
Jego uroczy braciszek kontynuował:
- Przejrzałem wszystkie opcje bracie. Kobieta od Nara musi tu pozostać kiedy mnie nie będzie, a ona była najodpowiedniejszą kandydatką. Pod względem intelektu ma się rozumieć. Klan Inuzuka ma dobre wojowniczki, ale tam zamiast pięści trzeba walczyć językiem. Korespondowałeś przecież z innych Kage, spodziewam się, że wysłannicy i wysłanniczki od nich będą równie chytrzy co bezwzględni.
- Mam żywy obraz o kim pomyślałeś z klanu Inuzuka - odparł sugestywnie. - Klan Hyuuga jest wyważonym, dumnym klanem – zastanowił się Hashirama. – Jednak dba on tylko o siebie.
Tobirama przechylił głowę na znak zgody.
- Myślałem o klanie Yamanaka, ale dochodzi tu inna sprawa...
- Musisz czuć się swobodnie ze swoją towarzyszką – dokończył ze zrozumieniem Hashirama. - Chciałem by Yo-chin odpoczęła od tego wszystkiego. Ta sytuacja z Mad..
- Nie wspominaj jego imienia przy mnie – uciął.
Hashirama uniósł brew. W takich chwilach przypominał on czemu został Hokage. Był miękki, ale twardy i zawzięty kiedy było trzeba.
- Będę mówić o kim chcę i kiedy chcę, a ty nauczysz się z tym żyć.
Tobirama zamiast wybuchnąć gniewem odchylił głowę się do tyłu.
- Już wiem, pokłóciłeś się z Mito. Ciąża daje jej się we znaki? – Sprytnie zmienił temat, który zapowiadał burzę. Po oczach Hashiramy wiedział, że nie pomylił się za bardzo.
- Nie rozumiem kobiet Tobi i zrozumieć ich nie zdołam. Jak to jest, że w pierwszym trymestrze gotów była wydrapać mi oczy kiedy chciałem ją dotknąć, a w drugim chcę zrobić dokładnie to samo gdy tego nie robię!
- O tym też nie chcę słuchać! – Wzdrygnął się. Wolał wmawiać sobie, że będzie stryjem dziecka, które wzięło się, na ten przykład, z kapusty. Wyobrażanie sobie swych rodziców albo co gorsza rodzeństwa, w scenach zawierających rozrzucone ubrania, było okropne.
Hashirama z politowaniem pokręcił głową. Zza paska wyjął list. Podał go.
- Byłem pewny, że będziesz miał trudności z napisaniem tego więc robię to w swoim imieniu, jako Hokage i jej przyjaciel. Możesz dopisać do niego co chcesz albo wysłać w takiej postaci. Mamy jeszcze dużo czasu, może znajdziesz inną partnerkę. - Po tych słowach wyszedł, nienaturalnie cicho zamykając drzwi.
Pewne Mito wkurza się kiedy nimi trzaska, wytresowała go sobie nie ma co.
Tobirama zerknął na list. Był porządnie napisany i zawierał wszystko co potrzeba.
Po wymianie listów Hashiramy z innymi Kage nastało pytanie: „co dalej?"
Było wiele spraw do ustalenia. Powinni ratyfikować umowy handlowe, różnego rodzaju pakty. Jednak to dwie sprawy były naglące:
Co z innymi państewkami, które nie wliczają się do pięciu wielkich nacji? Komu będą podlegać, co z nimi? Oraz sprawa bezpieczeństwa ogólnokrajowego.
Ich zagrożenie miało imię.
Madara.
Panowie feudalni ustalili, że każda wioska wyśle reprezentanta, kogoś ważnego stopniem oraz druga osobę. Może być to zwykły poplecznik, jednakże najlepiej byłoby by, aby była to osoba płci pięknej. Prawdopodobnie rosnąca niezależność militarna, materialna i psychiczna kobiet zainspirowała daimyo do podjęcia takiej decyzji. Nie żeby młodszy Senju wierzył w ich czyste intencje.
Mimo to Tobirama wiedział, że Yo-chin się ucieszy z takiego obrotu spraw.
Postanowił nic nie dopisywać. Wysłał list zaufanym sposobem tak jak go dostał.
CZYTASZ
Only life
Hayran KurguReboot serii "Duty first, love second" Co by było, gdyby Yo-chin zboczyła ze ścieżki izolacjonizmu, którą wybrała? Gdyby zechciała prawdziwe żyć, niż istnieć w pokucie? Gdyby wybrała uczynić świat choć trochę lepszym bez pomocy Mędrca, nadludzkich...