1

16.7K 976 100
                                    

Teraz

Nocny patrol zawsze był moim ulubionym zajęciem. Wszystko wokół zasypiało, a ty wydawałeś się jedyną osobą, która ma nad tym kontrolę, tam gdzie cisza była najlepszym dźwiękiem na świecie. Od kilku lat tylko tak potrafiłem naprawdę się skupić. Potrzebowałem idealnej ciszy. Wtedy wszystko przychodziło mi o wiele łatwiej i szybciej.

Od kiedy mój zawód stał się w końcu zajęciem, które chciałem robić. Miałem do tego powód. Musiałem wynagrodzić życie Jareda. W końcu to przeze mnie zginął. Mogłem wtedy być z nim.

Pukałem palcami w kierownicę, w rytm melodii piosenki puszczanej w radiu, uspokajając swój wzburzony, przez myśli, oddech. Ulica o tej porze była pusta, jednak nigdy nie traciłem zdrowego rozsądku. Nieraz ludzie zaskakiwali mnie swoimi pomysłami, dlatego wolałem być czujny na każdym kroku.

- Do wszystkich jednostek, kod 146 na rogu ulicy 12, na starym magazynie - lekki charkot przeszył powietrze w samochodzie.

Impreza w zakazanym miejscu.

Szybko odszukałem słuchawkę od CB-radia i przycisnąłem guzik po prawej stronie.

- Tu Styles, przejmuję akcję - przydusiłem trochę gaz, gdy zauważyłem, że jestem blisko mojego celu.

Zawsze w takich sytuacjach wzrastał poziom adrenaliny w mojej krwi. Lubiłem to uczucie. Wtedy wszystko zależało tylko wyłącznie od czasu. Chociaż miałem z nim na pieńku.

Wszystkie mięśnie napięły się na moim przedramieniu, gdy zmieniałem pierwszy bieg w drugi.

- Dziesiąta - przeczytałem na głos jeden z drogowskazów.

Jechałem jeszcze kilka minut, zanim dotarłem na miejsce. Przy opuszczonym magazynie stał już jeden radiowóz. W kilka sekund znalazłem się już obok niego. Wyjąłem kluczyki ze stacyjki i szybko wyszedłem z samochodu. Zablokowałem drzwi i schowałem metalowy przedmiot do tylnej kieszeni moich spodni. Może to było nierozsądne z mojej strony, ale nie tym się teraz przejmowałem.

Okrążyłem samochód i zapukałem w okno, od strony kierowcy. Chwilę później ucichł dźwięk pracy silnika, a mój kompan wyszedł z wozu.

- Hej, Harry. Długo się nie widzieliśmy - wymieniłem się z przyjacielem mocnym uściskiem dłoni.

- Cześć, Will - kiwnąłem w jego stronę głową, uśmiechając się do niego.

Faktycznie nie widzieliśmy się kupę czasu, ale to tylko ze względu na to, że przez ostatnie dwa tygodnie miałem zmianę biurową.

Głośne krzyki w środku magazynu przywróciły w nas czujność. Szybko wbiegliśmy po schodach, prowadzącymi do środka budynku. Przy wejściu zastaliśmy wielkie metalowe drzwi, które wyglądały, jakby spotkały się z łomem. Lekko uchyliłem imitację drzwi i obaj weszliśmy do środka.

- Kurwa, ale tu syf. - Will kopnął pustą butelkę po tanim alkoholu. Z końca korytarza dało się wyczuć mocny zapach papierosów. Czułem, że to zbiorowisko ludzi za dobrze się bawi. Lokal wyglądał bardziej jak opuszczony dom. Brudne kanapy i zbite lampy raczej nie zapraszały do zabawy.

W każdym razie, to mnie teraz nie jarało, jak wcześniej. Nadszedł czas bym zmądrzał, dlatego nawet nie mrugnąłem, gdy zauważyłem resztę białego proszku, który leżał rozsypany na stoliku w kącie.

Minąłem parę, która całowała się przy jednej ze ścian. Tak naprawdę, to nie byłem pewny, czy tylko się całowali. Kiwnąłem głową. Mój przyjaciel od razu przystąpił do działania.

- Jeszcze chwila, a postrzelę ci te lepkie łapy, kolego - usłyszałem głos Willa, który, o dziwo, przebił się przez dźwięki głośnej muzyki.

Przeszedłem przez próg i od razu znalazłem się w wielkiej hali pełnej ludzi. Rozejrzałem się dokoła i od razu stwierdziłem, że w pomieszczeniu było z pięćdziesiąt ludzi. Niektórzy z nich stali przy kartonach, które prawdopodobnie miały służyć za prowizoryczne stoliki, i pili z czerwonych kubków.

Cholerne amerykańskie nastolatki.

Pierwsza myśl przeszła przez moje myśli.

Po cholerę ich tyle.

W tym samym momencie kilka osób spojrzało w moją stronę, wyczuwając obecność kogoś nowego. Szybko uciekli w tłum, krzycząc do wszystkich nowe wieści, przez co już po chwili połowa sali była we mnie wpatrzona. Informacje strasznie szybko się rozchodziły. Muzyka powoli cichła, jednak ludzie stawali się coraz bardziej głośni. Paradoks.

Rozejrzałem się po magazynie i stwierdziłem, że większość osób, które tu były, trochę kojarzyłem. Niektóre z nich chodziło ze mną razem na mocno zakrapiane imprezy, stąd moja słaba orientacja. Jedyną osobą, którą znałem stała roześmiana do mnie bokiem i piła swojego drinka, patrząc na DJ'a. Miałem wielką nadzieję, że nie będę musiał z nią dzisiaj rozmawiać.

- Zaczniemy po mojemu - zacząłem, gdy przy moim boku znalazł się Will, cały uśmiechnięty.


Komentujcie, kochani ☆

Policeman // h.s. 🔚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz