First hour

342 26 22
                                    

        Harry siedział w niewielkim pokoju dla załogi samolotów, razem z Madeleine, Cassandrą i Monic (tak, był jedynym stewardem, który miał lecieć tą linią) i czekał za pilotami, którzy, jak to mieli w zwyczaju, oczywiście się spóźniali. Nie, żeby komuś to przeszkadzało; dziewczyny plotkowały, raz po raz wspominając o chłopakach z One Direction, którzy mieli lecieć ich samolotem i naprawdę nikt nie zauważył subtelnych aluzji Madeleine. Nic więc dziwnego, że kiedy w końcu do pokoju weszli Nick z Jacobem, Harry był zarumieniony.

- Witam państwa! – zawołał tubalnym głosem Jacob, poprawiając mankiety swojego munduru. – Zaraz odlatujemy!

- Jeszcze pół godziny, Jay – mruknęła Cassandra, nie zaszczycając Jacoba spojrzeniem.

        Harry uśmiechnął się półgębkiem; Cassandra Gesese miała afrykańskie korzenie i była dość ładną kobietą z dużymi, brązowymi oczami i pełnymi ustami. Była wysoka i miała wysportowaną sylwetkę i nienawidziła Jacoba, który od samego początku się do niej przystawiał.

- Musimy zrobić briefing – przypomniała Monic.

          Wszyscy zgodnie skinęli głowami i kiedy Nick i Jacob zajęli swoje miejsca, zaczęli przypominać sobie podstawowe zasady bezpieczeństwa, informacje odnośnie sytuacji awaryjnych i sposoby reagowania na nie oraz komendy awaryjne. Cass wspomniała o przypadkach medycznych i użyciu medykamentów z apteczki, a Nick zaczął analizować problemowe sytuacje, które miały miejsce podczas wcześniejszych lotów.

- W porządku – mruknął Harry, robiąc się coraz bardziej nerwowy przez wzgląd na zbliżający się odlot. – Możemy już iść na podkład?

          Dziewczyny zachichotały, co wywołało zdziwione spojrzenia dwójki pilotów, ale wszyscy wstali, szurając krzesłami po podłodze i skierowali się na płytę lotniska; nawet tu docierał pisk fanek.

-x-

         Harry już ich widział. Stał przy wejściu na pokład; wcześniej uzgodnili, że Monic zajmie się mówieniem przez głośnik, a on i Cassandra przyjmą pasażerów. Oczywiście, skończyło się na tym, że Cassandra nagle była zajęta przygotowywaniem napojów, a Madeleine musiała skoczyć na chwilę do kokpitu. A teraz stał przy otwartych drzwiach samolotu, widząc jak trójka chłopaków idzie w jego stronę, śmiejąc się i wzajemnie popychając, a jego serce biło śmiesznie szybko.

           Zayn wspiął się jako pierwszy i uśmiechnął się szeroko, podając mu swoją kartę pokładową. Harry rzucił okiem na papier, zrobił na nim dziwnego zawijasa czerwonym długopisem, który podrzuciła mu wcześniej Madeleine i wskazał mu dłonią odpowiedni kierunek do zajęcia właściwego miejsca, rzucając cicho:

- Witamy na pokładzie.

            Kiedy mulat się oddalił, Harry wychylił się na zewnątrz, zauważając, że Niall i Louis stoją pod schodami samolotu, rozprawiając o czymś zawzięcie. Blondyn pchnął niższego chłopaka, a ten posłał mu pełne oburzenia spojrzenie, którym Niall się nie przejął, wspinając się po schodkach.

- Cześć! – zawołał i machając kartką przed oczami Harry'ego, rzucił się w stronę Zayna, rozpychając na miejscu obok niego.

- Tak, um... witaj na pokładzie? – Harry zmarszczył brwi, patrząc za nim, ale nic więcej nie zdążył zrobić, bo usłyszał przy uchu inny głos.

- Cześć.

        Harry drgnął i w duchu dziękował Bogu za to, że nie podskoczył. Doskonale znał ten głos; głos, który sprawiał, że drżały mu kolana. Głos tak miękki i melodyjny, którego mógłby słuchać przez całą wieczność.

✔ Fly High ✔ (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz