Biuro profesora Stylesa od zawsze jest dla niego zarówno fascynujące, jak i stanowi źródło koszmarów. Na kilku półkach stoją słoiki z próbkami, matowe, zakonserwowane oczy wpatrujące się głęboko w duszę Louisa. Przestronne okna są przysłonione ciemną, ciężką tkaniną. Drewniane biurko o ostrych krawędziach rzuca złowrogi cień spowodowany naftową lampą, nawet mimo podłączonej do całej szkoły elektryczności.
Harry czyta jeden ze swoich wielu notesów z okularami na długim nosie. Louis czeka w drzwiach, z rękami za plecami, unosi palce i delikatnie puka do drzwi, odciągając uwagę Harry'ego od oprawionego w skórę dziennika. Zmarszczka na twarzy Harry'ego wygładza się, znika, pozostawiając po sobie miły wyraz.
– Lou – wydycha, prostując zgarbione plecy - Wejdź.
Louis wchodzi całkowicie do środka, zamykając za sobą drzwi. Oferuje Harry'emu drobny uśmiech, gdy siada na krześle przed biurkiem Harry'ego.
- Cześć – mówi, rumieniąc się lekko, gdy intensywne spojrzenie Harry'ego pada na niego - Potrzebuję przysługi.
Na zrelaksowanej twarzy Harry'ego pojawia się rozbawiony uśmieszek.
- Och? Cóż, powiedz mi, co to jest, drogi Louisie.
Louis krzywi się, a chichot ucieka z jego ust.
– Potrzebuję nazwiska lekarza, który przeprowadził autopsję Nicka.
Harry mruga, jego dłonie łączą się przed twarzą, łokcie na biurku. Przygląda się Louisowi przez chwilę, jego oczy są nieczytelne i Louis zaczyna się wiercić pod intensywnością tego wszystkiego. Potem na twarzy Harry'ego pojawia się powolny, promienny uśmiech i otwierając szufladę, wyciąga opasłą teczkę. Szybko przegląda strony, aż zatrzymuje się na jednej.
Kiwa do siebie głową, biorąc wieczne pióro, kawałek papieru i coś zapisuje. Dwoma palcami przesuwa wskazówkę, jakby dzielił się właśnie ostatnim funtem opium, i w pewnym sensie to jest dokładnie tym, czym jest. Louis nawet nie patrzy na imię, które otrzymał, zamiast tego decydując się je bezpiecznie schować w połach płaszcza.
- Dziękuję – Louis bierze głęboki oddech i wstaje - Czy zobaczę cię dzisiaj wieczorem?
Coś podobnego do bólu przemyka przez twarz Harry'ego, ale znikna tak szybko, jak się pojawia. Kiwając głową, Harry przesyła mu całusa, a Louis wychodzi z biura z wysoko uniesioną głową i ani jedną emocją wykrzywiającą jego rysy twarzy, ale głęboko, głęboko w sobie jest zdezorientowany.
Co się dzieje z Harrym? Prawdopodobnie nic, jeśli ma być szczery. Ma tendencję do dramatyzowania wszystkiego i nadmiernej analizy. Uspokaja się i odwraca w prawo, rozglądając się dookoła, aby upewnić się, że jest sam. Opiera się o ścianę, bierze delikatny papier, rozkłada go i przerzuca wzrokiem pismo pisane elegancką, zawiłą kursywą.
Aleksander Iwanow.
¿? ¿?
Doktor Aleksander Iwanow mówi z silnym rosyjskim akcentem, pachnie mocno tytoniem i jaśminem. Jego blond włosy sięgają mu do ramion, a kiedy mówi, to tak, jakby jego głos nie chciał wyjść. Więcej niż raz Louis pochyla się nad okrągłym małym stolikiem, próbując wyłapać słowa, które mamrocze doktor. Jego usta są spierzchnięte, a okulary za duże na twarz, i pije herbatę bez mleka i z pięcioma kostkami cukru (Louis prawie zemdlał, bo pięć kostek cukru, co do cholery?). Szczególnie lubi też bułeczki z dżemem żurawinowym, ponieważ jest już na trzeciej, a oni są w małej kawiarni dokładnie od dwudziestu trzech minut i czterdziestu pięciu sekund.