Harry nie był w stanie spojrzeć na martwe ciało Madeleine, ułożone na siedzeniu w pomieszczeniu dla personelu. Nie mógł patrzeć na jej blade, kruche, wiotkie i martwe ciało i czerwone włosy rozsypane wokół drobnej twarzy.
Miał jej krew na rękach i na mundurze. Był cały we krwi, czuł, jak ten zapach powoli w niego wsiąka, niezmyty kroplami łez, które wcześniej spłynęły po jego twarzy, zostawiając zaschnięte, brudne ślady.
- Harry? – Cassandra położyła delikatnie dłoń na jego ramieniu.
Chłopak nie odpowiedział, tępo wpatrując się w zasychającą krew na swoich palcach.
- Harry... – powtórzyła ciszej, błagalnym głosem. – Proszę, Harry, potrzebujemy cię.
- Ona... Ona też mnie potrzebowała – odpowiedział zachrypniętym od płaczu głosem. – Potrzebowała mnie, a ja jej nie ochroniłem. Pozwoliłem jej umrzeć.
Jego głos się załamał i pociągnął nosem, czując niepokojące pieczenie kącików oczu. Miał ściśnięte gardło i nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Chciał po prostu płakać lub szlochać, lub krzyczeć. Zrobić coś, cokolwiek, ale nie był w stanie, bo Madeleine już nie żyła, a on temu nie zapobiegł.- Ona nie...
- Nie mów mi, że ona by tego nie chciała, Cas! – przerwał jej gwałtownie, wstając i wycierając twarz wierzchnią częścią dłoni. – Bo naprawdę nie masz pojęcia, czego ona by teraz chciała – warknął.
Oddychał szybko, jego pierś unosiła się i opadała, gdy łapał oddech. Po chwili zacisnął powieki i wypuścił z pomiędzy popękanych ust drżące westchnięcie.
- Przepraszam, Cas – szepnął. – Ja po prostu...
- Rozumiem, Styles. – Dziewczyna ostrożnie poklepała go po policzku. – Po prostu... Potrzebujemy cię, okej?
Harry powoli skinął głową i wyszedł za nią.
Pasażerowie siedzieli na swoich miejscach; tym razem nikt nie spał, nikt nie czytał, nikt nie pracował. Wszyscy po prostu siedzieli, patrząc w przestrzeń, w milczeniu. Monic głaskała po głowie jakieś dziecko, a Liam przechadzał się wąskim przejściem w tę i z powrotem, raz po raz zatrzymując się przy jakimś fotelu, by zerknąć przez okno; pod nimi rozciągał się ocean. Z tyłu jego koszulka była pomięta i odsłaniała rękojeść pistoletu. Zerknął przez ramię i uśmiechnął się nieco perfidnie na widok Harry'ego.
- Och, wróciłeś. Już myślałem, że będziesz chciał wyskoczyć z samolotu, czy coś – powiedział radosnym głosem. – Ale nie, nie mógłbyś tego zrobić, co? Jesteś takim pieprzonym bohaterem, Harry.
Harry nie odpowiedział. Zacisnął szczęki i odwrócił wzrok. Doszedł go cichy śmiech Liama, ale Harry nie dał się sprowokować. Mimo wszystko Payne nadal miał broń, a Harry nie był w stanie ryzykować kolejnego niewinnego życia. Dopiero po chwili zorientował się, że patrzy na Louisa; uniósł lekko kąciki ust w pocieszającym uśmiechu i wyciągnął rękę, zaciskając palce na ramieniu chłopaka, który momentalnie rozluźnił się i westchnął cicho.
- Nie najlepszy lot, co? – mruknął Harry.
- Miewałem lepsze – odpowiedział cicho Louis, zerkając do tyłu. – Mimo wszystko, dobrze być tutaj... z tobą. Harry, tak mi przykro, ja...
Harry potrząsnął głową.
- W porządku, Lou. Wiem.
Przez chwilę milczeli i Harry nie mógł dłużej znieść wpatrujących się w niego niebieskich tęczówek, więc przeniósł wzrok na siedzącego obok Nialla i Zayna, których palce były ze sobą splątane w mocnym uścisku. Blondyn zadarł głowę do góry i uśmiechnął się lekko, wyraźnie blady i przestraszony.
CZYTASZ
✔ Fly High ✔ (Larry)
FanfictionWyobraź sobie, że zamykają cię w wielkim blaszanym pudle razem z setką innych, obcych ludzi. Wyobraź sobie, że to wielkie blaszane pudło znajduje się setki kilometrów nad ziemią. A teraz wyobraź sobie, że razem z tobą leci światowej sławy zespół i w...