P. III / ZOSTAŁEM BEKSĄ

62 12 0
                                    

Miałem ochotę usiąść przy Ashu i trzymać go za rękę do końca świata, a przynajmniej do momentu, w którym się obudzi, ale niestety takiej możliwości chwilowo nie było. Musiałem najpierw zająć się rozpakowaniem całej torby leków, opatrunków i innych medycznych syfów, o których niedawno w ogóle dowiedziałem się, że są. Opatrunki schowałem w szafce najbliżej łóżka. Raz, że przecież powinienem Ashowi je regularnie zmieniać, a dwa, że z uporem chłopaka to pewnie wystarczy, że się obudzi i już zerwie kilka szwów. Przeciwbólowe też zostawiłem w zasięgu ręki, ale wszystkie leki, na których miał być Lynx już po obudzeniu odstawiłem dalej. Idąc do kuchni żeby schować w lodówce zapas kroplówek zauważyłem Singa. Jakaś część mnie cieszyła się z tego, że chłopak został. Nawet jeśli nasz kontakt miałby ograniczyć się do krótkich, urwanych rozmów czy słyszenia w tle szumu działającego telewizora. W razie czego nie byłem sam żeby zaopiekować się Ashem.

Pierwsze podłączenie kroplówki cholernie mnie stresowało. Jasne wystarczyło zawiesić woreczek przy łóżku i podłączyć jedną rurkę pod wenflon wbity w dłoń Asha, ale i tak stresował mnie cały ten proces. Odetchnąłem ciężko, gdy wszystko udało się bez problemu. Sprawdziłem, czy chłopak jest dokładnie przykryty kołdrą i usiadłem na chwilę na łóżku obok niego, delikatnie odgarniając mu włosy z twarzy i uśmiechając się smutno. Tak mało brakowało. Gdybym nie wysiadł z tego durnego samolotu... Przecież żaden z chłopaków nie kierował się w stronę biblioteki. Niewielu w ogóle wiedziało, że to tam trzeba szukać Asha. Skoro ledwo udało się go uratować dzięki temu, że go znalazłem, nie chciałem nawet myśleć o tym, co by się stało, gdybym poleciał zgodnie z planem do Japonii. Pisałbym kolejne wiadomości bez odpowiedzi, czułbym się ignorowany, może w pewnym momencie uznał, że skoro Ash tak chce skończyć nasza znajomość to absolutnie mu na to pozwolę i zapomniałbym. I nigdy nie dowiedziałbym się o jego śmierci. Alternatywnie wróciłbym do Stanów żeby się z nim skonfrontować po zdecydowanie zbyt długim czasie i wtedy Sing przekazałby mi wieści, które zniszczyłyby mi serce.

- Wygląda na to, że naprawdę nie możesz beze mnie żyć Aslan – oznajmiłem cicho z krótkim śmiechem. – Ledwie próbuję wyjechać z kraju a ty już prawie umierasz. No naprawdę. Jeśli tak bardzo chciałeś żebym został, wystarczyło poprosić. Nie musiałeś od razu dawać się dźgnąć.

Z żartami było trochę prościej. Były lepszą alternatywą niż złość, jeśli chodziło o ukrywanie moich prawdziwych uczuć. O ukrywanie tego, jak przerażony byłem, jak bardzo nie chciałem go stracić, jak jeszcze raz chciałem zwyczajnie usiąść z nim do posiłku i się powydurniać. Ash był moim najlepszym przyjacielem i oddałbym nawet własne życie gdyby oznaczało to jego ratunek. Podszedłem do stolika, na którym odstawiłem kawę, którą wcześniej zrobił mi Sing i wybrałem pierwszą lepszą książkę z ogromnej biblioteczki. Może to idiotyczne, ale nie zamierzałem spać. A przynajmniej zamierzałem spróbować nie spać. Bo cholera wie, kiedy Ash się obudzi. Może za kwadrans, może za tydzień. A ja chciałem przy tym być. Chciałem być pierwszym, co chłopak zobaczy po otworzeniu oczu. Czy to absolutnie idiotyczny pomysł, który i tak się nie uda? No jasne, że tak. Czy jakkolwiek mnie to powstrzyma? Oczywiście, że nie. Dlatego tylko rozsiadłem się wygodnie w fotelu i otworzyłem książkę, trzymając kawę w zasięgu ręki.

Tylko, że dni mijały. Ciężko było mi się połapać, jaki mamy dzień tygodnia, bo na zegarek nie patrzyłem prawie w ogóle. Kolejne upływające godziny wyznaczała mi kończąca się kroplówka Asha, którą trzeba było zmieniać, kończąca się kawa, którą jakimś cudem Sing nauczył się robić dla mnie akurat w momencie, gdy dopijałem poprzednią czy też w ogóle Sing wchodzący do pokoju z kolejnym posiłkiem. Chłopak z góry przeprosił za to, że nie miał bladego pojęcia jak się cokolwiek gotuje i zwyczajnie zamawiał jedzenie na wynos. Z góry obiecał mi też, że za każdym razem sam to żarcie odbiera, bo miał na tyle oleju w głowie by nie podawać lokalizacji kryjówki Asha wszystkim w okolicy. Cóż, o tyle dobrze, że pobliskie knajpy miały szeroki wachlarz dań, bo przysięgam, mógłbym jeść sushi przez ten czas i w końcu bym je znielubił. Moje kochane sushi. Za każdym razem zamawialiśmy też porcję dla Asha, ot na wszelki wypadek, licząc, że może się obudzi i pewnie będzie głodny. Widziałem zawód w oczach Singa, gdy za każdym razem, gdy wchodził do pokoju z nową porcją jedzenia, musiał zabierać poprzedni posiłek, który dalej leżał nietknięty.

Banana Fish - Delikatny Amerykanin i Nieczuły JapończykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz