Dziś mamy Dzień Postępu, większość ludzi mówi ~Szczęśliwego Dnia Postępu!~. Pewnie nie wiecie co to jest, już tłumaczę co roku oddajemy hołd wielkim wynalazcom i ich wynalazkom. Nudy ale jak to jest co roku da się przyzwyczaić. Dzisiaj mój ,,cudowny" przełożony Marcus wyznaczył miejsce, gdzie jest dużo ludzi i cieszę się z tego, wreszcie bez moich rodziców.
Jestem już na miejscu, obserwuję ludzi. Nagle ktoś z tyłu pstryknął mnie w głowę, obróciłam cię i wykręciłam mu rękę, tak jak się domyślałam to był Jayce.
J: - Cait!
- Zasłużyłeś. - uśmiechnęłam się do niego.
Zobaczyłam kilka metrów dalej stała moja matka. Mina mi sama zeszła, obróciłam się.
J: - Nadal jej unikasz?
- Jestem w pracy, jakbyś nie zauważył.
J: - Fakt... zauważyłem. Trzymasz bandziorów z dala od waszego rodzinnego namiotu.
Jestem tak zirytowana, musiała zrobić wszystko, żebym tu była.
- Wyobrażam sobie ile sznurków pociągnęła, żeby mnie tu skierowali...
J: - W końcu to twoja wina, że nie naśladujesz ją w karierze ,,adekwatnej do statusu".
- *sapnęłam*
J: - Plus jest taki, że wysłuchasz mowy z pierwszego rzędu.
- Mowy? *prychnęłam* Twoje nowe badziewia?
J: To jest naprawdę przydatne, a nie badziewia, a pro po tych ,,badziew" wygłaszam dzisiaj przemówienie.
- Naprawdę pogrążamy się w anarchii i to są badziewia. - uśmiechnęłam się
J: - Cait... jak coś mi nie wyszło jeden raz to nie cały czas. Dobra spadam, miłej zabawy w tym co robisz, czyli przeganiania pijaczków. Pa! *odszedł*
- EJ! Wiesz, że nie tylko to robię! Ty przecież raz na ruski rok coś dobrze zrobisz!
Już chyba tego nie słyszał. Poprawił mi trochę humor, co się dzieje bardzo rzadko. Dobra Cait skup się, praca na pierwszym miejscu.
Kilka minut nawet nie minęło, a zobaczyłam, że coś się dzieje na sterowcu więc, poszłam tam. Kiedy już dotarłam, postanowiłam zobaczyć co tu się działo. Była tam jakaś fioletowa maź, również tabliczka, kartka z pieczątką, że można przewozu dokonać. Zrobiłam zdjęcia prawie wszystkiemu, ale... co tu się tak naprawdę wydarzyło? Pod nogami zauważyłam amunicje, ktoś strzelał do kogoś lub do nich. Jest również krew zobaczyłam, że prowadzi na dół. Postanowiłam tam się udać, zeskoczyłam tam z latarką. Mijając jakieś dziwne graffiti. Pod kratami był człowiek, odsunęłam kraty.
- Jesteś z dolnego miasta. - bardziej stwierdziłam niż zapytałam
Podeszłam do niego.
?: - Ja nic nie zrobiłem! Ona jest wariatką!
- Spokojnie... Kto jest wariatką?
Widziałam, że ma ranę, postanowiłam odkazić ranę, zaczął krzyczeć z bólu.
?: - Ah... postrzeliła mnie
- Kto cię postrzelił? Kto zlecił tę akcję?
?: - Nie mogę powiedzieć. On mnie zabije.
- Kto? Ochronię cię obiecuję...
Nagle zza moimi plecami usłyszałam męski, donośny głos.
M: Caitlyn Kiramman. Czemu nie jestem zaskoczony? Wtrącasz się w dochodzenie, znowu. Miałaś pilnować namiotu matki.
Mój cholerny przełożony, zaś będzie ględził co ja zrobiłam, teraz muszę mu coś ładnie powiedzieć bo mnie wywali.
M: Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
- Pilnowałam... ale byłam im zbędna. Tutaj jestem bardziej potrzebna szeryfie. - powiedziałam z przekonaniem
M: - Wiem, że robisz co chcesz, ale tutaj są zasady.
- Rozumiem, ale tutaj się więcej działo, niż tylko przemyt. Gdybym mogła go tylko przesłuch- - wszedł mi w zdanie.
M: - Ja się tym zajmę. Skoro tak brakuje ci pracy możesz wziąć nocną zmianę na targach.
- Oczywiście... *prychłam*
M: - Doskonale, a tego zamknąć w Stillwater.
??: - Tak jest szeryfie!
Wyszłam z sterowca, poszłam na rynek, siadłam na ławkę, ściągnęłam moją super ,,czapkę" i patrzyłam w podłogę, jestem bezużyteczna... Ktoś usiadł koło mnie.
J: - Co się stało Cait?
- Nie twoja sprawa, daje sobie radę nie widzisz?
J: - Nie, nie widzę tego.
Dotknął mojej ręki.
J: - Będzie dobrze...
- Kiedyś na pewno... *zabrałam lekko rękę* A jak twoje przemówienie? - uśmiechnęłam się do niego
J: - Dobrze... ale główne jest dopiero wieczorem, będziesz? - uśmiechnął się
- Niestety nie, mam nocną zmianę na targach.
J: - Praca i praca... kiedy przyjemności?
- Dobrze wiesz, że nie należę do takich.
J: Może czas na zmianę?
- Na razie nie.
J: - Muszę już iść... *wstał* . Do zobaczenia Cait!
- Cześć!
Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
.
Już pilnuje z innymi ludźmi targu, gadali coś o sterowcach. Poprawiłam ich i już mnie nazywają znawczynią, jak zawsze... nagle zobaczyłam, że się pali! Szybko kazałam im zadzwonić po straż. Wzięłam szybko gaśnicę i gasiłam pożar wraz z moim ,,kolegami i koleżankami" z pracy. Usłyszeliśmy jakiś głos dziewczynki nie zrozumiałam dokładnie, ale chyba mówiła /Jestem małą dziewczynką, która nieumyślnie podpaliła ten budynek/. Zobaczyłam, że to jest nadawane przez jakieś małpy głośniki. Zrozumiałam to pułapka! Ktoś chce nas wysadzić!
- Uciekajcie!
Głośniki: - Przyniosłam trochę dynamitu! Żegnajcie!
Zobaczyłam na ścianie graffiti te same które było w magazynie w sterowcu, czyli za tym stoi jedna osoba, kiedy miałam uciekać, zobaczyłam, że głośniki w kształcie małpy z zielonego koloru zmieniły się na czerwony.
*BUM*
Poczułam jak mnie mocno odepchnięto. Leżałam na podłodze i starałam się nabierać tlenu... Zobaczyłam... jakąś dziewczynę o długich niebieskich włosach, reszty już nie pamiętam...
.
.
.
Hejka! Myślę, że się spodobało<3 Udanego dnia/wieczoru.
CZYTASZ
,,I'm here for you."
Fantasy~Hejka, nazywam się Caitlyn i opowiem wam moją historię. Czy Was ona zaciekawi? Mam nadzieję, że tak.~ Na Netflixie wyszła nowy serial Arcane, więc postanowiłam się nim zainspirować i stworzyć książkę. ZAPRASZAM!<3