Rozdział I

2.4K 126 28
                                    

Piękną, dzikozarośniętą wyspę otaczał ze wszystkich stron bezkresny ocean. Fale delikatnie uderzały, o wystające z wody skały, rozbijając sie przy tym. Słońce bylo już wysoko na niebie, gdy mężczyzna leżący na rozgrzanym piasku otworzył oczy. Jego wzrok przez chwile był zamglony, i zdezorientowany. Przymknął je z powodu oślepiającego słońca. Jego jedna ręka spoczywająca do tej pory na klatce piersiowej opadła i dotkneła piasku. Zwinne palce momentalnie rozpoznały na jakim podłożu się znalazł. Oczy mężczyzny się otworzyły i rozszerzył widząc ciepły piasek na dłoni. Jednym zwinnym ruchem zerwał się na równe nogi. Jego oczom ukazały się rosnące centralnie pośrodku wyspy drzewa. Wyspy, której już tak wiele razy był lokatorem.
Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Stał tam z otwartymi szeroko oczami i ustami wpatrując się tępym wzrokiem w drzewa porastające mały obszar ziemi. Nie było ich wiele. Dobrze pamiętał dlaczego, a sama myśl o tamtym dniu powodowała u niego zarazem złość i rozpacz. Postanowił nie stać dłużej w jednym miejscu i okrążyć wyspę.
"Może robią sobie ze mnie żarty i ukryli okręt z drugiej strony?" pomyślał. Ruszył swoim chwiejnym krokiem po gorącym piasku parzącym go w nagie stopy. Skórzane buty trzymał w dłoniach.
Wiatr rozwiewał jego brązowe dredy. Głowe miał obwiązaną czerwoną piracką chustą. Brakowało tam tylko jednego ważnego elementu, a mianowicie brązowego, skórzanego, trójkątnego kapelusza z którym pirat nigdy nie lubił się rozstawać. Ubrany był w białą luźną koszule z bufiastymi rękawami i ciemnobrązowe spodnie sięgające mu do połowy łydek. Duże ciemnobrązowe oczy miał podkreślone czarną grubą kreską. Wystające kości policzkowe, i opalona przez słońce skóra dodawały mu uroku. Na twarzy miał lekki zarost, a na brodzie zawiązane dwa małe warkoczyki. Jednym słowem był bardzo przystojny. Kogoś obcego mogło by dziwić co taki oto przystojny, mężczyzna robi na opuszczonej wyspie bez prowiantu i wody.
On jednak wiedział gdzie jest i najważniejsze przez kogo jest na tej oto wyspie.
"Cholerni piraci" mrukną pod nosem trzeci raz okrężając brzeg.
Zmęczony chodzeniem padł na piasek i spojrzał na otaczającą go niezmierzoną wodę. Słońce wciąż było wysoko na niebie, grzejąc mocno dawało we znaki piratowi.
Ostatnio był na wyspie gdy
,,przytransportował'' tu Ją czyli około rok temu. A skoro Jej tu nie ma to i mu uda się stąd uciec. Musi tylko poczekać na jakiś statek i po sprawie. Pytanie jak długo będzie musiał czekać-pomyślał. Ten szlak morski nie jest już tak często uczęszczany jak kilka lat temu, a on nie ma prowiantu, wodu i co najważniejsze rumu.
"Dlaczego rumu zawsze brakuje?" i znowu przypomniał mu się dzień spędzony z jakże uroczą panną Swamm, która nic sobie z tego nie robiąc spaliła mu cały rum.
" Kobiety.. Zawsze biorą co chcął nie dając nic w zamian" westchnął i podniósł sie. Podszedł do wygodnej wysokiej palmy i ułożył się na piasku w jej cieniu.
Jego myśli o brązowej cieczy dziwnym trafem spełzły na równie brązowe oczy kobiety, którą tak dobrzcze znał( a przynajmniej tak uważał). Nie było mu jej żal, że została sama tak jak i on teraz na tej wyspie. Zasłużyła sobie na to. On uratował ją przed wyrodnym ojcem, a ona wazamian za to chciała go zabić. Wprawdzie on też kiedyś ją zranił nawet bardzo, ale nie spodziewał się, że jest taka mściwa i pamiętliwa.
"Taka młoda złośnica. Nie stop wróć nie złośnica to zamało powiedziane. Diablica tak to idealne określenie" pomyślał i uśmiechną sie sam do siebie.
