Rozdział 28

1K 100 16
                                    

- Jesteś pewny, że chciał jej zrobić krzywdę?

- Nie no co ty. Chciał jej tylko pokazać grzybki muchomorki w lesie - rzuciłem sarkastycznie. - Tak, tato. Jestem w stu procentach pewny.

Mój rodzic zupełnie zbulwersowany westchnął.

- Yu, nie denerwuj się. Przecież wiesz, że muszę się upewnić, zanim wyciągnę jakiekolwiek konsekwencje. Inaczej rada urwie mi głowę.

Zacisnąłem palce na ramionach tak mocno, że zbielały mi kłykcie.

- Wiem. Po prostu nie podoba mi się fakt, że on nadal jest na wolności. Jest niebezpieczny, a na dodatek stuknięty.

- Chyba pierdolnięty - poprawił mnie Tann, który przez niemal cały czas przysłuchiwał się naszej rozmowie.

- Racja.

Obrzuciłem wzrokiem alfę, który upił kilka łyków gorącej kawy, ze swojego ulubionego kubka.

- Nie rozumiem co się z nim ostatnio dzieje - oznajmił, kiedy w końcu skończył się delektować ciepłym napojem. - Jeszcze miesiąc temu był normalnym, młodym mężczyzną, z planami na życie. Wprawdzie chujowymi, ale mimo wszystko. Coś chciał dalej robić. Dlaczego miałby to wszystko zaprzepaścić, w jeden dzień dla czegoś tak głupiego?

W tym akurat miał rację. Zachary co prawda zawsze bywał nieco wredny oraz przygłupi, ale nigdy nie był...taki. Teraz zachowywał się co najmniej tak, jakby ktoś go podmienił. To było nawiasem mówiąc, lekko zastanawiające. Coś tu nie grało. Tak jakby brakowało tu jakiegoś elementu układanki. Pobyt w świątyni, wcale nie wpływał na jego przyszłe życie. Po powrocie nadal mógł być kimkolwiek by tylko zechciał. Cała ta sytuacja niczego nie przekreślała. Wręcz przeciwnie. Nawet by mu pomogła, bo wreszcie nauczyłby się kontroli. Dlaczego miałby to niby przekreślać, dla głupiej zemsty? W końcu czym innym to mogło być?

- A morał z tej bajki jest krótki i niektórym znany, nie żartuj sobie z prącia alf, bo będą... Ty, co się do tego rymuje? - beta odwrócił się w stronę Fray'a, który pokręcił kompletnie załamany, głową.

- Mordowały banany?

Brunet zmarszczył brwi.

- Mściły gały? - poprawił się blondyn.

Tata cicho się zaśmiał pod nosem.

- Jak na was patrzę, to mi się przypomina dzieciństwo. Ah! Stare, dobre czasy, gdy nie łupało mi w krzyżu, przy schylaniu się.

- Tak, wiemy. Jesteś stary i niedługo będziesz chodził o lasce, mimo że jesteś dopiero po trzydziesce - odparłem ironicznie. - Możemy się wszyscy skupić na momencie, w którym mówiłem, że mamy cholernego psychopatę w mieście?

To było do mnie wręcz nie podobne. Zawsze byłem pierwszy, jeśli chodziło o robienie sobie żartów w poważnych sytuacjach, ale tym razem nie mogłem sobie na to pozwolić. Sytuacja była trudna i trzeba było ją natychmiast rozwiązać. Chociaż aż sam nie mogłem uwierzyć, że coś takiego wypływa akurat z moich własnych ust.

- Nie martw się. Załatwię to.

- Tak, jak załatwiłeś mu wyjazd do świątyni? - zapytałem drwiąco.

- Hej! Jestem pewny, że tam dotarł. Nie wiem tylko jeszcze, jak się wydostał. Za moich czasów, mało kto stamtąd wracał.

Otworzyłem szeroko oczy, ze zdziwienia.

- Nie! Nie to miałem na myśli! Nikt nikogo nie mordował - tata szybko się poprawił, bo dostrzeżeniu mojej skołowanej miny. - Po prostu nie było tam tak źle i mężczyźni, którzy tam lądowali, często już tam zostawali, żeby samemu stać się braćmi zakonnymi. Jeszcze kilkanaście lat temu panowała na to niezła moda. Nawet ja, gdy byłem młodszy, chciałem nim zostać.

Piekielny WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz