Rozdział I - "TELEFON"

232 15 15
                                    

~Tubbo~

Obudziły mnie promienie słońca przedzierające się przez żaluzje. Popatrzyłem na zegarek. Było jeszcze wcześnie i chciałem jeszcze chwilę pospać, ale musiałem niestety iść do pracy. A pomyśleć, że jak byłem młodszy i chodziłem do szkoły wstawałem przed samymi zajęciami. To były czasy. Niechętnie wstałem z łóżka i pokierowałem się w stronę łazienki. Po paru minutach byłem już w pełni gotowy do wyjścia. Szybko zjadłem śniadanie - tradycyjne płatki i wyszedłem z domu. Mój dom był stary, ale jakoś ciągle funkcjonował. Znajdował się na małym osiedlu w Bognor Regis i jakoś nigdy nie chciałem się z niego wyprowadzić, a mieszkam już w nim z 5 lat. Po prostu miał coś w sobie, a dodatkowo dostałem go od rodziców i szkoda było mi go sprzedawać. Wspominałem tak piękne czasy przez całą drogę do miejsca docelowego.

Po 20 minutach stałem przed budynkiem kawiarni - mojej pracy.

- Cześć Jack! - Przywitałem się z chłopakiem, na co ten się uśmiechnął.

- Witaj! Dzisiaj nie będzie Niki, więc mamy trochę więcej roboty.

- Raczej sobie poradzimy - odparłem - przebiorę się i dołączę do ciebie.

- Jasne - powiedział otwierając kawiarnię.

Przebrałem się i zacząłem przyjmować pierwsze zamówienia. Rano zwykle nie ma tyłu osób, ale trafi się dzień, że jak na złość będzie tłum. Oczywiście nie mogło się obejść bez wylania czegoś przeze mnie. Musiałem sprzątać i trochę to zajęło, a na moje nieszczęście mój szef - Phil - nie był zbytnio w dobrym humorze i musiałem zostać na nadgodziny.

Po ciężkim dniu pracy, wróciłem do domu i położyłem się zmęczony spać. Śniło mi się, że rozlewałem kawę, znowu. Obudziłem się dopiero około godziny 23.

Poszedłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic i gotowy położyłem się do łóżka z nadzieją na piękny i spokojny sen. Jak to mówią nadzieja matką głupich. I ku mojemu zdziwieniu po 15 minutach zadzwonił telefon. Kto mądry dzwoni o 11 w nocy? Na pewno nie ja. Odruchowo sięgnąłem po urządzenie, ale nie było na nim żadnego powiadomienia. To mnie zdziwiło, ponieważ telefon dalej dzwonił. Wstałem, więc z łóżka i powoli szedłem w kierunku dźwięku. Po chwili doszedłem do pewnego pomieszczenia i z trudem otworzyłem stare drzwi. Znalazłem się w starym pokoju na poddaszu. Ściany były obite drewnem, w podłodze gdzieniegdzie były dziury i wszędzie leżały kartony. "Tu w ogóle jest takie miejsce?" W rogu pokoju na stoliku zauważyłem zakurzony, podejrzany, stary czerwony telefon stacjonarny. Długo zastanawiałem się czy podnieść słuchawkę, a owe urządzenie dalej wydawało dźwięk. W końcu odważyłem się i wziąłem słuchawkę do ręki.

- Halo?

- Halo? Cześć Dream! Słyszałeś? JShlatt został prezydentem Bognor Regis! - odezwał się głos.

- Ummm... Przepraszam, pomyłka. Z resztą, co mówiłeś? JShlatt prezydentem? - zapytałem niepewnie.

- Tak! Czy to nie wspaniałe? Ma znakomite pomysły! - odpowiedział entuzjastycznie chłopak.

- Okej niezły żart, to nie jest śmieszne. Wydzwania do mnie obca osoba i jeszcze takie głupoty gada. Opanuj się człowieku.

- Ale, o czym ty mówisz? - oburzył się.

- Tak jak powiedziałem, pomyliłeś numer nie dzwoń do mnie więcej. Żegnam.

- Czekaj... - Nie dokończył, bo odłożyłem telefon i w spokoju położyłem się spać nieświadomy, co może mi się jutro przytrafić...

Discs from 1970 ~clingy duo~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz