Epilog

3.5K 280 26
                                    

Miesiąc później

Umrę ze stresu. To już jest pewne.

- Co ci się stało, braciszku? - Samantha weszła tanecznym krokiem do kuchni, rzucając mi psotne spojrzenie. Jeszcze jej tutaj brakowało. Czy naprawdę ją dzisiaj zapraszałem? - Wyluzuj się. Wiesz, że ona się...

- Bądź cicho - syknąłem przez zaciśnięte zęby i powróciłem do gotowania. Musiałem jeszcze przygotować coś na drugie śniadanie, bo Jennifer spała wraz z Caroline na kanapie. Uśmiechnąłem się, widząc to oczami wyobraźni; moje dziewczyny wyglądały razem cudownie. Nie mogłem marzyć o niczym lepszym.

Westchnąłem przeciągle, rzucając siostrze zdenerwowane spojrzenie. Siedziała na stołku barowym, śmiejąc się cicho pod nosem. Pewnie ze mnie, znając ją.

- Słucham cię, Samantho? - zapytałem grzecznie, przerzucając bekon na patelni. Może to nie był dobry pomysł? Potem miałem zabrać ją do kawiarni...

- Jeśli będziesz się tak zachowywać, to pomyśli, że chcesz z nią zerwać. - Wzruszyła ramionami, sięgając po jeden z pierników, które upiekła wczoraj Jennifer. Były przepyszne. - O Boże. Czy ty jesteś zazdrosny nawet o wypieki? Chryste, ale cię wzięło.

No chyba to logiczne, jeżeli chcę się jej oświadczyć? Dzisiaj, ku ścisłości.

- Gdzie masz Rafaela? - zapytałem spokojnie, szykując talerze. Może Caroline też będzie głodna? Dla niej też chyba powinienem coś naszykować, bo inaczej Jen rzuci mi to swoje spojrzenie. Zawsze się na mnie tak patrzyła, jak popełniałem jakieś oczywiste błędy przy Caro. Zachowywała się jak jej matka.

Matka, którą chciałem dla Caroline. Liczyłem, że się zgodzi na jej adopcję. Wtedy będziemy we dwójkę jej pełnoprawnymi opiekunami. Jednak na razie to dla niej za wcześnie; jeszcze nie do końca się pozbierała po sytuacji z rodzicami. Co w sumie nie jest dziwne, bo minął raptem miesiąc.

- Sam, jak super, że przyszłaś! - Odwróciłem się do Jennifer, patrząc jak rozkosznie się przeciąga. Miała na sobie moją koszulkę, zaspokajając moje samcze ego. Może byłem nienormalny, ale ta kobieta skradła całą moją uwagę. Mogłem się na nią patrzeć godzinami, gdy spała, zajmowała się Caroline czy też...

Uśmiechnąłem się pod nosem. Może i czekałem dosyć długo, aby się z nią kochać, ale nie żałowałem. Musiałem mieć pewność, że wszystko się zagoiło. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zrobił jej jakąkolwiek krzywdę.

Wystarczyło, że raz spieprzyłem. Nie powinienem na nią w ogóle unosić głosu, gdy zobaczyłem tamtego siniaka na żebrach. Zajęcia z psychologii i pomagania ofiarom przemocy domowej poszły się kochać, jeśli sprawa dotyczyła kobiety, której pragnąłem od tak dawna.

- Chcesz, żebym przytyła? - jęknęła, na co zacisnąłem dłonie w pięści. Spokojnie, pomyśl o czymś obrzydliwym, a nie o tym jak podobne odgłosy wydawała w nocy...

Cholera. Obrzydliwe, małe pchły. Powtórz.

- Od drugiego śniadania nic ci się nie stanie - prychnąłem, przyciągając ją do siebie, kiedy tylko znalazła się z zasięgu moich ramion. Zamruczałem, zanurzając nos w jej włosach, kiedy zaśmiała się uroczo. Znowu pachniała wanilią. - Wyspana, kochanie?

- Oczywiście. - cmoknęła mnie przelotnie w usta. Nie pozwoliłem jej się odsunąć, pogłębiając pocałunek.

Była wspaniała, odchylając głowę i mrucząc mi cicho w usta. Wplotłem dłoń w jej miękkie włosy, szarpie władczo i nie wracając uwagi na ciche parsknięcie od strony wyspy kuchennej. Moja siostra nie była wcale lepsza z tym swoim Rafaelem.

- Takie powitania uwielbiam. - Przytrzymałem Jennifer przy sobie, kiedy się ode mnie odsunęła. Miała lekko zamglone spojrzenie. Jak ona cudownie reagowała na wszystko, co jej robiłem.

Chyba nie byłem w stanie się opanować. A po jej drobnym uśmiechu doskonale wiedziałem, że poczuła moją erekcję.

- Zaraz idziemy do kawiarni, więc zjadaj. - Mrugnąłem do niej, dając jej lekkiego klapsa w pośladek. Postawiłem talerz na wyspie, rzucając ostrzegawcze spojrzenie Sam i wyszedłem z kuchni. Musiałem sprawdzić, co z Caroline. A potem pójść po pierścionek

Chryste, przecież ona się nie zgodzi. To za wcześnie.

* * *

Uśmiechnąłem się lekko do Poly, która postawiła przed nami kawy. Jennifer opowiadała o seansie z Caroline, gestykulując zadowolona. Spojrzałam na nią, czując jak rzuca na mnie swój urok: we włosach błyskały jej promienie słońca, wpadające przez okno, a lekki makijaż podkreślił duże oczy, w które uwielbiałem zaglądać.

Przepadłem. Nie chciałem nikogo innego. To była jedyna kobieta, którą chciałem u swojego boku. Zestarzeć się i patrzeć jak na jej uroczej twarzy także pojawiają się zmarszczki. Obserwować, jak wychowujemy razem moją najmłodszą siostrę i nasze przyszłe dzieci, jeśli na takowe się zgodzi.

- Wyjdziesz za mnie? - otworzyła usta zaskoczona, po czym roześmiała się perliście.

Chryste. To nie tak miało wyglądać.

- Myślałam, że już nie zapytasz! Oczywiście, że tak, oficerze Howard.

Nie musiałem słuchać niczego więcej. Nieważne, że zapomniałem wyjąć pudełka z pierścionkiem z kieszeni; to wszystko się nie liczyło. Najważniejsze było, że kochała mnie równie mocno.

Wigilijna służba (Horsetown #2) - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz