Rozdział 9. Opowieść Cz.I

103 17 30
                                    

Budzik zadzwonił i Bartek z ogromną chęcią rzuciłby nim o ścianę, ale ojciec nie kupi mu kolejnego. Wyłączył głośne urządzenie i znów padł na łóżko. Nie wiedział już, o której zasnął. Uspokoił się stosunkowo późno, przez co stracił trochę godzin snu. Niby nie potrzebował ich wiele – zaledwie cztery – ale nie ukrywał, że lubił polenić się pod pościelą, szczególnie rano.

Podniósł się mozolnie. Zorientował się, że zasnął w ubraniach wyjściowych. Skrzywił się lekko, bo nie zdarzyło mu się, by nie znalazł czasu na zmianę odzienia na lżejsze. Naprawdę musiał czuć się fatalnie. Tak przejął się reakcją Nikodema, że wyleciała mu z głowy podstawowa czynność.

Przecież jest człowiekiem, czym ty się przejmujesz? – skarcił siebie w myślach. Faktycznie powinien w bardziej obojętny sposób patrzeć na kolegę tak samo jak na innych ludzi. Nie mógł się aż tak przywiązać do niego, zważywszy też na fakt, że jeśli będą mieli pecha, to Nikodem już nie żył. Dreszcz go przeszedł na samą myśl.

Nie. On żyje – zapewnił, pomimo iż sam ledwo w to wierzył. Złapał się za głowę. Nie chciał iść do szkoły. Gdyby spotkał Nikodema żywego... Na pewno by się ucieszył, ale co by mu powiedział? Jak by wytłumaczył cały wieczór? Nikodem zareagował na magię tak jak przeciętny człowiek. Uważał ich, Zaklinaczy, za zagrożenie. Może to tylko w napływie paniki? Może wcale tak nie myślał?

Coś miękkiego otarło się o nogę Bartka. Opuścił wzrok i dostrzegł, że to jego wilk odwiedził go rano. Tylko jedna osoba wpuszczała zwierzątka do domu, gdy wpadała w gości – Daria.

— Cześć, Liren. — Pogłaskał go po pysku. — Zostawili cię w nocy na podwórku?

Mruknął coś pod nosem, co oczywiście było zrozumiałe dla Bartka.

— Może to i lepiej. Nie widziałeś mojej załamki. — Zaśmiał się smętnie. — Nie chciałbym, by ktoś mnie oglądał w takim stanie.

Liren parsknął pod nosem z oburzeniem.

— Wiem, że jesteś moim wilczkiem, ale... naprawdę wyglądałem żałośnie. Nie lubię płakać przy kimś.

Zwierzę stanęło na dwóch łapach i oparło się o Bartka. Był w ten sposób ciut większy i cięższy, ale chłopak zdołał się utrzymać na nogach. Objął go jedną ręką z rozbawieniem i pogłaskał po grzbiecie. Uwielbiał tego futrzaka. Wyróżniał się pogodnością, głupkowatością. W czasie polowań oczywiście zachowywał się dostojniej i poważniej, ale na ogół to najbardziej lubiany wilk w stadzie.

Liren polizał właściciela po twarzy, na co ten zareagował śmiechem. Odsunął pysk zwierzak, wciąż nie mogąc powstrzymywać napadu radości.

— Liren, nie liż mnie. — Uśmiechnął się. — Już mam dobry humor.

Oparł głowę na ramieniu Bartka, a przy tym patrzył słodkimi oczami na chłopaka.

— Liren, naprawdę. — Pogładził go po pysku. — Nie martw się.

Wilk stanął na czterech łapach i pozwolił Bartkowi bez dodatkowego ciężaru opuścić pokój. Podążał za nim na parter. Największą trudność sprawiło mu zejście po schodach, gdyż jego łapy ślizgały się po posadzce. Poradził sobie, choć po drodze dwa razy się przewrócił.

Skierowali się do małego saloniku, bo stamtąd dochodziły rozmowy. Tak jak pomyślał wcześniej Bartek, Jacek i Daria prowadzili między sobą luźną konwersację. Kobieta, zauważywszy chłopaka wraz ze swoim zwierzęciem, uśmiechnęła się życzliwie. Zawołała go gestem.

— Widzę, że wstałeś. Jak samopoczucie?

— Jest git — rzucił obojętnie. — Najchętniej zostałbym w domu.

Zaklinacze Wilków [Tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz