※ Rozdział 3 ※

1K 67 85
                                    

W końcu zaczęłam kontaktować ze światem. Zaczynałam widzieć i słyszeć, jednak pobudka nie była zbyt miła. Poczułam jak ktoś mnie klepie po policzkach. Wydałam z siebie cichy pomruk na co oberwałam z liścia. Natychmiast się zerwałam o chwyciłam za czerwony policzek.

-Ileż można budzić śpiącą królewnę - usłyszałam głos wściekłego kapelusznika.

-Ty to chyba bajek nie czytałeś. Każdy książę wie, że śpiącą królewnę budzi się pocałunkiem. Chociaż wątpię by od takiego "księcia" zadziałał - zrobiłam z ust Dziubek jak to miałam w zwyczaju. - Ejej spokojnie, nie denerwuj się tak bo zaczynasz parować.

-Lepiej po prostu wstawaj i idziemy. Że też będę musiał znosić cie jeszcze pare o ile nie paręnaście razy. Zwariuję chyba.

-Aż tak wariujesz na moim punkcie? Nie sądziłam że Cie tak kręcę - chciałam mu teraz zrobić jedynie jak najbardziej na złość w podziękowaniu za siniaka na twarzy.

-Że ty mnie? Kręcisz mnie tak że aż mi niedobrze - wywrócił oczami. - Idzisz czy mam cie zostawić?

-Idę idę... Nogi mnie bolą zanieś mnieeee!

-Radź sobie. I tak praktycznie nic nie robiłaś więc nie marudź.

-Jesteś okropny! Tartaglia jest wiele lepszy!

W tym momencie chłopak się zatrzymał i spojrzał mi w oczy łapiąc mnie za policzki. Syknęłam z bólu.

-Weź! To boli! Dopiero mnie spoliczkowałeś!

-I co z tego? Jak mam Ci udowodnić ze jestem lepszy od tego rudego gnojka?

-A więc ci zależy? Hmm... Jeszcze się zastanowię - wyrwałam się. - Rób se co chcesz idę zdać raport Signorze, Adios~

-Co? Czekaj nie! Na gadasz jeszcze nie wiadomo czego i się przyczepi do mnie!

Słyszałam jeszcze jak coś krzyczy za mną, jednak oddalałam się tak szybko że szybko straciłam go z oczu. Oj gdybym na niego nakablowała mógłby się stać dla mnie wiele milszy. Chociaz w sumie lubiłam się z nim droczyć i nie chciałam tego zepsuć. Wszystko więc postanowiłam zostawić dla siebie.

Gdy tylko weszłam do budynku, od razu zostałam "zaatakowana" przez Signorę i jej pytania. Oczywiście na wszystkie grzecznie odpowiadałam. Scaramouche przyszedł dopiero po jakiś 15 minutach. On to ma wyczucie czasu, bo akurat Signora zainteresowała się moim czerwonym policzkiem.

-Kto ci to zrobił? - spytała zmartwiona.

Ja jedynie popatrzyłam nerwowo na kapelusznika. Wkurzona kobieta do niego podeszła i zaczęła na niego wrzeszczeć i go pouczać. Czułam się jakby była moją mamą, lub nawet jego. Taka mamusia co poucza syneczka. Wyobrażając sobie to parsknęłam cicho śmiechem. Zostawiłam ich samych a sama wyszłam z budynku by pospacerować wokół niego. To nie tak że się obijałam. Chciałam po prostu zabić trochę czasu, ale że nie pozwolili mi iść do domu to wolałam nie ryzykować. Pech chciał że chyba nie tylko mi się nudziło bo wpadłam na rudego.

-A ty nie masz swojej roboty? - popatrzyłam na niego z wyższością.

-A ty? Nie miał cie przypadkiem Scaramouche niańczyć?

-Jego niańczenie mnie skończyło się kiedy mnie uderzył. Aktualnie "rozmawia" z Signorą. A co?

-To było do przewidzenia. Masz szczęście że masz jeszcze mnie~

-Aleś mnie pocieszył no nie mogę. Z dwojga złego wolę jego, chociaż wszystko robi za mnie.

-Rozpieszcza cię?

-No... Nie do końca ale jednak... W sumie nie jest aż taki zły jak o nim mówią.

-Nie mów że był dla ciebie miły.

-Powiem inaczej. Nie był dla mnie niemiły.

-Święto trzeba ustalić. Normalnie taki dzień zdarza się raz na parę lat.

-Gadasz.

-Naprawdę! Przeważnie jest taki naburmuszony.

-Wystarczy go dobrze podejść~ Po prostu może mnie polubił...

-Tak. To na pewno to. Oby tylko się do ciebie zbyt nie zbliżał. Ty tak samo. On jest niebezpieczny.

-A co, zależy Ci na mnie?

-A jak tak to co?

-W sumie nie wiem. Plus wiedz że nie mam zamiaru się zbytnio przywiązywać. Do nikogo.

-Dobra dobra rób jak uważasz. A teraz nie powinnaś wracać?

-Wieeesz chyba narazie zostanę z tobą. Opowiadaj czym tam die zajmujesz.

-Wywiad przeprowadzasz?

-Otóż to~

-No dobra.

Chodziliśmy więc wokół budynku i po okolicy. Dowiedziałam się sporo o Fatui. Chociażby tego że kradli Gnosis czy jakoś tak bogom. Dalej nie rozumiałam w jakim celu. Może do kolekcji? W sumie mało mnie to interesowało. Sama chciałam wziąć udział w takiej akcji. Zdobyli już dwa czy tam trzy te co się, więc zostało koło 4-5. Mogłam się jeszcze na któreś załapać.

-Tartaglia, a ty brałeś w tym udział? - spytałam zaciekawiona.

-Pewnie, to część mojej pracy. Dzięki mnie Morax skapitulował. Poza tym, mów mi Childe.

-Umm... No dobra, jak tam chcesz. I dzięki...

-Za co?

-Za rozmowę i odpowiedzenie mi na pytania. I wybacz za zajęcie ci czasu.

-Ależ ty tym sobie głowy nie zawracaj kochana, przynajmniej mogłem jakoś zabić czas - wziął moją rękę i ucałował ją. - Do następnego razu~

Nie zdążyłam już nic powiedzieć, gdyż oddalił się. Stałam jedynie jak słup soli próbując przetrawić to, co się właśnie stało. Ciągle w głowie miałam to "kochana". No idiota no! Nienawidzę jak ktoś tak do mnie mówi! Chociaż w tym wypadku to nie było takie złe. Cóż, następnym razem oberwie w mordę i na tym się skończy. Wyobrażając sobie to uśmiechnęłam się, po czym weszłam do sali zgromadzeń.

•]••'º'•»  «•'º'••[•

Wybaczcie ze tak długo ale nie miałam okazji się za to zabrać. I tak jest krótkie i już zrobione ostatkami sił, jednak chciałam dać cokolwiek by nie było że umarte. To co życzę miłego dnia/nocy i smacznej kawusi :>

Fatui Love ~ Childe/Scaramouche x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz