Zostawiając samotnego Draco w kołyszącej się z lekka łódce nie obracał się za siebie i uporczywie nie zwracał uwagi na tęsknie łkające serce. Wierzył, że mu się uda i nie idzie na śmierć, nie mógł okazać słabości. Jeden niepewny krok i zda sobie sprawę z tego, jak bardzo się boi.
Osobliwe zioła zapakowane w woreczku, który odnalazł w kufrze od rodziców, okazały się być czymś, co pozwala oddychać pod wodą. W środku znajdowała się mała karteczka z opisem – sam by tego nie wywnioskował. Stojąc po kolana w wodzie połknął gorzką roślinę, która wywołała z początku odruch wymiotny. Jezioro było skąpane w mdłym blasku poranka, który wciąż krył się gdzieś za grubymi chmurami na wschodzie. Panowała wilgotna szarość. Harry po raz ostatni rozejrzał się po pięknym świecie, zanim zanurzył się w lodowatej wodzie.
Było ciemno i przeszywająco zimno. Miał wrażenie, że w jego ciało wbija się milion malutkich igiełek, a kości pokrywają się lodem. Długo nie mógł zaczerpnąć oddechu, a gdy w końcu się przełamał, zakrztusił się i począł wić się jak cierpiące zwierzę. W końcu wyczerpane ciało przyzywyczaiło się i Harry drętwo mógł się poruszać i oddychać. Skierował się w dół, ku otchłani.
Poza ciemnością widział twarze swoich rodziców, dawnych przyjaciół i rozmazane uśmiechy. Im niżej nurkował, tym bardziej kręciło mu się w głowie, a masy wody chciały rozsadzić mu czaszkę. Na końcu było zupełnie głucho i pusto, dno pokrywały miękkie glony i roślinki, a widoczność nie sięgała dalej niż metr.
- Halo? - powiedział Harry i jakimś sposobem jego głos zabrzmiał w wodzie. Rozejrzał się. - Przybyłem do Liliowej Panny.
Wtem rozległ się śpiew, tak jakby dochodził z umysłu Harry'ego, a jednocześnie zewsząd wokół.
Co to ma znaczyć? - różni różnie plotą,
Cóż, kiedy nie był nikt na dnie;
Biegają wieści pomiędzy prostotą,
Lecz któż z nich prawdę odgadnie?
{A.Mickiewicz - Świteź}A ten, kto odważny na sam dół zejdzie,
Nie martwiąc serca doczesnymi sprawy;
On właśnie sam jeden prawdę odnajdzie,
Wśród ryb rozpocznie żywot szemrawy.Chłopak obrócił się i szukał wzrokiem kogoś, kto mógłby to śpiewać, lecz nikogo, ani niczego nie dojrzał. Tylko mrok i chłód.
- Liliowa Panno? Chcę porozmawiać... - podjął znów, cały dygocząc.
Zbrodnię straszliwą, zbrodnię bolesną
Zadano mi w sam srodek piersi.
Przecięto żebra szarpaną kreską;
Do piekła pójdziecie pierwsi!Głos przybierał na sile, woda zaczęła drgać.
- Jestem Potter. Syn Lily i Jamesa...
Życia nie odzyskam, ni świeżego tchnienia;
Głaszczę tylko niespokojną duszę...
Nic nie wyciągnie z głębi zapomnienia,
Cierpieć będę na wieki katusze.Śpiew przerodził się w szloch, a szloch w straszliwy ryk. Harry zasłonił uszy dłońmi, lecz nic to nie dało, głos dobywał się także z głębi niego samego.
- Co mam zrobić? - próbował ją przekrzyczeć - Jak ci pomóc?
Nagle wszystko ucichło, a woda uspokoiła się.
- Tyś ich syn? - spytała.
- Tak.
- Zatem odbiorę ci życie.
Harry wzdrygnął się.
- Chciałem zapytać, czy uwolnisz Draco? - zboczył z tematu.
- Kogo?
- Przewoźnika - wyjaśnił.
- Oczywiście. Twoje życie uwolni i mnie, i jego, i twoich rodziców.
Harry zesztywniał jeszcze bardziej niż zdążył do tej pory.
- Ale... Musisz mnie zabić?
- Koniecznie.
Pierwszym jego odruchem było gwałtowne cofnięcie się w tył. Nie wiedział jednak nawet, gdzie znajduje się Liliowa Panna. Prawdopodobnie jej dusza wypełniała całe jezioro.
- Wypuść mnie! - zawołał desperacko - Nic nie zrobiłem! Draco też! Moi rodzice wycierpieli swoje.
- Nie mogę - rzekła ze smutkiem - życie za życie. Ja też nic nie zrobiłam...
Harry rozumiał, lecz nie mógł odpędzić od siebie wielkiego poczucia niesprawiedliwości i żalu. Naprawdę tu zginie? Chciał uwolnić rodziców i przyjaciela, ale oddawanie życia - najcenniejszego, co posiadał - napawało go przerażeniem.
- Nie mam wyboru, prawda? - spytał z rezygnacją.
- Zawsze ma się wybór... Możesz próbować uciec lub zaakceptować rzeczywistość i się poddać. Ja jednak dość już mam rozpaczy.
Po tych słowach coś naparło na chłopaka ze wszystkich stron. Ścisnęło go, a on mimo możliwości oddychania pod wodą zaczął się dusić. Usiłował się wyrwać, lecz całe jego ciało zupełnie odrętwiałe tkwiło w miejscu.
Śnij, kochany, śnij...
Wreszcie się uwolnił. Płynął ku górze, wręcz frunął. A kiedy obejrzał się po raz ostatni w dół, ujrzał siebie. Sztywne chłopięce ciało spoczywało na dnie otulone wodnymi roślinami. Było osobliwie piękne - jak piękna może być śmierć.
Uniósł się aż do powierzni jeziora, a potem wznosił się dalej do białego nieba. Pod nim na małej łódce leżało skulone, wychudłe ciało smutnego chłopca.
- Harry - usłyszał, sam nie wiedział skąd. Nie miał jednolitej formy, a głos nie był tak naprawdę głosem, tylko przekazaną doń wiadomością. Nie istniał teraz w świecie materialnym.
Nie zobaczył go, ale poczuł jego obecność tuż przy sobie.
- Draco... Jesteś wolny.
- Ty też - odparł bardzo smutno.
- A jednak wciąż mamy świadomość. Mimo, że nas nie ma.
- Gdybyś chciał, mógłbyś się rozpaść w kosmiczny pył. Dusze ludzkie mają różne drogi... - Nie widział go, ale czuł, że się uśmiecha, nawet jeśli wewnętrznie.
- Więc... Możemy zostać razem?
- Tak.
- A mogę cię zobaczyć? - Tylko tego teraz pragnął: ujrzeć bladego, przystojnego chlopaka o srebrnych oczach.
- Nie wiem - szepnął, a wtedy coś się zadziało, coś zabłyszczało i Draco przybrał formę, jaka podobna była do tej ludzkiej, tylko unosząca się w powietrzu i nieco przezroczysta. - Ty też spróbuj.
Spróbował i udało mu się. Szeroko się do siebie uśmiechnęli. Krążyli w powietrzu obserwując z góry gęsty las i ciemną plamę jeziora.
- Chcesz... - Harry się zawahał, ale szybko uświadomił sobie, że nic nie ma znaczenia. Oni nie istnieli. - Przejdźmy się.
Draco posłał mu chytre spojrzenie.
- To panny się zaprasza na przechadzki, nie sądzisz?
- Nie sądzę - odpowiedział - Ja zapraszam kawalera. Więc jak?
- Nie śpiesz się tak - zaśmiał się i ujął w dłonie jego twarz. Świat był dla nich nieprawdziwy, jedynie nawzajem mogli się poczuć. - Mamy całą wieczność.
koniec
CZYTASZ
Jezioro i Księżyc | Drarry
Fantasy"- Harry... Taki mój los. Co ja mogę? - Rzucił tęskne spojrzenie spod jaśniutkich niby piasek rzęs. - Wierzyć. Mieć nadzieję! - Podniósł się i oparł dłońmi o burtę łódki, by znaleźć się jak najbliżej nowego przyjaciela. - Niby jaką... Skąd? - wysze...