3. Adopcja

719 22 20
                                    

(Zacznijmy od tego że nie mam bladego pojęcia jak przebiega proces adopcyjny bo nigdy nie byłam przy takim zabiegu i wszystko jest tu przedstawione tak jak mi się wydaję że może być. Taka informacja, a teraz wracamy to książki)

Pov Colette

Siedziałam sobie spokojnie na łóżku w moim pokoju. Było granatowe zresztą jak cały pokój. Obok łóżka stało biurko a na przeciwko łóżka, szafki na książki i inne rzeczy. Siedziałam i przeglądałam mój scrapbook. Gdy dotarłam do strony z tym chłopakiem dopiero zdałam sobie sprawę że nie wiem jak ma na imię. Rozmawiałam z nim już nie raz i nawet dobrze mi się z nim rozmawia. Gdy go widzę od razu robi mi się ciepło na sercu. Absolutnie mi się nie podoba. Traktuję go jak przyjaciela.

Z zadumy wyrwał mnie głos pani opiekunki.

- Colette, pakuj się. Jutro zabiera cię twoja nowa mama - powiedziała pani nawet na mnie nie spoglądając.

- Dobrze - powiedziałam z mimowolnym uśmiechem na twarzy.

Nie wierzę!!! Właśnie ktoś mnie adoptuje. W sumie nawet nie wiem kto to ale wiem że to kobieta bo była mowa o mamie. Spakowałam ubrania i resztę moich rzeczy do walizki a najważniejsze do plecaka. Nie trwało to długo bo nie miałam wcale tego dużo.

Odłożyłam bagarze opierając je o biurko a sama położyłam się na łóżku. Zaczęłam rozmyślać jak to będzie poza murami sierocińca. Nigdy nie wychodziłam poza bramę płotu otaczającego budynek. Stresowałam się ale w głębi duszy się cieszyłam. Leżąc tak nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.

Obudziłam się o 5:45. Pewnie pomyślicie ze jestem rannym ptaszkiem lub coś. Nie, nie jestem. Nie potrzebuję więcej snu niż 5 godzin. Akurat dzisiaj wstałam dość późno jak na mnie bo zazwyczaj budzę się około 4:00. Wiem że to dziwne ale tak już mam. Jeżeli dłużej śpię to czuję się niewyspana.

Wstałam z łóżka i poszłam po odłożone wcześniej ciuchy na dzisiaj. Założyłam moją szczęśliwą niebieską bluzkę z długimi rękawami. Naciągnęłam spodnie i byłam prawie gotowa.

Nie mogłam wyjść z pokoju bo by mnie jeszcze przyłapali a to nie byłoby za ciekawe. Usiadłam więc na łóżku i zaczęłam pisać w pamiętniku.

Nim się obejżałam była 8:00 czyli godzina pobudki. Pani weszła do pokoju.

- O, już się obudziłaś. Chodź, pomożesz przy śniadaniu. - powiedziała i wyszła

Nie chętnie wstałam z łóżka, odłożyłam pamiętnik i poszłam na stołówkę, tam gdzie jemy śniadanie. Pani dała mi talerze i kazała je poroznosić. Posłusznie wykonałam polecenie.

Gdzy była 8:30 wszystkie dzieci przybiegły i zajęły miejsca przy stolikach. Ja zaczęłam roznosić jedzenie na stoły razem z opiekunkami. Gdy wszystko było gotowe mogłam w końcu usiąść i zjeść.

Po jedzeniu panie kazały mi wziąć rzeczy i je przynieść bo nie długo przyjedzie po mnie moja nowa mama. Tak bardzo pragnęłam mieć w końcu rodzinę która będzie mnie kochać. Nie mówię że takiej nie miałam gdyż moi rodzice bardzo dobrze mnie traktowali tylko zginęli w pożarze. Miałam wtedy dopiero 5 lat i niewiele pamiętam.

Nagle usłyszałam wołanie. Przyszłam do sali przed której drzwiami stałam. Gdy weszłam ujżałam moją nową mamę. Miała zielone włosy i różową sukienkę. Głaskała trzymany na kolanach szalik w krztalcie lisa. Miała mocny makijaż i wyglądała na taką kobietę po czterdziestce. Nagle wstała i podeszła do mnie.

- Jejciu, Colette, jak ty wyrosłaś - zawołała kobieta

Jak to wyrosłam?! Znamy się skąś czy jak?

- Nie pamiętasz cioci? To ja ciocia Lola!

Ciocia Lola, pamiętam!!! Mieszkała za granicą i ostatni raz widziałam ją jak miałam 4 lata. Nic dziwnego że jej nie poznałam. Była to siostra mojej mamy. Musiała wyjechać w celu biznesowym do Stanów.

***

Wsiadłam do czarnego samochodu na przednim siedzeniu. Ciocia wsiadła za kierownicę.

- Kupiłam tu w okolicy domek. Będziemy tu teraz mieszkać - zaczęła - miałam się przeprowadzić tu wcześniej lecz nie mogłam z wielu przyczyn. Na szczęście udało się tu dotrzeć.

Czyli dowiedziała się o tym 11 lat temu i dopiero teraz przyjechała!? To są jakieś jaja! Jak można... A dobra nie ważne. Ważne że wogule przyjechała.

Całą drogę się nasłuchałam jak się pracowało w stanach i jak to ona by chciała bym została prawnikiem. Interesuje się prawem i uznała, że ja oczywiście też. Było przeciwnie. Nie chciałam mieć nic wspólnego z prawem jeśli chodzi o pracę.

W końcu dojechałyśmy. Już przez okno widziałam wielki nowoczesny dom. Miał chyba z trzy piętra i był tak wielki jak mój sierociniec! Ja się pytam skąd pani... znaczy ciocia Lola miała na to kasę. W sumie pracowała w stanach to jest to możliwe że miała dużo pieniędzy.

Nie byłam przyzwyczajona do bogactwa. W sierocińcu miałam mały pokoik i cały sierociniec był w dość starym budynku.

- No, jesteśmy na miejscu - powiedziała ciocia gasząc auto i rozbinając pas.

Wzięła swoją torbę i wysiadła z auta. Zrobiłam to samo. Gdy wzięłam swoją walizkę z bagażnika ciocia zamknęła auto i poszłyśmy do domu.

Gdy weszłam znalazłam się w przedpokoju skąd od razu było widać korytarz a bardziej halę taką jak w hotelach. Na przeciwko były wielkie schody prowadzące do góry. Jak zdjęłam buty i weszłam do środka po prawej stronie zobaczyłam wielki salon z jadalnią a po lewej piękną kuchnię i drzwi do łazienki.

- Swój pokój masz na górze na drugim piętrze ale zanim tam pójdziesz musimy coś ustalić. - zaczęła ciocia - Po pierwsze, nie życzę sobie by w moim domu był hałas. Ma być tu cicho i spokojnie. Po drugie - jest kategoryczny zakaz wchodzenia na trzecie piętro. A po trzecie, nie możesz wy hodzic z pokoju przed 8:36.

- A czemu akurat 8:36? - zapytałam

- Na to pytanie wyjątkowo ci odpowiem gdyż masz zakaz zadawania tego typu pytań. Lecz ten jedyny raz ci powiem. - powiedziała ciocia - O tej godzinie się urodziłam. A teraz leć do pokoju się rozpakować. Jak wejdziesz to korytarzem w lewo aż do końca.

Na to przytaknęła, odwróciłam się i poszłam do góry z walizką. Gdy weszłam po schodach pierwsze co ujrzałam to ściana ze zdjęciami. Na zdjęciach były różne miejsca z całego świata. Na przykład Paryż czy Rzym. Poszłam tak jak prosiła w lewo. Nie musiałam długo iść gdyź korytarz nie był długi. Otworzyłam czarne drzwi i weszłam do środka.

Jak tylko weszłam mym oczom ukazał się wielki pokój. Na przeciwko siebie pod oknem stało biurko a obok niego toaletka. Po mojej lewej stronie stała wielka szafa. Była tak duża że ja swoimi ubraniami nawet w połowie jej nie zapełnię. Po prawej stronie sało ogromne łóżko. Zmieściłyby się na nim przynajmniej dwie osoby dorosłe. Niedaleko łóżka była jeszcze jedna para drzwi.

Odłożyłam wlizkę i weszłam do pomieszczenia. Okazała się to być mała łazienka. Wow! Nie myślam że będę mieć własną łazienkę! Po lewej stronie był prysznic obok umywalka i jeszcze obok szafka. W zagłębieniu po prawej stronie stała toaleta. Wszystko było utrzymane w bieli, czerni i różu podobnie jak mój pokój.

Wyszłam z łazienki i zaczęłam się rozpakowywać.

Pov Edgar

Stałem przy oknie i gapiłem się na nowo wybudowany dom naprzeciwko mojego. Nagle zobaczyłem samochód parkujący przy nim. Wysiadła z niego zielono włosa kobieta w różowej sukience i... nie wierzyłem własnym oczom... Colette! Przecież ona była w sierocińcu! Ta kobieta ją adoptowała? W sumie fajnie. Serce zaczęło mi bić szybciej i poczułem lekki dreszcz na plecach. Było to miłe uczucie ale nie miałem pojęcia skąd się wzięło...

***
1184 słów

Mam nadzieję że wam się podobał ten rozdział. Dłuższy niż poprzednie ale jakoś samo tak wyszło hah. Do następnego.

Papa

ℙ𝕖𝕨𝕟𝕖𝕘𝕠 𝕣𝕒𝕫𝕦 𝕨 𝕊𝕥𝕒𝕣𝕣 ℙ𝕒𝕣𝕜𝕦 // Edgar x Colette ✍︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz