ROZDZIAŁ 2 COŚ ZŁEGO WISI W POWIETRZU

916 32 0
                                    

TAYLOR

– To co teraz zrobimy? – zapytała Demi, siedząc naprzeciwko biurka w moim biurze.

– Nie wiem. Na razie skupmy się na pracy, okej?

– Skupić na pracy? Jaja sobie robisz? Niby jak mam to zrobić, kiedy cały czas o tym myślę?

– Za dużo pytań zadajesz, wracaj do pracy. – Skupiłem wzrok na dokumentach.

– Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł! – wrzasnęła na mnie.

– Już za późno, czy to do ciebie dociera?! – również wrzasnąłem.

– Nie mam zamiaru tego oglądać, Taylor. – Zwróciła się w stronę drzwi.

– I co zrobisz? Uciekniesz? – odwróciła się w moją stronę wściekła, ale widziałem w jej oczach, że była też przerażona.

– Nie wiem, Taylor.

– Zrób jak uważasz, ale pamiętaj, że ucieczka nic ci nie da. On cię znajdzie, choćby miał zaglądnąć pod każdy kamień na całym tym pieprzonym świecie. – Patrzyła na mnie i wiedziałem, że nie ma pojęcia co zrobić.

– Jak mogliśmy do tego dopuścić... – oznajmiła bardziej do siebie, niż do mnie i wyszła.

Demi miała rację, to nie powinno się nigdy wydarzyć. Zaślepiła nas wizja kariery, pieniędzy i przede wszystkim władzy, ale w końcu przyszedł moment, w którym będzie trzeba zapłacić.

Zadzwonił telefon na moim biurku.

– Tak? – powiedziałem do słuchawki.

– Pan John Salvatore do ciebie. – Usłyszałem głos Miley, mojej sekretarki i zamarłem.

– Zapraszam. – Tylko tyle byłem w stanie powiedzieć.

Nie lubiłem niezapowiedzianych wizyt, a ta szczególnie mi się nie podobała. Salvatore był ostatnią osobą, którą chciałem dzisiaj zobaczyć.

Wszedł jak do siebie z tym swoim uśmiechem, który nie wróżył nic dobrego, a ja wiedziałem co się szykuje.

– Witaj Taylorze, jak miło cię widzieć. – Śmierdziało kłamstwem na kilometr.

– Witaj. Co cię do mnie sprowadza? Mam zaraz spotkanie i naprawdę nie mam za wiele czasu żeb...

– Już czas – przerwał mi. Uśmiech zmienił się w przerażający, aż przeszły mnie ciarki.

– To nie jest takie proste, John. Muszę coś wymyślić, nie mogę tak po prostu...

– Możesz tak po prostu mi ją oddać – przerwał mi po raz kolejny.

– A możesz mi do jasnej cholery powiedzieć jak mam to wytłumaczyć Julii? – zagotowało się we mnie.

– Gówno mnie to obchodzi, Taylor. Była umowa, a wiesz co to oznacza?

– Wiem, ale błagam. Daj mi czas. Ja nie jestem w stanie tak po prostu tego zrobić. Tu nie chodzi o jakiś samochód.

– Ta rozmowa zaczyna mnie męczyć – stwierdził powoli, jakby był znudzony.

– Daj mi...

– Daję ci jeden dzień – skwitował wstając. – I ani sekundy dłużej, chłopcze.

Negocjacje z Salvatore nie były możliwe. Ten człowiek zawsze dostawał to czego chciał. I tym razem padło na mnie. To ja miałem oddać coś, co jest dla mnie najcenniejsze.

I jak ja do cholery mam to zrobić?

JULIA

– Kto tam? – zapytałam.

Utracony Raj #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz