Fifth hour

331 23 2
                                    

            Harry podskoczył. Dziewczyny krzyknęły przerażone, a ich głosy zmieszały się z głosami pasażerów. Rozległ się płacz dzieci.

Nie, nie, nie
!

         Harry nie miał pojęcia, skąd wzięła się w nim taka odwaga, ale wyszedł z pomieszczenia dla obsługi, biegnąc wzdłuż wąskiego przejścia, przepychając się przez przerażonych pasażerów.

 - Każcie im usiąść! – zawołał przez ramię w stronę dziewczyn, które patrzyły za nim z strachem wymalowanym na twarzy.

 - Harry, nie!

           Harry od razu rozpoznał ten głos. Był miękki – jak zwykle – ale także nieco piskliwy i słychać w nim było zdenerwowanie. Harry zatrzymał się na chwilę i odwrócił, patrząc na Louisa, który wstał ze swojego miejsca, ze słuchawkami zwisającymi przez jego szyję, wpatrując się w niego z łzami w oczach.

 - Muszę, Lou – powiedział Harry, a choć był pewien, że przez panujący hałas Louis go nie usłyszał, ten skinął powoli głową.

           Kiedy biegł, mijając rozhisteryzowanych, płaczących ludzi, kulących się na swoich siedzeniach, naprawdę nie wiedział skąd wziął mu się pomysł, by wrócić do Liama. Uzbrojonego Liama. Jednak musiał wiedzieć, musiał się upewnić, czy z Nickiem i Jacobem wszystko w porządku. Poza tym nie mógł tego tak zostawić; musiał wiedzieć, gdzie dokładnie znajduje się Liam i czy ktoś został ranny. Pasażerowie, którzy znajdowali się najbliżej kokpitu, tulili się do siebie, łkając cicho.

 - Czy... – zapytał cicho, zachrypniętym głosem, rozglądając się. – Ktoś z was jest ranny?

           Przez krótką chwilę nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi. Starsze małżeństwo trzymało się za ręce, młoda matka przytulała swoje kilkuletnie dziecko do piersi, z wszystkich oczu sączyły się łzy. Dopiero po kilku sekundach jeden z postawnych mężczyzn, siedzący tuż przy przejściu, pokręcił głową.

 - Ten kto ma broń nawet tutaj nie wyszedł.

           Harry odetchnął z ulgą.

 - Ale... Weszła tam kobieta. Blondynka. Kilka sekund przed wystrzałem.

           Chłopak rozejrzał się i jego wzrok padł na ciężarną kobietę, koło której było puste miejsce. Ruth. Harry skinął głową i wziął głęboki oddech. Pokonanie tych kilku metrów jeszcze nigdy nie wydawało się tak ciężkie. Jego nogi odmawiały posłuszeństwa, a rozum podpowiadał, by stąd uciekał, jak najdalej i jak najszybciej. Ale nie mógł. Słyszał szepty ludzi, ale nie docierał do niego sens ich słów. Powoli wyciągnął rękę, zaciskając drżące palce na granatowej kotarze, zanim w końcu odsłonił ją i przeszedł do przedniej części samolotu.

           Liam poderwał głowę, patrząc na niego z zainteresowaniem. Ruth siedziała na podłodze, opierając się plecami o siedzenie, bawiąc się łuską naboju.

 - Przepraszam za zamieszanie – odezwał się Liam, uśmiechając się czarująco. – Moja siostra chciała pokazać mi, jak to świetnie strzela. – Wzruszył ramionami.

           Harry'emu zaschło w gardle. Jego mięśnie były napięte do tego stopnia, że nie potrafił się poruszyć. Wpatrywał się w Liama, który nadal uśmiechał się lekko, kiedy oparł ręce na udach i podniósł się ciężko; za pasek spodni włożony miał pistolet, a na piersi lśniła mu odznaka, zabrana z martwego ciała policjanta.

- Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że to ty tutaj wpadniesz – powiedział Liam, podchodząc do niego wolnym krokiem. – Jesteś całkiem uroczy... Harry – dodał, zerkając na plakietkę z imieniem przypiętą do munduru Stylesa.

           Harry chciał się cofnąć, ale nie potrafił. Liam stał przed nim z rozbawieniem wymalowanym na twarzy i to jeszcze bardziej przerażało Harry'ego.

 - Ale domyślam się, że niestety nie przyszedłeś tu do mnie – kontynuował chłopak, przekrzywiając głowę. – Do Ruth zapewne też nie. A jeżeli miałeś nadzieję, że cudowny Edward Caine przybędzie wszystkim na ratunek, to muszę cię zmartwić, bo... Cóż, Caine nie żyje. – Liam wzruszył ramionami. – Ale to pewnie wiesz, bo przecież sam widziałeś, jak umierał, prawda? – Kąciki jego ust zadrżały w uśmiechu.

           Liam spojrzał przez ramię na swoją siostrę, która nie wykazała większego zainteresowania całą tą rozmową. Chwilę później brązowe oczy chłopaka spoczęły na Harrym, który zerknął w kierunku kokpitu; twarz Liama rozjaśniała.

 - Och, a więc to ty chcesz odgrywać bohatera! – zawołał, klaszcząc w ręce. – Cudownie! Jeśli chcesz, możesz sprawdzić czy z pilotami wszystko w porządku, ale zapewniam cię, że żyją. Jeszcze – zaśmiał się, odsuwając na bok, gestem dłoni wskazując Harry'emu drogę.

           Patrząc na jego twarz, Harry nie wiedział, czego może się spodziewać. Być może Liam nie zrobi nic, a wystrzał broni rzeczywiście był tylko wypadkiem. Być może, gdy tylko się ruszy, Liam wsadzi mu kulkę w głowę. A potem zabije Nicka. I Jacoba. I resztę pasażerów i załogę samolotu. Nie, przemknęło mu przez myśl, nie zabije pilotów, musi przecież jakoś wylądować. Zrobił jednak krok do przodu, chcąc upewnić się, że nic im nie jest. Że nie są ranni.

           Kiedy położył dłoń na klamce, poczuł za sobą czyjąś obecność, a chwilę później coś zimnego dotknęło jego karku. Pistolet. Liam pchnął go lekko, zmuszając, by wszedł do środka.

 - Tylko bez wygłupów, Harry – powiedział cicho.

           Harry zrobił krok do przodu, otwierając drzwi. Nick, siedzący za sterami miał słuchawki na uszach i wydawał się być zdenerwowany; Jay obrócił się natychmiast w fotelu i zamarł, wpatrzony w Harry'ego.

 - Witam panów kapitanów – odezwał się Liam żartobliwym tonem.

           Ramieniem owinął ciało Harry'ego, przysuwając go do siebie bliżej i przyłożył lufę broni do jego skroni. Zacmokał niezadowolony, gdy Jay poruszył się niespokojnie. Harry drżał, czując, jak jego serce bije w zastraszającym tempie.

 - Darujmy sobie tą całą gadkę, bym nie robił nikomu krzywdy, bo nie zrobię, jeśli tylko wszystko pójdzie po mojej myśli – powiedział spokojnie, nieco znudzonym głosem. – Darujmy sobie także ten moment, w którym mówię, byście nie wzywali policji, bo i tak wiem, że już do nich zadzwoniliście. Więc lepiej podnieś słuchawkę – zwrócił się do Jacoba – i skontaktuj się z nimi.

           Jay przeniósł spojrzenie z broni Liama na oczy Harry'ego i przez krótką chwilę ich spojrzenia się spotkały, po czym szybko sięgnął po telefon, wciskając odpowiedni klawisz i przystawiając słuchawkę do ucha.

 - Powiedz im, że tu jestem, razem z wami i dobrze się bawimy – poinstruował go Liam, przesuwając lufą pistoletu po twarzy Harry'ego, który przymknął oczy. – A teraz powiedz, że trzymam na muszce tego ślicznego chłopczyka.

           Broń wbiła się w policzek Harry'ego, który oddychał płytko. Jay powtórzył słowa Liama.

 - P-pytają o twoje żądania – powiedział po krótkiej chwili Jacob.

           Liam zaśmiał się.

 - Powiedz, że nie wymagam wiele. Chcę jedynie, by na lotnisku nie roiło się od policji, żebym mógł spokojnie wysiąść z samolotu i zniknąć. Nikomu nie stanie się krzywda – przerwał, odczekując, aż pilot powtórzy jego słowa do słuchawki. – Ostrzeż ich jednak... – dodał, przekrzywiając głowę, by spojrzeć na Harry'ego. – Że jeśli ktokolwiek na pokładzie zacznie odgrywać bohatera... Przypadkiem mogę nacisnąć spust. Paf. A jeśli na lotnisku zobaczę choć jeden radiowóz... Bomby, które na pokładzie umieścił mój wspólnik, wybuchną. Bum. – Zamilkł na moment, po czym wbił puste spojrzenie w Jacoba. – Nie. Mam. Nic. Do. Stracenia – wycedził, a gdy upewnił się, że mężczyzna przekazał jego wiadomość, niecierpliwym ruchem ręki wskazał na telefon.

           Jacob wpatrywał się przez chwilę w jego rękę, zanim Nick nie ponaglił go skinieniem głowy; dopiero wtedy wstał ciężko z fotela i podał słuchawkę Liamowi, który uśmiechnął się czarująco.

 - Dziękuję. I na razie żegnam – powiedział, cofając się, ciągnąc za sobą Harry'ego.

           Harry odetchnął z ulgą, gdy Liam odepchnął go od siebie, kiedy tylko wyszli z kokpitu. Co prawda ledwo utrzymał równowagę, ale przynajmniej pozbył się pistoletu wycelowanego w jego głowę. Liam schował broń za pasek spodni i rozciągnął się, krzywiąc nieznacznie.

 - To długa podróż – rzucił pogodnie. – Wiesz dlaczego w ogóle znalazłem się na podkładzie? – zwrócił się do Harry'ego i pomimo, że nie dostał żadnej odpowiedzi, ciągnął dalej. – Dostałem przepustkę, by uczestniczyć w pogrzebie mojego kochanego ojczulka. Jakby mi zależało – prychnął i spojrzał na siostrę, która nadal bawiła się łuską.

           Harry zamrugał. Jego serce w dalszym ciągu biło ze zdwojoną siłą, a ręce drżały niekontrolowanie, jednak odzyskał czucie w nogach. Liam przewrócił oczami i ponownie skupił się na stojącym przed nim chłopaku, zaciskając dłoń na jego ramieniu.

 - A teraz pozwolisz, że grzecznie przedstawię się pozostałym pasażerom. Mają prawo wiedzieć, kto od tego momentu sprawuje kontrolę nad samolotem, prawda?

✔ Fly High ✔ (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz