Gazeta, którą trzyma, pachnie świeżym drukiem. Cenkie strony wciąż są gorące, atrament pozostawia smugę czarnego pyłu, gdy jego palce przesuwają się po wydrukowanych słowach.
Nick Grimshaw, osiemnastolatek, znaleziony martwy na East Endzie!
Jego ciałem wstrząsa dreszcz, a po kręgosłupie przechodzą ciarki, zamrażając kości i zmieniając krew w stopiony lód. Jego dolna warga drży, gdy powstrzymuje szloch i zatacza się z powrotem do łóżka. Czyta słowa raz za razem, aż litery zaczynają się ze sobą zlewać.
Kolorowy ptaszek nieruchomo siedzi na parapecie jego okna, jego gruby mały brzuszek unosi się, gdy miarowo oddycha. Louis patrzy na niego z gazetą przyciśniętą do piersi. Melodyjne, rytmiczne ćwierkanie ptaszka wypełnia dziurę w jego mózgu, obok strachu, który powoli, ale nieuchronnie plami jego myśli.
Jego gardło zostało poderżnęte po lewej stronie.
Jak Nick Grimshaw wpadł w ręce zawodowego mordercy? Co robił w Whitechapel? Pochodził z socjety. Jego nazwisko jest szanowane i znane wśród elit Londynu. I chociaż nie byli przyjaciółmi, Louis uczestniczył w wielu imprezach u boku Nicka oraz widział, jak młody człowiek śmieje się i uśmiecha, je małe przystawki roznoszone przez kelnerów na srebrnych tacach, a nawet bawi się z dziećmi. Nie był człowiekiem bez twarzy, jak Jamie Pouldron. Louis mógł myśleć o jego morderstwie bez ani jednej kropli emocji, która zaciemniałaby mu obraz analizy. Ale Nick? On znał Nicka.
Przyłapuje się na tym, że odrywa strony, na których wydrukowany jest artykuł, składa je i wsuwa do kamizelki. Ptak wciąż śpiewa, skacząc na dwóch chudych nogach, ponieważ zimno wydaje się nieskuteczne na mały, ciepły, żywy organizm. Mały, smutny uśmiech sprawia, że kąciki ust Louisa unoszą się, a on wsuwa stopy w parę butów, zakłada surdut i wychodzi ze swojej sypialni, z kapeluszem nisko na czole.
Deszcz zaczyna padać na zewnątrz, kiedy robi ostatni krok w dół głównych schodów. Obok przechodzi pokojówka, trzymając tacę ozdobioną filiżankami herbaty i herbatnikami Huntley&Palmers. Nie zauważa go, skupiając się na podawaniu herbaty, która wciąż jest gorąca, a Louis z wdziękiem prześlizguje się przez szparę w głównych drzwiach, upewniając się, że klikną za nim jak najdelikatniej, używając do tego podeszwy jego prawej stopy.
Na zewnątrz rozciągają się ogrody, zmarznięte i zimne, pokryte warstwą śniegu. Nie idzie główną ścieżką, zamiast tego okrąża tyły rezydencji Tomlinsonów, rozglądając się raz, dwa razy dookoła siebie, zanim wspina się po ścianie kamiennego ogrodzenia.
Zimne kamienie wgryzają się w jego palce, jego blada skóra robi się czerwona pod wpływem agresji, a on prawie żałuje, że nie zdecydował się na skórzane rękawiczki. Udaje mu się przedostać na drugą stronę wyłącznie dzięki całemu doświadczeniu zebranym w przeskakiwaniu przez płot, aby się wymknąć, kiedy cztery ściany jego sypialni były dla niego zbyt trudne do zniesienia.
Jego stopy uderzają o ziemię trochę za mocno, a on zatacza się do tyłu, upadając na tyłek. Czuje, jak roztopiona woda prześlizguje się przez grubą warstwę jego płaszcza i wbrew sobie, pomimo sytuacji, w której się znajduje, lub niefortunnych wiadomości, które wciąż przyspieszają jego bicie serca, śmieje się. Jest to jednak krótkotrwały śmiech, bo kiedy wstaje, jego ręce wbijają się w mokre błoto. Wyciera je w swoją czarną kamizelkę i obchodzi drzewa, aż może wyjść na ulice.
Słońce ledwo wyszło zza horyzontu, a o tak wcześniej godzinie bardzo mało ludzi znajduje na zewnątrz, a już zwłaszcza nie na eleganckiej ulicy, na której mieszka Louis. Może w Whitechapel, ubogich dzielnicach Londynu, gdzie kobiety i mężczyźni już ciężko pracują, próbując zarobić na życie, które ledwo można uznać za właściwe. Idzie dalej drogą, mijając kilkuletniego chłopca sprzedającego gazety. Rzuca w niego funtem, kręcąc głową, gdy chudy chłopak zaczyna protestować, to za dużo! albo kiedy próbuje podać w zamian Louisowi kilka świeżo wydrukowanych gazet.