Ten tydzień był inny. Niechciane wspomnienia wracały, a razem z nimi osoby, przez które nie byłam sobą. Wszystko działo się szybko i niespodziewanie. Gdybym tylko wiedziała...
Poniedziałek
*
- Myślałaś, że to koniec?- zapytał, kiedy moje ciało zaczęło całe drżeć.- Błagam, zostaw mnie.- wydusiłam, a każde słowo przynosiło mi ogromny wysiłek.
Chłopak przekręcił głowę w bok, po czym zmierzył mnie wzrokiem.
-Zawsze dostaje to, czego chcę.- powiedział, a z tymi słowami usłyszałam odbezpieczenie broni, przez co zacisnęłam powieki jeszcze bardziej, aby nie widzieć tego widoku.- Więc teraz nie będzie inaczej.
- Po co wróciłeś?- wyszeptałam, a mój głos był słaby, tak samo, jak ja sama.
Cichy śmiech chłopaka wypełnił stare, zaniedbane pomieszczenie, przez co na moim ciele pojawiły się ciarki.
- Aby dokończyć to, co rozpocząłem.
Po tych słowach usłyszałam strzał i niewyobrażalny ból.
*Wstaje do siadu, łapiąc łapczywie powietrze, a moje serce bije w zawrotnym tempie. Wydaje mi się, jakby ktoś odciął dostęp do tlenu. Próbuje wykonywać spokojne oddechy, ale to nic nie daje.
- Spokojnie to tylko zły sen. On nigdy nie wróci.
Słowa te powtarzam jak mantrę, aby się uspokoić. Po kilku minutach udaje mi się to osiągnąć, a ja łapie się za głowę i zanurzam palce we włosach.
Cholera, to znowu wraca.
Było już dobrze. Nie miałam koszmarów od dwóch miesięcy, a teraz znowu się powtarzają. Każdy z nich jest taki sam, z Nim w roli głównej.
Wraca, mówi, że musi to dokończyć, po czym strzela.
Wstaję z łóżka, bo wiem, że już na pewno nie zasnę. Nie po tym, jak znowu Go widziałam. Za oknem już świta, więc chociaż raz będę wcześniej w pracy i się nie spóźnię. Podchodzę do dużego lustra, które jest wbudowane w szafie i przyglądam się swojemu odbiciu.
Jest źle.
Niemal fioletowe cienie pod oczami, rozmazany makijaż i całe mokre od potu włosy. Odchodzę jak najszybciej, aby oszczędzić sobie już tego widoku i kieruję się w stronę kuchni, a potem nalewam sobie szklankę wody, którą upijam w ekspresowym tempie.
Robię sobie śniadanie, a w międzyczasie przypominam o tym, że dzisiaj po południu mam spotkanie z Trixie- moją terapeutką. Osobiście uważam, że to nic nie daje, a działa wręcz przeciwnie i kiedyś nawet chciałam z tego zrezygnować, ale Rose była na tyle stanowcza, że jednak nadal uczęszczam na te spotkania, nawet, teraz kiedy jej nie ma.
Idę szybko pod prysznic, a potem zmywam z siebie cały brud i pot, który został po niedzielnej nocy. W weekendy zazwyczaj imprezuję, czasami jest tak, że nawet nie pamiętam, jak wróciłam do mieszkania. I tak wiem, że powinnam się tym nieco zaniepokoić, ale szczerze? Mam to gdzieś, przecież ważne, że w ogóle dotarłam.
Wychodzę z łazienki i wracam do sypialni, aby wybrać ubranie na dziś. Moim wyborem jest czarny, obcisły golf oraz eleganckie, również czarne spodnie, które są troszkę luźniejsze. Teraz czas na najgorsze. Muszę stworzyć maskę, w której zazwyczaj widzą mnie inni z zewnątrz.
Wykonuje pełny makijaż, nie oszczędzając na korektorze. Kiedy kreski są zrobione idealnie, biorę się za moje włosy. Suszę je, a następnie lekko kręcę lokówką. Następnie łapie pasma, które znajdują się z przodu i upinam je z tyłu głowy ozdobną spinką. Wypuszczam pojedyncze kosmyki z przodu i uznaje, że jestem już gotowa.