Rozdział 10

168 20 13
                                    

Od kilku dni głównym tematem rozmów w zaświatach była maskarada w Concordii. Choć co noc odbywały się tam najlepsze i najbardziej huczne imprezy, o jakich za życia można było tylko marzyć, zazwyczaj nie miały one określonego motywu przewodniego. Tym razem było inaczej, wszyscy niecierpliwie na nią czekali.

Raven miała wrażenie, że jej ciało płonie, i to nie dlatego, że pochodzi z Piekła. Tyle pięknych twarzy ukrytych za kuszącymi maskami. Czasami zastanawiała się, czy tylko demony zawsze odczuwają tak wielkie pożądanie, czy też to miejsce ma taki wpływ na wszystkich. Miałaby ochotę pomyśleć, że jej umysł sobie żartuje, wywołując wizje najróżniejszych fantazji.

Była trochę zmęczona, po kilku piosenkach na parkiecie z nieznajomymi aniołami. Wypiła kilka kieliszków czystej wódki. Jakiś demon próbował ją uwieść, ale mogłoby mu się to udać tylko wtedy, gdyby nie ktoś inny, kto zajmował jej myśli.

Musiała zdjąć maskę, aby odetchnąć trochę świeżym powietrzem. Nie zamierzała wychodzić na zewnątrz, aby niczego nie przegapić. Przypadkiem spotkała Jaspera, który przywitał się, podał jej mocnego drinka i po chwili zniknął w tłumie. Nie miała innego wyjścia, jak tylko wypić zawartość szklanki.

Ktoś nagle potrącił ją tak mocno, że gdyby nie jej mocny chwyt, szkło rozbiłoby się na podłodze. Podniosła wzrok i zobaczyła przeszywające zielone oczy oraz nieskalaną twarz przysłoniętą czarną, ażurową maską.

- Już wychodzisz? – spytała nieco zaskoczona, tak długo jej szukała.

Przecież impreza jeszcze nie dobiega końca.

- Muszę się na trochę ulotnić. Zbyt tu tłoczno.

Po tych słowach nagle zniknęła, ale Raven nie mogła po prostu pozwolić jej odejść. Nie widziała dziewczyny od kilku dni i nie chciała już dłużej czekać. Odwróciła się przez ramię i ruszyła w stronę korytarzy, przeciskając się przez tłum spoconych ciał tańczących do rytmu głośnej muzyki.

Kiedy dotarła do rozwidlenia, nie wiedziała, w którą stronę iść. Przystanęła na moment, a jej wzrok powędrował ku podłodze. Przy ścianie jednego z korytarzy stała mała, metalowa figurka przypominająca kruka. Chytry uśmiech pojawił się na twarzy Raven. Wiedziała, że to nie przypadek.

Nie była pewna, ile czasu szła wyznaczoną przez figurki trasą, ale ostatnia z nich stała przed drzwiami do jednego z pokoi, na prawie opustoszałym korytarzu. Wzięła głęboki wdech i nacisnęła na klamkę, podejrzewając, że za drzwiami będzie kolejne pomieszczenie, z którymi było w klubie nieskończenie wiele. Raven zamknęła za sobą drzwi i przekręciła zamek.

- Myślałam, że dłużej ci to zajmie. – Usłyszała głos, za którym zdążyła zatęsknić.

- Nie tak łatwo jest mnie zwieść, aniołku.

Spojrzała na Octavię, której twarz była już pozbawiona maski. Wyglądała pięknie, a czarny ubiór podkreślał jej kształty.

- A uwieść? – spytała zbyt pewnie, uśmiechając się pruderyjnie.

Raven jedynie pokręciła głową, a następnie podeszła do kochanki. Zacisnęła palce na jej biodrach i przyciągnęła do siebie. Zbyt długo się nie widziały, nie dotykały.

- Dlaczego tyle dni cię nie było? – spytała niby smutno, sunąc wilgotnymi wargami po odsłoniętej szyi. – Zatęskniłaś za Niebem?

- To miejsce to istne piekło – wymruczała, mrużąc powieki z rozkoszy. – Chciałam sprawdzić, czy się znudzisz i poszukasz kogoś innego.

- Przecież już ci mówiłam, że anioły smakują lepiej – wyszeptała, przygryzając płatek ucha i wsuwając dłonie w tylne kieszenie w spodniach kochanki. – Zamierzam znów tego skosztować.

Post Mortem || Clexa & OctavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz