[*]- muzyka, oznaczę wam odpowiedni moment.
W tym rozdziale pojawi się kwestia samobójstwa, fragment oznaczę tym znakiem ⚠️, więc jeśli nie czujesz się na siłach, nie czytaj tego i nie katuj się!
***
Szybkim krokiem kieruje się na kolejną sesję z Trixie, jak zwykle się spóźniając. Pokonuję kolejne metry, a moje buty odbijają rytmicznie o chodnik. Mogłam to lepiej przemyśleć, bo te cholerne obcasy tylko mnie opóźniają. Wije mocny wiatr przez co moje włosy znajdują się wszędzie, ale nie, tam gdzie powinny być, przez co denerwuje się jeszcze bardziej.Kilka minut później staje przed właściwym budynkiem.
Poradnia psychologiczna.
Czuję, że Trix po mojej terapii sama się będzie musiała na nią udać. Wchodzę szybko do środka, gdzie jej asystentka już na wejściu obdarza mnie ciepłym uśmiechem. Ja naprawdę nie wiem, jak tak można. Szatynka wstaje zza swojego biurka, a ja z odległości kilku metrów mogę zauważyć iskierki w brązowych oczach.
Takie same, jak kiedyś w moich.
– Witaj Ellie, Trixie już czeka na ciebie w swoim gabinecie. – mówi takim słodkim tonem, że mam ochotę zwymiotować od tej słodyczy.
– Cześć Malia. – odpowiadam tylko, a potem wymijam dziewczynę, która wyciągnęła ramiona, aby mnie objąć.
Mam wrażenie, jakby traktowała wszystkich jak maskotki. Nie raz mówiłam jej, żeby nie robiła tego w stosunku do mnie, jednak do jej mózgu oprócz tęczy nie dociera kompletnie nic.
Staje przed brązową płytą, pukam dwukrotnie i nie czekając na pozwolenie pcham je, a ciepłe powietrze od razu we mnie uderza.
Wchodzę do średniej wielkości pomieszczenia, gdzie królują odcienie turkusu oraz zielni. Na środku niewielki stolik, po lewej typowa kanapa, którą widzimy w filmach, kiedy to bohater spowiada się ze swoich problemów, leżąc, natomiast po prawej duży fotel.
W rogu znajduje się regał, który wypachany jest tymi psychologicznymi książkami, które nie oszukujemy się gówno dają, ale udajemy, że jest inaczej. Trixie to wielbicielka najróżniejszych roślin, dlatego też jej gabinet przypomina mi czasami ogród botaniczny.Jak zwykle do moich nozdrzy dociera ten dobrze znany specyficzny zapach. Nienawidzę tego miejsca, bo przypomina mi o tym, jak słaba byłam, a może nawet dalej jestem.
Wchodzę w głąb i zauważam kobietę, która stoi przed oknem i obserwuję panoramę miasta z kubkiem parującego napoju, po zapachu mogę stwierdzić, że jest to kawa.
– Robisz postępy. – mówi, a ja zauważam jak podnosi rękę, przyglądając się nadgarstkowi. – Dzisiaj tylko piętnaście minut, powinnam być dumna. – parska śmiechem i odwraca się w moją stronę.
Kobieta, patrzy się na mnie z rozbawieniem, podczas gdy ja nadal lekko zdyszana zamykam za sobą drzwi.
– Nic na to nie poradzę. – wzruszam ramionami. – Chyba już taka moja natura.
Trzydziestolatka podchodzi do stolika, po czym odkłada kubek i nakazuje ruchem dłoni abym zajęła miejsce naprzeciwko jej.
Odwieszam płaszcz na wieszak znajdujący się w rogu pomieszczenia i siadam na kanapie, kiedy kobieta zajmuje miejsce na fotelu.
Przyglądam się wtedy jej lepiej i nie mogę nadziwić jak można tak perfekcyjnie wyglądać za każdym razem. Jak zwykle największą uwagę zwracają pełne, kształtne usta pomalowane czerwonym odcieniem. Jeszcze nigdy nie widziałam jej bez pomalowanych warg. To jej chyba znak rozpoznawczy. Blond włosy upięte w niskiego koka, a pojedyncze pasma okalają jej twarz. Idealnie wyprasowany brązowy garnitur, pod marynarką biały prążkowany golf oraz szpilki tego samego koloru. Całość dopełnia jak zwykle genialnie dobrana delikatna biżuteria.