Mimo, że miała trudny charakter, pirat musiał przyznać, że była piękną, młodą i silną kobietą. Udało jej się przecież uciec z tej przeklętej wyspy.
Powieki pirata stały się nagle tak ciężkie, że nie mógł on już dłużej walczyć ze snem i poddał się mu.

Obudziło go skrzeczenie mewy, która usiadła na palmie i urządziła sobie koncert, który rozgniewał pirata. Został bowiem wyrawny, z bardzo przyjemnej drzemki.
" Głupie ptaszysko" powiedziawszy to, rzucił w mewę kawałkiem patyka, ale nie trafił i przeleciał on obok ptaka.
Zdenerwowany bardziej podszedł do brzegu i usiadł przy wodzie. Słońce było już nisko i odbijało się od tafli oceanu. Pirat wyostrzył wzrok i w oddali dostrzegł mały niewyraźny punkt, który kilkanaście minut potem przerodził się w białe żagle, i okręt płynący w strone wyspy. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Szczęście jednak dalej mu dopisywało. Po banderze mógł wywnioskowac, że był to statek brytyjski.
"Jeśli to okręt i jest on brytyjski to znaczy, że jest na nim rum. Nie tam jest dużo rumu, bardzo dużo rumu"
Pirat był tak szczęśliwy, że zapomniał kim jest i co mu grozi, jeżeli go zauważął. Gdy wkońcu to do niego dotarło uciekł w zarośla
Statek zatrzymał się blisko płycizny, a do brzegu dopłyneły dwie nieduże szalupy, z których jak się spodziewał wysiedli brytyjscy żołnierze wraz z dwoma ubranymi w białe perułki dżentelmenami. Na sobie mieli modne wówczas wyszywane zdobieniami fraki, obcisłe krótkie spodnie z założonymi do nich białymi pończochami.
Pirat korzystając z tego, że nie został zauważony i, ze przybyli udali się w głąb wyspy, szybko podbiegł do szalup i wskoczyl do jednej z nich. Znalazłszy wiosła zaczął energicznie wiosłować, by zdążyć dopłynąć do okretu nim tamci zorientują sie, że ich okradł.
Jego celem stało się dotarcie do okrętu, zabicie przeciwnika i przejęcia steru. Nie był to plan rozbudowany i gwarantujący powodzenie, ale zapewne zdolny do zrealizowania przez pirata, ponieważ gdyby tak nie było nie był by on tym za kogo się podaje.
Gdy dopłynał do okrętu, wśliznął się przez otwór działowy do środka. Jego zwinność, gibkoścć i spryt nie raz ratowały mu życie. Z górnego pokładu dało się słyszeć przeklęcia pracujących tam marynarzy. Pirat wyjął szable i ostrożnie udał się schodami na góre. Gdy tam dotarł lekko uchylił drzwi, i przeżył szok. Głosy marynarzy już dawno temu ucichły ale nie spodziewał się opustostołego pokładu. Wyglądało to co najmniej podejrzanie, ale pirat niewiele myśląc wyszedł z kryjówki i podszedł chwiejnym krokiem do osamotniałego steru. Gdy już prawie go dotkną poczuł na szyji zimną ostrą stal.
- Nie ruszaj się- powiedział wysokim głosem meżczyzna stojący za nim- Ręce nad głowe, szybko.
Pirat odwrócił się jednak do niego przodem, przez co zaskoczony oficer odsunął szpadę od jego szyji.
- Przecież miałem się nie ruszać- powiedział cwanie i uśmiechnął się tym swoim rozbrajającym uśmiechem, którym tak jednocześnie bawił i denerwował ludzi.- Jak mam robić jednocześnie dwie sprzeczne ze sobą czynności?
Zdenerwował tym jeszcze bardziej czerwonego ze złości żołnierza, który chciał coś powiedzieć ale pirat kontynuuował dalej.
- To tak jak bym miał stać i siedzieć w tym samym czasie. Jak bym miał chodzić i spać jednocześnie, chociaż to ostatnie nie jest tak wielką sprzecznością jak to pierwsze. Wiesz stary znałem kiedyś człowieka, który jednocześnie spał,chodził, śpie...
-Milcz- wrzasnął tak głośno, że pirat aż podskoczył- Zamilcz ty nienauczony kultury nędzny piracie.
Tym razem pirat nie śmiał się odzywać. Uważnie przypatrywał się linom na statku.Wszystkie wisiały albo za wysoko albo byly zbyt słabe do utrzymania się na nich. Wzrok żołnierza podążył za wzrokiem pirata i śmiejąc się powiedział :
- Nie masz szans. Na pokładzie jest pełno ludzi.
By to przypieczętować zawołał dwóch niewysokich żołnierzy, a po ich wejściu pokład zapełnił się armią brytyjską.
- Zakuć go i wtrącić do celi-zarządził
Dwójka żołnierzy, która weszła pierwsza podeszła do pirata. Rozpoznał on w nich swoich
,,kolegów", z którymi już zapoznał się w Port Royal. Założyli mu kajdany, i widząc jego twarz również go rozpoznali. Jeden z nich chciał już coś powiedzieć, ale przerwał mu dowódca.
- Żwawiej panowie nie ma czasu, niedługo przypłynie pan gubernator i wyruszymy w dalszą drogę.
Pirat zdziwił się obecnością gubernatora, chociaż sam prawde mówiąc nie miał pojęcia kto był obecnie gubernatorem. Wpadł na jakzwykle genialny( jego zdaniem pomysł).
Żołnierze już prowadzili go w stronę zejścia pod pokład gdy niespodziewanie się odezwał
- Może się jednak dogadamy?
Wydający rozkazy z niechęciął odwrócił się w jego stronę.
- Niesądzę. Nie jest pan taki sprytny panie...-urwał
- Jack'u Sparrow'ie- wtrącił jeden z trzymających go żołnierzy.
Dowódca spojrzał na niego zaskoczony, ale zwrócił się w strone pirata.
- A więc panie Jack'u...
-Kapitanie - wtrącił z przyzwyczajenia Jack.
Dowódca spojrzał na niego nieco wyprowadzony z równowagi.
- Pozwoli pan panie Sparrow,że dokończe to co zechciałem powiedzieć? Także panie Sparrow, jest pan ostatnim człowiekiem, z którym bym chciał się targować. A co do tego przydomka ,,kapitan" to istnieje pewien problem, ponieważ nie zauważyłem by miał pan statek.
Jack otwierał usta by coś powiedzieć, ale dowódca machnął ręką nakazując mu milczenie.
-Do celi- rzucił tylko i odszedł.
Dwójka żołnierzy chwyciła pirata i poczeła prowadzić w stronę więzienia.
- Witajcie panowie- Jack posłał im jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów.- Ile to czasu mineło gdy się ostatnio spotkaliśmy?
Chciał zagadać, ale żaden z nich się nie odezwał.
- Zabroniono wam rozmawiać z piratami?
Nadal nikt się nie odezwał. Sparrow postanowił zajść ich z drugiej strony.
- Panowie czy widzieliście kiedyś syrenę?-zapytal a nie uzyskawszy odpowiedzi kontynuuował- Jakże piękne, i zarazem żarłoczne są te bestie.
- To tylko legenda. Syreny nie istnieją i tylko głupcy w nie wierzą.-podjął rozmowe jeden z żołnierzy a zaraz po nim zawtórował mu drugi.
-To prawda nikt nigdy nie spotkał syreny bo to są tylko legendy.
- To skąd te legendy?- odparł znużony i jednocześnie zirytowany ich filozofowaniem Jack.
Żołnierze zatrzymali się wraz z nim, w połowie drogi zaskoczeni i zaczeli analizować to co właśnie usłyszeli.
Wkońcu ten wyższy i szczuplejszy sie odezwał.
- A może one faktycznie istnieją? No wkońcu same się w legendach nie znalazły.
- Nie napewno nie istnieją. Nie ma na to dowodów. Nikt tego nie potwierdził.- zaprzeczał drugi.
- Ja potwierdzam- wtrącił się nagle pirat, który próbował podczas ich kłótni stanąć niezauważony w pętli zsznura.
Zaskoczeni spojrzeli na niego.
- Widziałeś syrenę?- wydusił z siebie wkońcu wyższy.
- Owszem- odparł niczym nie zwruszony Jack.
- Jak wyglądała?
Udawał, że się zastanawia by w tym czasie wejść jedną nogą w pętlę czego oni nie zauważyli.
- Miała długie bląd włosy, śniadą cerę, duże fioletowe oczy i obślizły ogon.-odpowiedziała a na ostatnie skrzywił się z obrzydzenia.
Żołnierze całkowicie zapomnieli,że mieli przed sobą więźnia i pogrążyli się w marzeniach.
Jack w tym czasie obmyślił swój jak zwykle niezawodny i szalony plan.
- Chciał bym kiedyś ją spotkać - odrzekł rozmarzony żolnierz.
- Nie chciał byś wierz mi- wyrwał go z rozmarzań pirat- ale jeśli bardzo chcesz zobaczyć syrenę to nie ma problemu
Jack powiedziawszy to usmiechnął sie do nich.
- Jedna z nich wlaśnie siedzi na skale.
Żołnierze natychmiast odwrócili wzrok w tamtym kierunku, a pirat już zamierzał coś zrobić gdy jednak zwrócili sie ponownie do niego.
- Niczego tam nie ma.
- Pewnie usłyszała nas i skryła się zaskała podejdźcie bliżej burty.-powiedział i jednocześnie śmiejąc sie z ich glupoty.
Niezdając sobie z niczego sprawy podeszli w stronę burty, tymczasem Jack kopnął korbę a lina zaczęła się zwijać do góry, pętla zacisnęła się na jego nodze i przewracając go na ziemię poczęła ciągnąć go za nogę w górę.
Otaczającą ciszę przerwał głośny wrzask kapitana Sparrow'a, który wybudził z marzeń dwóch żołnierzy,którzy szybko zorientowali się,że więzień uciekł.
Jack w tym czasie krzycząc sunął w górę ciągnięty przez linę. Próbował chwycić linę,ale zakute ręce skutecznie mu to utrudniały. Gdy wkońcu mu się udało, próbował przeciąć ją nożykiem, skradzionym wcześniej dowódcy. Lina wkońcu się przerwała, a pirat w błyskawicznym tempie chwycił znajdującą sie obok kolejną i zaczął krążyć nad statkiem, próbując utrzymać nad nią kontrolę.
Gdy wkońcu udało mu się ją trochę opanować, spojrzał na żołnierzy stojących na dole wraz z ich generałem, uśmiechną się do nich.
- Moi drodzy, zapamiętajcie dzień, w którym prawie schwytaliście Kapitana Jack'a Sparrow'a.
Oniemiali żołnierze patrzyli z otwartymi ustami na to widowisko
- Do broni-krzyknął dowódca
Żołnierze szybko chwycili bagnety i wycelowali w Jack'a.
Temu momentalnie zrzedła mina, gdy kule latały tuż przy jego uchu. Pirat krążył nad pokładem krzyczac w niebogłosy. Strzały ucichły. Sparrow ucieszył się z tego powodu, lecz nie na długo, ponieważ zaraz po usłyszeniu jednego strzału poczuł, że lina została przerwana i spada w dół. Stało się to tak szybko, że Jack, nie zdążył przygotować sie do upadku i uderzył w deski pokładu z taką siłą, że odgłos dało się słyszeć we wszystkich zakamarkach okrętu.
Natychmiast podbiegli do niego żołnierze i otoczyli go celując z bagnetów. Jack powoli podniósł się i zachwiał nadal odurzony siłą uderzenia. Nie zdążył nawet unieść głowy, gdy przed twarzą pojawiła się lśniąca szabla. Pirat przyjżał się zdobieniom jej rękojeści i uniósł głowę by dostrzec właściciela ale słońce zachodzące już za horyzont oślepiło go.
- Panowie- odezwał sie inny ale znajomy głos mężczyzny- Zapamiętajcie dzień, w którym Kapitan Jack Sparrow kolejny raz prawie nam umknął.
Pirat spojrzał raz jeszcze a dostrzegając znajomą twarz otworzył szeroko oczy. To nie możliwe...
-Norrington.
____________________
Jeśli ktokolwiek to czyta jestem ogromnie wdzięczna. To moje pierwsze opowiadanie i tak wiem, że rozdział nie jest dobry. Nie pisze tego by ktoś zaprzeczał, bo nie jestem taka. Przepraszam za wszystkie błędy, tak wiem robie sporo ale postaram sie ich niepopełniać. Muszę się przyzwyczajć do pisania więc proszę o wyrozumiałość.
Jeżeli to opowiadanie nie spełnia twoich oczekiwań nie musisz go czytać. Proszę jeżeli czytasz zostaw po sobie jakiś znak to motywuje :-).

Pirates of the Caribbean: Life EternalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz