III

196 37 3
                                    

Przewoźnik już czekał na Harry'ego przy brzegu. Siedział dumnie na krawędzi łódki i zapatrywał się zamyślonymi oczami w mętną wodę. Usłyszawszy szelest podniósł się i zrobił miejsce podróżnikowi, który bez słowa usiadł obok.

- Nieudana wyprawa? - zagadnął Malfoy wyjątkowo wstrętnym tonem. Harry zdawał się nie wyczuwać w tym jadu.

- Nie rozumiem moich rodziców. - Wzruszył ramionami dalej wewnętrznie rozważając ich słowa z listu. W końcu podniósł znużony wzrok na towarzysza i przyjrzał mu się. - Za dnia wyglądasz jeszcze gorzej - skomentował bezmyślnie. Twarz ocenianego wykrzywiła się w oburzeniu.

- Co to ma znaczyć? Chcesz utonąć w tym jeziorze? Zapraszam! - zdenerwował się nie na żarty. Wcześniej dumny i nietykalny, przedstawiał się teraz bardziej jak rozpieszczony dzieciak.

- Żartowałem... - próbował ratować się z opresji Harry, ale wtedy dłonie Malfoya zaciskały już się na jego kołnierzu, łódka chyliła się niebezpiecznie ku odmętom wodnym, nad którymi bezpośrednio zwisał przerażony brunet.

Wściekłe rysy przewoźnika jednak uregulowały się niebawem, a ciało wycofało się z ofensywnej pozy. Odetchnął i zawiesił wzrok na odległym drugim brzegu.

- Zapomnij - rzekł ciężkim głosem. - Gdybym miał cię utopić, już bym to zrobił. Bo miałem. - Zwrócił swe umęczone spojrzenie na zmieszanego Harry'ego.

- Nie rozumiem - mruknął głowiąc się nad sensem usłyszanych słów. Malfoy chciał go zabić?

- Nie będę cię przepraszał. Ciesz się, że żyjesz - warknął wbijając ogniste spojrzenie w lekko falującą wodę.

Harry zadrżał i skulił się w sobie. Nagle postać przewoźnika wydała mu się przerażająca, a siedział z nią przecież na jednej małej łódeczce pośród wielkiego jeziora. Nic mu jednak się do tej pory nie stało, najwyraźniej miał szczęście. I znowu jego ciekawość zwyciężyła ze strachem.

- Ale dlaczego?

Malfoy nie spodziewając się tego pytania uniósł powściągliwie brwi, namyślając się długo, czy to aby nie pułapka, ponieważ z jakiego powodu ktoś miałby się zagłębiać w jego zamiary i motywy? Nikt nigdy nie pytał go dlaczego... Nie wykazywał najmniejszej oznaki wyrozumiałości. Draco Malfoy robił złe rzeczy, więc był zły.
Świat był tu prosty.

- Dlaczego miałbyś mnie zabić? Nawet nie mam pieniędzy - ponowił pytanie Harry.

- Żeby się uwolnić - wypowiedział melancholijnie i trochę niewyraźnie.

- Że co?

W końcu zwrócił na Harry'ego ponure spojrzenie.

- Jestem więźniem Liliowej Panny z jeziora. To wodne stworzenie, właściwie duch. Gdy jeden podróżny tonie, staje się przewoźnikiem, a poprzedni przewoźnik może odejść w spokoju.

- Do domu?

- Umrzeć.

Tylko plusk wody odbijającej się o łódkę zakłócał tę głuchą ciszę, jaka zapadła pomiędzy nimi.

- Ee... A ona... Ja... - jąkał się, nie mogąc się zdecydować na temat, który podejmie. Zmroziło go na myśl, że tak groteskowe rzeczy działy się wokół niego, a gdzieś pod nim, na dnie mieszka ta zła dusza zaciskająca szpony na Malfoyu.

Przewoźnik zdawał się doskonale rozumieć zmieszanie i cel Harry'ego, ponieważ podjął po chwili, nie szczędząc jednak wyraźnej w tych słowach niechęci:

- Mści się. I będzie się mścić, póki nie dotrze do swoich oprawców. Właściwie to jej poczynania są całkiem zrozumiałe... - spuścił oczy na swoje dłonie zaciskające się na kolanach. - Pogodziłem się z moim losem - zaczął ponownie, jakoś obco.

- Jak długo już tu jesteś...? - zadał niepewne pytanie.

- Dwanaście lat.

Oczy Harry'ego natychmiastowo się powiększyły, a moment później zagościło w nich współczucie.

- Nie patrz tak na mnie - warknął Draco, krzyżując ręce na piersi.

- Niby jak? - obruszył się.

- Jakbyś mi współczuł - wycedził. - Z tą obrzydliwą litością. - Zacisnął mocno szczękę, a wtedy mięśnie jego twarzy zatańczyły w frustracji. Oczy ziały ostrym lodem.

- Chciałem dobrze - odrzekł wzburzony. Zaraz jednak dostrzegł jaki ból wdarł się w serce jego towarzysza, więc uspokoił się i zmienił temat. - A ta Panna? Za co się tak mści?

Malfoy chwilę mierzył go podejrzliwym wzrokiem, aż stwierdził, że pytanie jest niegroźne i powiedział płynnie i wolno, głosem wypranym z emocji:

- Zabili ją. Niewinną... Tak myślę, choć każdy ma jakieś winy. Nie mieli jednak powodu. Wiem, bo miewam jej sny. Wspomnienia. - Przymknął za ciężkie powieki, usta mu zadrżały. - Była zwykłą dziewczyną w wiosce, w której wybuchły zamieszki. Zarąbali ją siekierą, bo bili kogo popadło, byle siekać, byle rąbać - głos coraz bardziej mu wibrował i słowa wypływały ciszej - i wykrwawiała się godzinami, zanim skonała. A zabili ją ludzie z wioski. Sąsiedzi. Oprawczyni była Liliowa, dlatego na Pannie pozostała Liliowa Klątwa.

W Harrym rosło złe przeczucie, które z sekundy na sekundę coraz bardziej drażniło jego wnętrze. Liliowa...
Liliowa była jego matka.

Lily Potter.

- Niemożliwe...

- Możliwe - wciął się zjadliwie. - Tak było, po prostu. Ktoś skrzywdził ją, a teraz ona krzywdzi innych, tak samo bez powodu. Przyzwyczaiłem się co prawda... - stwierdził z goryczą. - Nawet nie jestem do końca żywy. Nie starzeję się, moje ciało nie ma jednolitej struktury. Nie jestem jednak też martwy. Myślę, widzę, oddycham. Czasem czuję.

Harry chciał coś powiedzieć, ale się zawahał. Zrobiło mu się żal Draco, który musiał cierpieć bez żadnego powodu, czy celu. Taki spotkał go los – los okrutnie niesprawiedliwy.  

- Porozmawiam z nią - zadeklarował zdecydowany chłopak.

- Cóż to znaczy? - wypalił skonsternowany Przewoźnik. - Z Panną? Tą z dna jeziora?

Uwierzenie w tak niemądrą i spontaniczną decyzję Harry'ego nie było dla niego możliwe. To, co chciał zrobić, było nie tylko głupie, ale i nierealne.  

- Wiem, kto jej to zrobił - oznajmił ponuro, jednak głosem zdeterminowanym.

- Wiesz? Skąd miałbyś o tym wiedzieć? - zaczął się ciekawić.

- Nie jest to ważne - odparł wymijająco. Schylił głowę tak, że zasłonił ciemną grzywką błyszczące oczy. - Powiem jej, by puściła cię wolno.

- To nie ma najmniejszego sensu. Czemu miałaby cię posłuchać? I dlaczego chcesz mi pomóc? - burzył się na pomysł towarzysza.

- To jedyny sposób, tak? I nie robię tego dla ciebie - rzekł mierząc go uważnym wzrokiem. "Przynajmniej nie wyłącznie dla ciebie", dodał w myślach.

- Jak sobie chcesz - prychnął nieco tym poprzednim urażony. - Obyś się utopił, to przynajmniej będę mógł umrzeć w spokoju.

- Nie utopię się - zaoponował, chcąc bronić swojej dumy. - Wiem, co robić. Mam plan, więc nie wątp we mnie.

Przewoźnik przewrócił ironicznie oczyma.

- Wątpię, i to wyjątkowo szczerze.  

Jezioro i Księżyc | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz