Prolog

16 1 0
                                    

          Młody człowiek siedział po turecku z zamkniętymi oczami, w spokoju kontemplując nad czymś z rozwagą. Jego granatowe szaty falowały lekko, do złudzenia przypominając wodę. Czasami jakaś ryba przepłynęła tuż obok jego głowy, jednak żadne stworzenie nie zbliżyło się na tyle, by go dotknąć, zupełnie jakby chroniła go jakaś niewidzialna bariera. Wydawać by się mogło, że jest on częścią dna morza, na którym kultywował od kilkuset lat.

W pewnym momencie nagle się poruszył - poczuł krótki, ale silny przepływ energii, na który czekał od 736 lat, a w który nie wierzył, że się pojawi. Wypłynął na powierzchnię.

          Słońce już zachodziło, kiedy służący Dworu Opadłych Płatków ujrzeli jego właścicielkę, wracającą na koniu, który prowadził całe stado. Stajenni wybiegli, by łapać rumaki i zaprowadzić je do stadniny, natomiast pani domu dojechała do głównego wejścia, tam się zatrzymując. Zsiadła z wierzchowca, cała w skowronkach, zupełnie jakby nie widziała okropnej dziury w jej nowych, krwistoczerwonych spodniach. Poprawiła jedynie szal, który zakrywał niemal cały jej tułów, również w tym samym kolorze. Służący odprowadził konia, a ona pobiegła do siedzącej na schodach kobiety, jeszcze w sile wieku, ale już powoli się starzejącej.
- Poczułam znak! On wraca, Xiun'er! - oznajmiła z radością i weszła do środka - mimo adrenaliny głód się jej dawał we znaki, a wczoraj przecież upolowała dzika, który zajmował teraz dużą część jej myśli.
- On wraca...? - powtórzyła w zamyśleniu kobieta, patrząc za dziewczyną. - Ale kto? Panicz czy...

          Drwal wracał do domu po ciężkim dniu pracy, kiedy nagle ktoś spadł na niego z góry. To znaczy, prawie na niego, bo mężczyzna zdążył się cofnąć. Nie to było jednak największym zdziwieniem, ponieważ owa osoba od razu się podniosła, jakby nie doznała najmniejszych nawet obrażeń.
- Przepraszam, nagle się zbudziłem - zaśmiał się przybysz. Drwal ocenił go wzrokiem i nie był do końca pewny, kim był ten człowiek: szaleńcem czy aroganckim bogaczem, sądząc po jego mocnych, czarnych szatach? Gdy zauważył przy jego boku dwa miecze, od razu znalazł odpowiedź - kultywator. Ci zawsze byli szaleni, a jeśli im się udało, mogli być i bogaci. Ominął więc tego mężczyznę, zupełnie go ignorując, i odszedł w swoją stronę. Kiedy zniknął zupełnie z oczu kultywatora, ten przestał się uśmiechać.
- Nie po to cię zabiłem, żebyś wracał.

ukradziono mi ciałoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz