1|

4.1K 226 38
                                    

KOLEJNY ROZDZIAŁ PO 31 LIPCU


Autokar zatrzymał się przy małej stacji paliw przy głównej drodze 55. Podobno znajdowaliśmy się w Sings Beach. Miałam dosyć siedzenia jak na jeden dzień. Nie zatrzymywaliśmy się prawie pięć godzin, choć mogło być inaczej, ponieważ zasnęłam od razu po wejściu. Bolały mnie nogi, a głowa wybijała miarowy ból, jakbym cały dzień była na dragach. Wyszłam na świeże powietrze, rozluźniając spięty kark.

- Odjazd o godzinie czwartej pięć. Prosimy być punktualnie. Dziękujemy - rozległ się irytujący głos pilotki, która obudziła mnie w ciągu podróży dobre kilka razy.

Wzięłam swoją torebkę i obkrążyłam autokar, kierując się w stronę neonowego światła baneru, który informował o restauracji całodobowej. Wyjęłam portfel i sprawdziłam, czy starczy mi chociaż na kawę, po czym skierowałam się do drzwi wejściowych.

Gdy popchnęłam drzwi, ze środka rozległ się głośny, donośny śmiech facetów przy barze, którzy prawdopodobnie bawili się tam o wiele za dobrze. Wywnioskowałam to po kelnerze, który posłusznie nalewał piwo z kija. Posłałam mu uprzejmy uśmiech. Przynajmniej myślałam, że jest uprzejmy, bo w końcu była dopiero trzecia nad ranem. Mogłam wyglądać koszmarnie. Po dłuższym namyśle zakryłam twarz rękawem swojej bluzy i poczekałam, aż brunet od nalewaka skończy obsługiwać rozweselonych facetów. 

Usiadłam przy barze na jednym z wysokich krzeseł i położyłam torebkę na kolanach. Widocznie to zachowanie było dziwne, ponieważ wszystkie pary oczu osób siedzących przy barze zwróciły się w moją stronę. Nawet pijaki zainteresowały się świeżym mięsem.

-Coś podać? - ten sam brunet zza lady stanął przy mnie, obdarzając mnie najmilszym uśmiechem pod słońcem.

- Mam tylko pięć dolarów i dużą ochotę na kawę - wysypałam wszystkie swoje oszczędności z ostatnich dni na deskę przede mną. Westchnęłam, gdy pulsujący ból znów nawrócił. - Albo wiesz co? Starczy mi na jedną kolejkę?

- Ciężki dzień? - chłopak posłusznie wyjął kieliszek i zaczął nalewać alkohol. Podał mi go w bardzo barmański sposób i przetarł blat białym ręcznikiem, który oczywiście wyrósł z pod lady jak grzyb po deszczu.

- A żebyś wiedział - wypiłam wódkę za jednym razem, szybko odstawiając pusty kieliszek na drewno. Pusty dźwięk rozniósł się po lokalu, a echo przez krótki czas zostało w moich myślach. - Dzięki, tego potrzebowałam. Ile płacę?

- Na koszt firmy - odwrócił się i podszedł do ponownie spragnionych dżentelmenów.

W tym samym momencie odwróciłam się w stronę części restauracyjnej, zmrużyłam oczy w poszukiwaniu toalet dla klientów. Znalazłam ją po tym, że jakiś facet wyszedł zza zaułka, nadal zapinając swój pasek od spodni. Wstałam od stołka zostawiając na barze jednego dolara. Wiedziałam, że to mało, ale nie miałam siły kłócić się z brunetem. 

- Hej, śliczniutka - przewróciłam oczami, gdy głos od strony pijaczyn zaczął nawoływać w moją stronę. Zarzuciłam swoją torebką, zakładając ją na ramię, przez co przez przypadek potrąciłam wracającego z toalety chłopaka.

- Przepraszam - spojrzałam mu w oczy w momencie, gdy skończył kombinować przy swoim zamku. Podniósł na mnie wzrok, a mnie na chwilę zmroziło. - Jared?


Policeman // h.s. 🔚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz