Rozdział 1

51 4 2
                                    

Nie tam- nie w niebie- unicestwiona – więc gdzie? Oh- powiedziałaś , że cię nic nie obchodzą moje cierpienia! Modlę się tylko o jedno- i będę to powtarzał, aż mi język skołczeje- Catherine Earnshaw, obyś nie spoczęła w spokoju, dopóki ja żyję; powiedziałaś, że cię zabiłem, dręcz mnie zatem! Zamordowani dręczą swych zabójców, wierzę w to. Wiem, że duchy wciąż chodzą po ziemi. Bądź ze mną zawsze, przyjmij jaką chcesz postać, doprowadź mnie do obłędu!- tylko nie zostawiaj mnie w tej otchłani, w której ciebie nie ma! Och, Boże, tego nie da się wypowiedzieć! Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mej duszy!

Podniosłam głowę znad wysłużonego egzemplarza Wichrowych wzgórz.  W Wielkiej Sali zaczęli się już zbierać uczniowie.  Podekscytowani pierwszoroczni i skacowane starsze roczniki zaczęli zajmować miejca przy stołach, należących do ich domów.  W ich zachowaniu wyczułam niepewność. Czemu się dziwić? Nie mieliśmy pojęcia, co przyniesie nowy rok szkolny, a strach potęgował stan wojenny. Wyciągnęłam rękę po kawę stojącą przede mną, kiedy poczułam czyjś dotyk na ramieniu.

-Dzień dobry – przywitałam się zauważając kątem oka Lisę siadającą obok mnie. -Jak się spało?

-Tragicznie – odpowiedziała wzdychając i pociągając spory łyk kawy z mojego kubka. Zrobiła skwaszoną minę – Czarna? Serio, Izzy?Nigdy nie zrozumiem twojego zamiłowania do tej lury.

Wzruszyłam ramionami, jednocześnie skanując wzrokiem Wielką Salę. Złapałam kontakt wzrokowy z Ronem Wesley, na co uśmiechnął się lekko. Nie znałam go zbyt dobrze, jednak z opowieści Hermiony, z którą często spędzałam czas, wydawał się w porządku. Przeniosłam wzrok na stół ślizgonów, który był praktycznie pusty. Nic nowego. Słynęli oni z hucznych imprez na rozpoczęcie roku, na których nie brakowało alkoholu i innych substancji psychoaktywnych. Nie dziwię się, że teraz nie byli w stanie zejść na śniadanie.

-Czemu taka tragiczna ta noc? -zapytałam wracając spojrzeniem do przyjaciółki.

-Słuchaj – zaczęła - Patrolowałam wczoraj z Tonym lochy i... Ach sama wiesz, jak działają na mnie ślizgoni. Szczególnie na początku roku, kiedy w szale imprez robią bezmyślne głupoty, a konsekwencjami jestesmy obarczani my, prefekci. Jakby niedopilnowanie ich było związane z naszą niekompetencją.

Uśmiechnęłam się ze współczuciem, nakładając sobie na talerz wegańskie sajgonki.

-Znasz ich. Kilka pierwszych tygodni intensywnego łamania wszelkich reguł i trochę im przejdzie jak, co roku. 

-Mam taką nadzieję.

   ...

-Serotonia to hormon, Tony- powiedziałam z politowaniem, wykreślając błędne słowo z wypracowania chłopaka- Mandragory zawierają skopolaninę.

-Wiesz, że w wakacje nie miałem lekko- odparł z westchnieniem.

Była właśnie długa przerwa. Siedzieliśmy w bibliotece, robiąc ostatnie poprawki przed oddaniem pracy na eliksiry na kolejnej lekcji. Profesor Snape, jak zwykle zadał nam na wakacje do napisania esej. Swój skończyłam już w pierwszym tygodniu od zadania. 

-Bycie prefektem, wysokie wymagania rodziców, rola kapitana drużyny - przeczesał lekko sfrustrowany włosy i posłał mi smutne spojrzenie - To przytłaczające, wiesz?

-Rozumiem - powiedziałam przykrywając jego dłoń własną. 

Uśmiechnął się na tem gest z mojej strony.

-Wiem, że musi ci być ciężko, ale spójrz na to z innej perspektywy. Za dwa lata kończysz szkołę. Musisz do tego czasu wytrzymać.

Chopak ponownie westchnął, przenosząc wzrok z mojej twarzy na dłonie i splótł swoje palce z moimi. Usłyszałam kroki, więc automatycznie odwróciłam głowę w kierunku drzwi do biblioteki. W naszym kierunku szedł Terry Bott.

-Hej- przywitał się opadając zmęczony na wolne krzesło obok mnie. -Jak tam pierwszy dzień?

-Nie jest źle. Chociaż nie można tego powiedziec o tobie - zaśmiał się Tony patrząc na umordowanego przyjaciela- Musisz się wziąść w garść. W przyszłym tygodniu zaczynamy treningi quiddicha. Potrzebuję wszystkich w 100% zaangażowanych.

Chłopcy zaczęli rozmawiać o nadchodzącym sezonie rozgrywek quiddicha. Z nudów zaczęłam więc rozglądać się po bibliotece. W rogu na półpiętrze wypatrzyłam Lisę. Pożegnałam się więc z nimi i zaczęłam iść po schodach w kierunku dziewczyny.

-Hej - przywitałam się, siadając na przeciwko niej. 

-Co jest między wami?- wypaliła, spoglądając na mnie pytająco.

Blondynka wskazała głową na dół, w kierunku chłopaków, z ożywieniem rozprawiających na temat zbliżającego się meczu. 

-A co ma być? - spytałam wzruszając ramionami i zakładając za ucho kosmyk brązowych włosów.

-Izzy- przybrała ton, jak gdyby mówiła małemu dziecku, że nie wkłada się palców do kontaktu- widzę jak na ciebie patrzy, widzę jak mu zależy. Nie jestem ślepa i zauważam z jakim ożywieniem mówi o tobie.

-Przykro mi w takim razie, że nie jest to odwzajemnione- powiedziałam zakładając recę na piersi. Lisa wysłała mi karcące spojrzenie - No co? Mówię szczerze. Oczywiście kocham go, ale jako przyjaciela. Czułabym, gdyby z mojej strony było to coś więcej, ale nie jest. Chciałabym, żeby było. Tony jest zawsze przy mnie, jest uroczy, inteligentny...

-Przystojny- powiedziała rozkojarzona Lis.

-Co?- przywróciłam ją do rzeczywistości.

-Jest przystojny - zarumieniła się -prawda?

-Tak mi się zdaje- odparłam -ale mimo to, nic do niego nie czuję.

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 12, a za razem zbliżała się kolejna lekcja. Lisa automatycznie również spojarzła na zegar wiszący na ścianie.

-To zbieramy się, nie?- zapytała.

Pokiwałam głową w odpowiedzi, równocześnie wstając z krzesła. Zeszłyśmy ze schodów i poinformowałysmy chłopaków o zbliżających się eliksirach. Poszliśmy więc we czwórkę do lochów.

Nie miałam ochoty na rozmowę. Wykorzystałam więc te kilka minut podróży do klasy na rozmyślania na temat rozmowy z Lis. 

Nigdy nie patrzyłam z tej perspektywy na moją relacje z Tonym. Przyjaźniliśmy się od pierwszej klasy. Nigdy nie widziałam nic nadzyczajnego w jego spojrzeniach, czy gestach. Właściwie nigdy nie doszukiwałam się takich rzeczy u nikogo. Zawsze wychodziłam z założenia, że kiedy faktycznie spotkam osobę, z którą powinnam być, będę to wiedzieć. Będę widzieć zarówno w nim, jak i w sobie. Poznam tę iskrę, która zawsze występuje pomiędzy szaleńczo zakochanymi w sobie bohaterami książek. Z drugiej strony jednak, życie to nie powieść Jane Austen. Co jeżeli takie miłości wystepują tylko w książkach? Być może to właśnie Tony jest mi przeznaczony.

  ...

hej

mam nadzieję, że podoba Wam się pierwszy rozdział.
chciałabym w tym miejscu również zaznaczyć, że mimo draco w tytule, nie mam zamiaru skupiać się tylko i wyłącznie na jego relacji z Isabelle. chciałabym raczej przedstawić życie w hogwarcie z perspektywy krukonów. uważam, że ravenclaw jest domem z dużym potencjałem dlatego szkoda, że tak mało występował w kanonie.
chciałabym, aby było to opowiadanie o relacji z draco, jednak zawierające również sceny z codziennego życia krukonów.

miłego wieczoru

xoxo

charlotte

Between the pages~Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz