Inspiracja była piosenka Johna Lennona Imagine. Polecam puscic podczas czytania :)
By dojść do parku musieliśmy przejść wzdłuż Tamisy, niegdyś uwielbiałam przychodzić tutaj by obserwować ruch wody teraz nawet nie mam na to czasu. Rozglądam się nerwowo szukając czegoś co mógł zorganizować ojciec. Całe szczęście nigdzie nie ma moich zdjęć ani plakatów, które mogłyby pomoc mnie odnaleźć. Przyglądam się kioskom, które mijamy. W gazetach też nikt nie pisze o zaginionej Anastasi Collins. Czy to możliwe, że nikt sie nie zainteresował moim zniknieciem? Czy to mozliwe ze moj ojciec mnie nie szuka? A co z matka? Najczarniejsze scenariusze przelatuja przez moja głowę. Może pobił matke tak mocno, że teraz wylądował za kratkami? Mijamy kolejny kiosk w oczy rzuca mi sie ogromny napis "Bił aż zabrakło mu sił".
Przerazona podbiegam do stojaka. W głowie widze obraz przedstawiajacy zakrwawioną twarz mamy i furie w oczach ojca, jego zacisnieta piesc trafiajacą w twarz mamy. Dwa uderzenia pod rzad, pauza i tak wciąż przez długi czas. Każdy ruch po mimo ze spowodowany alkoholem jest jakby przemyślany. To jest najgorsze. Świadomość, że on doskonale wie co robi.
Litery rozmywajai sie, gdy próbuję czytac pierwsze linijki artykułu. Jednak wystarczą mi tylko zdjecia domu by upewnić sie, że nie chodzi o moja rodzine. Dom na zdjeciu w niczym nie przypomina villi państwa Collins.
Czuje ulgę, jednak moje emocje i tak nienopadaja na tyle, abym mogła coś powiedzieć. Wracam do Eda siedzącego na ławce. Zmuszam się do uśmiechu, odpowiada tym samym. O nic nie pyta. Lubie to w nim. Potrafi wczuć się w sytuacje.
Niedlugo po tym jestesmy w parku. Rudzielec wciaż coś mówi. Odnoszę wrażenie, że w ciagu tej krótkiej drogi z przystanku opowiedział mi przynajmniej większą część swojego życia. Przyjemnie słucha mi sie jego glosu, niestety nie potrafie zrozumieć sensu słow ktore wypowiada. Całą moja energie wykorzystuje na ukrywanie emocji, które mną miotaja. Chce płakać, krzyczeć i znaleźć się znów w swoim pokoju. Chce by moja dotychczasowa przyjaciółka znów wpadła do mojego pokoju opowiadajac o swoich błahych problemach, które jeszcze rok wczesniej tak bardzo mnie obchodzily.
-Prosze zamknij oczy prawie jesteśmy
Szepnął Ed wyrywając mnie z myśli, ciepło jego głosu sprawilo, że zadrżalam. Spełniam jego prośbę z nadzieja, na miłą niespodzianke. Czuje jak zaciska swoja dłoń na mojej i prowadzi mnie pomału w nieznanym mi kierunku. Słyszę szelest liści, a gdy otwieram oczy ukazuje się najpiekniejszy kawałek ziemi jaki kiedykolwiek widziałam. Zielona trawa i mnóstwo kolorowych kwitnacych krzewów. Pod dębem stoi biała ławka. Jest zniszczona, ale mimo to znacznie ładniejsza niż te zielono czarne w pozostałej części parku. Rozglądam się zafascynowana nowym miejscem. Nawet nasz ogrodnik Matt nie stworzył by tak piękej kompozycji kwiatów. Jedyne co mnie teraz zastanawia to fakt, że jestem tu tylko ja i Ed. Co z innymi ludźmi? Sądząc po zarośniętym wejściu nikt tu nie zaglada. Patrze na chłopaka. Szczerzy sie jak dziecko w świateczny poranek, jest z siebie najwidoczniej dumny. Gestem dłoni wskazuje mi ławkę, na której chętnie siadam.
-Jeju Ed, to miejsce jest magiczne!
- Pewnego dnia cierpiałem na kompletny brak weny, niestety zmuszony byłem do napisania piosenki. Szef obiecał ludziom, że zaśpiewam nowy kawałek. Spacerowałem po całym Londynie próbując coś wymyślić, niestety prześladował mnie wyjątkowo paskudny humor. Miałem wrażenie, że cały świat zmówił się przeciw mnie. Stwierdziłem, że musze sie jakoś wyładować. Zdecydowanie musiałem czymś rzucić. Pod ręką była tylko gitara. Trafila w krzaki, a gdy je rozchyliłem zauważyłem kwiaty. Gdy przedarłem się przez gałęzie, odrazu usiadłem na ławce. W ciągu godziny moja piosenka była skończona. Zrozumiałem wtedy, że brak weny spowodowała tęsknota za domem. Ogród mojej mamy wyglada podobnie jak ten kawałek parku. Wtedy obiecałem sobie, że będę dbał o te zapomniane miejsce.
Spojrzał prosto w moje oczy i uśmiechnął się
-Jesteś pierwsza osoba, którą tu zabrałem. Od dzisiaj to nie tylko moje miejsce.
-Dziekuje
Odparłam zdobywając sie na uśmiech. Czułam, że wszystkie negatywne emocje odpuszczaja.
-Wiesz dlaczego to miejsce jest pomijane przez ludzi?
Zaprzeczyłam kiwajac głowa
-Bo nie pasuje do reszty parku, w którym wszystko jest takie same. Szare, czarne, zielone pozbawione oryginalnosci i fantazji. Tak samo jak ludzie, wszyscy sa tacy sami i popełniają jeden podstawowy błąd. Spiesza sie, nie zwracaja uwagi na to jacy tak naprawde sa. Liczy sie dla nich tylko to co widać, bo prościej to zauważyć. Zapominaja o marzeniach, fantazjach. O tym co skrywają głęboko w sercu. Nie mają czasu tego odkryć. Ida przez życie szarym chodnikiem i nie myślą nawet o tym, aby z niego zboczyc. To miejsce jest dla ludzi którzy zboczyli z chodnika. Jest tak samo inne jak i my. Jesteśmy piękną ukrytą częścią szarego, smutnego parku.
Znowu sie uśmiechnął, myślałam o jego słowach. Sama byłam kiedyś człowiekiem z parku. Szybko odgoniłam te myśli. Mam poważniejsze problemy.
-Czy spędziłam z tobą wystarczającą ilość czasu?
Zapytałam, zbliżał się wieczór. Powinnam szukać noclegu, a nie siedzieć z zupełnie obcym chłopakiem w parku.
-Spieszysz sie gdzies? Myślałem, że pójdziemy do mnie.
Nie spieszylam sie. Bo niby dokad. Życie bezdomnego ma wiele wad, ale zdecydowanie nie należy do nich pośpiech.
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Mimo całej sympatii jaka u mnie zdobył, chciałam go splawić. W końcu nie mogę narzucać sie każdej napotkanej osobie, wystarczy, że zamieszalam sie w życiu Meg. Nie potrafilam kłamać, szczególnie gdy Ed patrzył na mnie w ten dziwny, charakterystyczny dla niego sposób. Spuscilam wzrok, patrzyłam na te okropne trampki znajdujace sie na moich stopach. Nadal nie przywykłam do moich nowych butow. W sumie nic dziwnego minął tylko jeden dzień nowego życia. Zmiany sa trudne.-Rozumiem ze milczenie oznacza "nie" , prawde mówiąc zdziwiłbym się jeżeli spieszyłabyś się gdziekolwiek. Bezdomni nigdzie sie nie spiesza.
Powiedział, kolejny raz budząc we mnie uczucie przerażenia. Skąd wie, że jestem bezdomna?
Jestem już prawie pewna ze chłopak ma cos wspólnego z moim ojcem. Zostalam zdemaskowana.
Czuje nieprzyjemne goraco, które zalewa całe moje ciało. Zamykam oczy, czuje jak łzy ściekaja po moich policzkach. To łzy przerażenia i bezradności. Nie portafie ich pohamować.
Rzucam torbe oraz futerał. Wstaje i zaczynam biec. Jednak i to nie jest mi pisane upadam potykając się o sznurówke znienawidzonych trampek. Bolą mnie dłonie i nogi. Zaczynam plakać jeszcze mocniej. Chowając twarz w obolałych, obdartych dloniach.
Po chwili czuje, że ktoś siada kolo mnie. To on. Ed otacza mnie swoimi ramionami i zaczyna sie kolysac nucac
Pomyśl, że nie ma nieba
To łatwe, jeśli chcesz.
A w górze tylko gwiazdy
I piekła nie ma też.Pomyśl o wszystkich ludziach
Wśród których jesteś Ty!Powiesz, że to marzenie
Lecz ja nie jestem sam.
Możemy wszystko zmienićZaczynam sie uspokajać, wiec odsuwam sie od Eda, obok niego leży moja torba i gitara. Nie chce już uciekac chce przy nim zostać. Chce sie wyzbyć tego beznadziejnego uczucia strachu.
-Przepraszam
Szepcze spuszczajac wzrok, Ed dotyka mojego podbrudka zmuszajac mnie abym na niego spojrzała
-Obiecaj, że to ostatni raz gdy sie mnie boisz, chce ci pomóc. Gdy bedziemy w domu wszystko ci wyjaśnię
Kiwam glowa.
Wreszcie dalam rade haha, mam nadzieje ze sie spodoba. Dodatkowo pragne dodać ze szykuje sie mała niespodzianka. Ale to tylko jezeli czas pozwoli :3
Enjoy x