- No to co, Bellamy? 30 dolców dla tego, który zestrzeli więcej osób.
- 30? Lepiej pożegnaj się z kasą, Murphy - usłyszał w odpowiedzi śmiech bruneta, który przypieczętował zakład uściskiem dłoni.
- Po moim trupie.
Zapach świeżej trawy nieśmiało łaskotał nozdrza niebieskookiego. Do tej pory John miał okazje rozgrywać mecze paintballowe na poligonie przeznaczonym do tego rodzaju aktywności w okolicy Vancouver. Wycieczka do innego miasta wiązała się jednocześnie ze zmianą doskonale znanego mu otoczenia, za sprawą czego znalazł się na obcej ziemi. Fakt, nie wiedział o dobrych kryjówkach znajdujących się na końcu krętych korytarzy złożonych ze sterty opon czy o sekretnych zakamarkach, z których bez najmniejszego trudu mógłby pokonywać zawodników przeciwnej klasy. Mimo to, Murphy był doskonale obeznany z zasadami gry cechującej się kolorowymi pociskami eliminującymi pozostałych zawodników. Co prawda, ostatni raz miał okazję na takową rozrywkę w drugiej klasie. Dwa lata. Minęły niemal dokładnie dwa lata. Dwa lata od ostatniej gry w paintball. Dwa lata od głupiego zakładu wymyślonego przez niedojrzałego siedemnastolatka. Stop. Jedno słowo wystarczyło, by szatyn okiełznał swoje myśli i pewnie pokonywał kolejne metry bojowiska. Dzięki temu dość szybko przekonał się o tym, że było ono znacznie większe aniżeli z początku przypuszczał. No tak, w końcu przeciwna klasa zaczynała z drugiej strony pola, więc musiało ono liczyć ładne kilkanaście tysięcy metrów kwadratowych. Nie zawracając sobie głowy zbędnym szacowaniem skupił się na rozgrywce. Wystarczająco prędko obrał swój kierunek. Tradycyjnie, zupełnie w ten sam sposób co przed laty za cel wyznaczył sobie gęściny lasu. Truchtając w jego stronę rozejrzał się po reszcie uczniów Skaikru. Od razu zwrócił uwagę na pewną grupkę wspólnie biegnących kumpli ku szałasom. Osobiście preferował w samotności atakować z zaskoczenia. Jego skromnym zdaniem wybór owej ekipy nie należał do najrozsądniejszych. Szczególnie biorąc pod uwagę przeważające nad innymi umiejętności znajomych z Trikru, nie wspominając tym bardziej o pozostałych brutalach Azgedy. Kwestią czasu było ziszczenie się przypuszczeń Johna. Amatorskie posunięcie jednego z podopiecznych klasy Marcusa Kane'a w postaci prostego podania się niczym na tacy przeciwnikom spotkało się z przykrymi konsekwencjami. Utwierdził go w tym charakterystyczny dla tego miejsca dźwięk.
Strzał.
- Co robisz?
- Miller, Miller, Miller... - szatyn pokręcił głową. - Zapewniam sobie wielkie zwycięstwo.
- Co? Jak? – chłopak spytał w zdziwieniu marszcząc brwi.
- Podkręcam marker. Widzisz? - Murphy zademonstrował broń z dumą - Teraz kulki będą w nich trafiać zanim zdążą wymówić moje nazwisko.
Kroczył wśród drzew pochłonięty myślami, którym koniec końców nie zdołał się oprzeć. Nie użyty choćby jednokrotnie sprzęt załadowany granatowymi barwnikami opadał luźno wzdłuż jego ciała. Zapobiegawczo podtrzymywał dłonią związany z nim pasek uprzednio przełożony przez ramię. Do jego uszu dobiegał odgłos stopniowo zwiększający swoją głośność i wyraźność z każdym kolejnym pokonanym metrem. Walka. Ewidentnie zbliżał się do miejsca, w którym musiała przebiegać czyjaś konfrontacja. Kto brał w niej udział? Dlaczego tyle trwała i kto ją wygrywał? Ciekawość wzięła górę. Postanowił się nieco zbliżyć i uzyskać odpowiedzi na nurtujące go pytania. Zgrabnie wyminął podejrzane gałązki, które zapewne czekały na każdy nieostrożny ruch, by powiadomić wszystkich wkoło o jego położeniu. Upewniając się, że z żadnej strony nie czyha zagrożenie wbił wzrok w lukę między nisko usytuowanymi iglastymi gałęziami. Błękitnym tęczówkom chłopaka ukazał się niewielki placyk z konarami wykarczowanych drzew. W jego centrum spostrzegł tył kostiumu moro zarysowującego się na kobiece, jednak dość rozbudowane kształty. Sylwetka widocznie wysokiej, jasnowłosej dziewczyny z przewiązaną zieloną chustką siłowała się z przyciskanym przez nią do gruntu zawodnikiem należącym zapewne do Skaikru. Zauważył, że w pewnej odległości od rozgrywającego się pojedynku leżał karabin oraz dwie mniejsze bronie. Teraz wiedział przynajmniej, dlaczego przez tyle czasu nikt nie wykonał strzału. Teoretycznie mógł właśnie zebrać laury stając się wybawcą sojusznika w opresji oraz rewelacyjnym snajperem, tym samym przybliżając swoją klasę do wygranej. Jego wahanie przerwał nieoczekiwany zwrot akcji. Osoba wgniatana dotychczas w ziemię przeturlała muskularną napastniczkę zamieniając tym samym swoją pozycję na dominującą. Spryt przeważył nad siłą. Spod zapięcia za maską zawziętej zawodniczki wystawał opadający na mundurową kurtkę blond warkocz. No proszę, księżniczka potrafi pokazać pazurki. Z tą myślą w duchu kibicował swojej przewodniczącej, która aktualnie starała się dosięgnąć jednej z leżących obok broni. W końcu nastąpił wyczekiwany przez niego moment.
CZYTASZ
INSTAGRAM ⟪ The 100 ⟫
Fanfiction𝑇𝑜 𝑐𝑜𝑠́ 𝑤𝑖𝑒̨𝑐𝑒𝑗 𝑛𝑖𝑧̇ 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑧𝑑𝑗𝑒̨𝑐𝑖𝑎... Hej! Witam Was w historii alternatywnej rzeczywistości bohaterów z serialu The 100 przedstawionej w formie Instagrama! W tym fanficu możecie zostać świadkami losów dwóch klas maturalny...