Fourth hour

317 19 1
                                    

Nie ważne jak Harry bardzo chciał rozpływać się nad faktem, iż Louis czekał na niego – na niego – to nie mógł tego zrobić. Zamiast tego zagryzł wargę, próbując powstrzymać uśmiech i rzucił mu przepraszające spojrzenie.

- Muszę... No wiesz... Praca... – wyjąkał, przeklinając w myślach pojawiające się rumieńce.

Louis zaśmiał się, cofając i przepuszczając Harry'ego. Sam usiadł w fotelu obok śpiących przyjaciół i sięgnął po butelkę z wodą.

- Hej, Harry? – zawołał szeptem.

Harry zerknął przez ramię.

- Może, gdy wylądujemy, pójdziemy na kawę? – spytał, rumieniąc się w sposób, którego Harry nie mógł opisać inaczej niż „uroczo".

- Z przyjemnością, Lou – odpowiedział i zmusił się do tego, by ruszyć dalej.

Większość pasażerów była czymś zajęta; jedni czytali gazety, inni słuchali muzyki, większość pracowała na laptopach i innych urządzeniach. Mijała czwarta godzina lotu i Harry był naprawdę zadowolony z faktu, że nic się jeszcze nie stało. Żadnych bójek, żadnego narzekania czy nadużywania alkoholu. Był spokój.

- Proszę pana...

Harry zatrzymał się, słysząc dziecięcy głosik. Uśmiechnął się, pochylając nad dziewczynką, wyglądającą na około dziewięć lat. Miała jasne włoski splecione w warkoczyk i duże, brązowe oczy. Zacisnęła palce na jego spodniach, ukradkiem spoglądając na siedzącą obok kobietę – jak Harry się domyślił, matkę – która opierała głowę o szybę, drzemiąc.

- Tak, kochanie? – spytał.

Dziewczynka ponownie skupiła na nim wzrok; jej oczy błyszczały, pełne nadziei i niewinności, kiedy otworzyła usta.

- Bo tam są ci chłopcy – powiedziała szeptem, jakby się bała, że ktoś ją usłyszy. – I bardzo, bardzo bym chciała dostać od nich autograf, ale boję się do nich iść – przyznała, pochylając głowę.

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, który cisnął się na jego usta.

- Więc chciałaś, żebym je dla ciebie zdobył, tak? – podpowiedział, a dziewczynka natychmiast poderwała główkę do góry; jej policzki były zaczerwienione.

- Tak! – Pokiwała głową. – Pomyślałam, że skoro Louis to pana chłopak, to nie będzie z tym problemu.

Harry cofnął się o krok, wciągając gwałtownie powietrze.

- Ja... my nie... – zaczął się jąkać, nie wiedząc co powiedzieć.

Dziewczynka przekrzywiła główkę, uśmiechając się uroczo.

- Patrzy pan na niego, tak jak mój tata patrzy na mamę – wyjaśniła. – A Louis patrzy na pana, tak jak mama na tatę. To chyba oznacza, że jesteście zakochani, prawda? – spytała.

- Ja... Bo my nie... To znaczy... – Harry w dalszym ciągu nie potrafił otrząsnąć się z szoku. - Po prostu zdobędę dla ciebie te autografy, dobrze? – wydusił z siebie w końcu. – Jak masz na imię?

- Aubrey.

- Okej – powiedział, z roztargnieniem mierzwiąc jej włosy i odszedł, posyłając jej jeszcze wymuszony uśmiech.

Harry naprawdę nie wiedział, co ma zrobić. Było mu gorąco i potrzebował powietrza, potrzebował odosobnienia, miejsca, gdzie zdoła pozbierać myśli. Niemal potykał się o własne nogi, gdy szedł wąskim przejściem, kierując się na przód samolotu. Serce łomotało mu niczym młot i w głowie huczało od nadmiaru myśli. Czuł się tak, jakby był pijany – naprawdę pijany. Tak jak wtedy, gdy jako nastolatek wrócił do domu i był tak bardzo pijany, że zamiast do swojego pokoju, trafił do pokoju Gemmy i był tak bardzo napalony, że zaczął sobie obciągać. W pokoju siostry. Do dziś dziękował Bogu, że był zbyt nachlany, by dojść do łóżka.

Mignął mu gdzieś wolny fotel, ale był zbyt otumaniony, by się nad tym zastanawiać. Odsłonił kotarę odgradzającą jedną część samolotu od drugiej i wszedł na sam początek, gdzie zajęte były tylko dwa miejsca. Siedział tam Liam i policjant, i Harry zmarszczył brwi, widząc przez kilka sekund jasne kosmyki, ale po chwili zniknęły, a on był zbyt zajęty własnymi myślami, by się tym przejąć. Zapukał do kokpitu i wszedł do środka.

Jacob odwrócił się i uśmiechnął na jego widok; Nick z uwagą obserwował migoczące światełka i trzymał dłonie na sterach.

- Jak wam leci, panowie? – spytał Harry, pozwalając sobie na chwilę usiąść i odetchnął z ulgą, wyciągając przed siebie nogi.

- Trochę turbulencji, nic wielkiego – odpowiedział Jay, wzruszając ramionami.

- Prawdopodobnie będziemy musieli nadłożyć trochę drogi, – odezwał się Nick - bo nad Atlantykiem szaleje burza i zdecydowanie nie chcę wlatywać w jej środek.

Harry wzruszył ramionami.

- To ty się znasz, nie ja. Chcecie coś do picia?


-x-

Harry pamiętał o obietnicy zdobycia autografu, naprawdę. Ale kiedy wyszedł z kokpitu, po prostu nie mógł dłużej o tym myśleć. Zamknął za sobą drzwi i zamarł w bezruchu.

Jasnowłosa kobieta kucała przed drzemiącym spokojnie policjantem, przyczajona jakby do skoku. Na jednym z wolnym miejsc za policjantem siedział Liam; jego dłonie wcześniej spętane kajdankami, teraz były wolne. Na nadgarstkach wciąż widniały czerwone ślady, kiedy w nagłym ruchu wyrzucił ręce przed siebie, zaciskając palce na gardle policjanta. Ten poderwał się i wierzgnął nogami, charcząc coś niewyraźnie.

- Ręce, Ruth! – zawołał Liam, a dziewczyna wyskoczyła do góry, w silnym uścisku trzymając ręce policjanta.

Harry stał i patrzył; to wszystko działo się tak szybko. Przeciwsłoneczne okulary policjanta zsunęły się z nosa i opadły na ziemię. Jedno szkiełko wypadło z oprawek i odtoczyło się, zatrzymując pod siedzeniem. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się w sufit, a z ust wydobyło się ostatnie westchnięcie.

Liam powoli opuścił ręce i nachylił się nad mężczyzną, sprawdzając oddech.

- Zdechł – rzucił, po czym obszedł siedzenie i ukucnął, podwijając nogawkę ciemnych spodni policjanta, wyjmując z futerału pistolet.

Potem odwrócił się do kobiety, uśmiechając się do niej szeroko i Harry przymknął oczy, modląc się w duchu, by go nie usłyszeli, kiedy ostrożnie naciskał klamkę, by wrócić do kokpitu.

- Nie wrócę do więzienia, Ruth.

Harry przymknął za sobą drzwi najciszej, jak potrafił. Jego oddech był płytki, a ręce trzęsły się tak bardzo i nie potrafił tego powstrzymać.

- Harry, jesteś cały blady! – zawołał Jay. – Proszę, nie mów, że Louis obciągał ci w kiblu.

Normalnie Harry by się zarumienił. Może zaśmiał. Teraz jednak opadł na kolana, wypuszczając drżący oddech. Czuł na policzkach coś mokrego i kiedy podniósł dłoń, okazało się, że to łzy.

- Haz? – odezwał się ostrożnie Nick. – Wszystko w porządku?

Harry potrząsnął głową.

- Nie... On go zabił... Zabił go...

- Co? – Po raz pierwszy Nick był wstrząśnięty. – O czym ty pierdolisz, Harry? Kto kogo zabił?

- Liam... Liam zabił... tego policjanta... on go udusił, Nick! Zabił go...

- O mój Boże.

- On... On nie chce wracać do więzienia... Więc go zabił. Udusił. Tak... tak po prostu go... On... – Harry jąkał się, czkając i próbując złapać oddech.

- Posłuchaj mnie. Posłuchaj mnie, Harry! – zawołał Jay, kucając przed chłopakiem i zaciskając palce na jego nadgarstkach.

Podciągnął go do góry; nogi Harry'ego drżały i były tak słabe, że ledwo utrzymywały jego ciężar. Jacob odczekał, aż Harry skupi na nim wzrok. Jego twarz jeszcze nigdy nie była tak poważna.

- Znasz regulamin – powiedział powoli i stanowczo. – Co się dzieje, gdy w samolocie ktoś kogoś rani?

Harry nie odpowiedział, mrugając gwałtownie i próbując złapać oddech.

- Co się dzieje, Harry?!

- Nie można... – Harry próbował sobie przypomnieć. – Nie można wpadać w panikę. Nie można doprowadzić do niepokoju wśród pasażerów. Trzeba uspokoić strony konfliktu. Powiadomić pilotów.

- Doskonale. – Jacob skinął głową.

- On go zabił... Nie mamy protokołu, mówiącego o tym, co zrobić, gdy więzień zabija policjanta i zabiera jego broń, Jacob.

Jacob przymknął powieki i przez krótką chwilę jego dłonie tak mocno zacisnęły się na rękach Harry'ego, że ten syknął cicho.

- Zatem powinien być – mruknął. – Powiadomiłeś nas, Harry. My powiadomimy ludzi z ziemi. Policję. Postaramy się jak najszybciej wylądować, ale jesteśmy nad oceanem. Słuchaj mnie, Harry! – zawołał zniecierpliwionym głosem, widząc, że spojrzenie Harry'ego znowu staje się mętne. – Musisz stąd wyjść, rozumiesz?

Harry w panice potrząsnął głową.

- Musisz wyjść, Harry – powtórzył dobitnie mężczyzna. – Musisz powiedzieć Madeleine, Cassandrze i Monic co się dzieje. Musisz sprawdzić, czy z pozostałymi pasażerami wszystko w porządku.

- Ale...

- Słuchaj, Harry. Powiedziałeś, że Liam nie chce wracać do więzienia. W takim razie nie zrobi nic głupiego, prawda? Nie zabije wszystkich ludzi, bo wtedy w ogóle nie uda mu się wymknąć policji – stwierdził rzeczowo Jacob, choć jego głos drżał. – Musisz stąd wyjść Harry, udawać, że nic nie widziałeś. Nie możesz dać po sobie poznać, że wiesz, co jest grane, rozumiesz mnie?

-x-

Kiedy Harry w końcu wyszedł z kokpitu, nadal był blady i przerażony, jego nogi i ręce nadal się trzęsły, a w oczach widać było łzy. Czuł, jak serce bije mu szybko, niczym mały, przerażony ptak łopoczący skrzydełkami, gdy wpada w pułapkę. Kobiety – Ruth – już nie było. Liam siedział sam, zaczytany w jakiejś książce. Policjant siedział na fotelu obok niego; oczy miał zamknięte i był ułożony tak, jakby spał. Okulary zniknęły.

Gdy Harry szybkim krokiem przechodził obok niego, Liam podniósł głowę i ich oczy na spotkały się na krótką chwilę. Tuż potem Harry spuścił głowę i zdusił w sobie pragnienie ucieczki.

Ruth siedziała na swoim miejscu, przeglądając magazyn. Obok niej siedziała kobieta w ciąży, czule głaszcząc się po brzuchu. Aubrey spała, wsparta na ramieniu matki. Louis także miał przymknięte oczy, choć jego stopa poruszała się w takt muzyki sączącej się do jego uszu przez słuchawki. Zayn i Niall rozmawiali półgłosem, nachyleni w swoją stronę. Madeleine właśnie podawała dwa kieliszki szampana jakiejś parze, trzymającej się za ręce.

Harry nie mógł wpaść w panikę. Jeśli wpadnie w panikę i zrobi coś, co mogłoby sprowokować Liama, krew tych wszystkich ludzi będzie na jego rękach. Nick i Jacob nie mogli umrzeć. Kobieta w ciąży nie może umrzeć, jej dziecko także. Ani Aubrey. Zayn i Liam. Para zakochanych. Madeleine, Cassandra, Monic. I nie Louis. Zdecydowanie nie Louis.

Złapał Madeleine za nadgarstek, odciągając ją od pasażerów. W tylnym pomieszczeniu dla obsługi samolotu siedziały Monic i Cassandra; jedna grzebała w apteczce, druga wyglądała przez okienko.

- Słuchajcie, ja...

Wystrzał
.

Głośny huk przeszył ich uszy. Chwilę potem wybuchły krzyki przerażenia.

✔ Fly High ✔ (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz