Rozdział 6

65 13 7
                                    

Ostatni tydzień był bardzo monotonny i w zasadzie mógłbym nawet określić go jako nudny. Nic nie robiłem poza pracą lub czytaniem książki i chyba podejmowaniem miliona prób by dojść do jakiś szczegółów tej nieszczęsnej, niezakończonej sprawy. Jedynym ciekawym dniem podczas tych nieciekawych był ten, w którym otrzymałem pochwałę od komendanta za prawidłową postawę podczas incydentu, który wydarzył się wtedy w supermarkecie.

Nawet dostałem, mam nadzieje, że można to tak nazwać, awans i teraz mogę siedzieć w pokoju patrolówki lub mogę jeździć z ludźmi z drogówki i prowadzić notatki. Może to będzie chociaż odrobinę ciekawsze, niż praca w archiwum. Swoją drogą to nie musiałem jej kończyć, bo dowiedziałem się, że Emilka zrobiła to za mnie, za co będę jej wdzięczny do końca mojego marnego życia albo i nawet dłużej.

Usiadłem na krześle i czekałem na Emilkę, z którą zawsze siedziałem. Nie był to dosyć długi czas oczekiwania, bo dziewczyna zjawiła się po mojej prawej zaledwie minutę po tym jak tu przyszedłem. Znajdowaliśmy się właśnie na sali odpraw, gdyż wybiła godzina 6:30.

Szczerze teraz przywykłem do wczesnego wstawania i nie była dla mnie to już godzina, kiedy „przewracałem się dopiero na drugi bok" tak jak jeszcze robiłem zaledwie dwa tygodnie temu. Obecnie nie wyobrażam sobie wstawać później niż o 7 rano, ponieważ jestem bardziej produktywny i szczęśliwy gdy jednak obudzę się przed tą godziną.

Dźwięk kroków zmusił mnie, jak i również innych tu obecnych, do spojrzenia w stronę jego źródła. Pierwsze co zauważyłem u przełożonego to zdenerwowany wyraz twarzy co nie może wróżyć nic dobrego. Przez chwile przeszła mi przez myśl opcja, że w jakiś sposób mógł się dowiedzieć o tym co robię poza pracą, co jest niedozwolone oczywiście, ale natychmiastowo odrzuciłem tę myśl.

Każdy, znajdujący się w tym pomieszczeniu, wstał i stanął na baczność. Komendant rzucił jakimiś papierami o biurko, usiadł na krześle i...

Nic nie mówił.

Wszyscy opadli na krzesła, po czym siedzieli w totalnej ciszy przed dokładnie 13 minut, co wiem bo cały czas wpatrywałem się w zegar nad biurkiem Polańskiego. Nikt się nie odważył nawet poruszyć lub kaszlnąć. Jedynie co jakiś czas dało się słyszeć dźwięk przepalonej świetlówki, która chyba nie była wymieniana od pół roku albo i nawet dłużej.

Skierowałem wzrok na koleżankę siedzącą po mojej prawej, a ona spojrzała na mnie lekko zmartwiona i przestraszona. Jej odczucia były bardzo podobne do tych moich, co nie ukrywam było przerażajace.

Nadal nikt nie był na tyle odważny by przerwać panująca ciszę, tylko wzrok wszystkich był utkwiony na osobie za biurkiem. Nagle, obserwowany przez wszystkich Aleksander, wstał i podszedł do ogromnego stołu, przy którym wszyscy siedzieliśmy. Oparł się rękami o niego i wpatrywał w ciemnobrązowy, drewniany blat. Nadal żadne słowo nie zostało przez niego wypowiedziane. Milczał co, jak mi się zdawało, zaczynało powoli wszystkich lekko irytować.

Odepchnął się delikatnie od stołu przez co mogłem spojrzeć na jego biurko oraz zawartość na nim. Zrobiło mi się słabo i, z tego co zdążyłem się dowiedzieć od Emilki, zbladłem. Dosłownie porównała kolor mojej twarzy do tego na ścianie znajdującej się za mną. Cały czas przed oczami miałem obraz, leżącej na biurku komendanta, teczki z napisem „Akta Sprawy", a pod spodem widniało nazwisko Wysocki.

Zacząłem popadać w panikę. Co jeśli jakimś cudem Polański się dowiedział? A może w archiwum była kamera, której nie zauważyłem? A może on mnie śledził? A co jeśli mnie wyrzuci? Albo trafie za kratki? Co jeśli zrujnuje mi to przyszłą karierę albo co gorsza, całe przyszłe życie?!

Moja klatka piersiowa poruszała się bardzo szybko, a źrenice powiększyły co zostało niestety zauważone.
-Wydra! Co się z tobą dzieje?!-zobaczyłem przed sobą rękę Emilki poruszającą się w prawo i lewo.
-Przepraszam, mam astmę-po części to kłamstwem nie było bo faktycznie mam astmę jednak bardzo rzadko mam jej objawy.
-Nie potrzebujesz pomo- Urwała bo przerwał jej komendant wykrzykując głośno jej nazwisko.
-Szewczyk!-widać było, że był zdenerwowany. Dziewczyna natychmiast wstała.
-Przepraszam Pana, Hubert dostał ataku astmy.-gdy mężczyzna to usłyszał spojrzał na mnie podejrzliwie i skinął głową Emilce żeby usiadła.

-Dobrze. Nie będę przedłużał. Mamy kreta na komendzie.-powiedział to ze śmiertelnie poważną miną. Może nie powinienem ale uspokoiłem się trochę, bo myślałem że będzie chodziło o mnie.

-Jeśli ktoś z was coś wie, czekam na informacje do końca dnia. Jeśli któryś z was lub któraś z was miał styczność z tą osobą i wie, że to jest ona to radzę się zgłosić. Inaczej możecie się pożegnać z pracą w służbach mundurowych i zadbam o to. Możecie iść.

Odetchnąłem i wstałem z zamiarem wyjścia z tego okropnego pomieszczenia, w którym muszę siedzieć codziennie rano. Oczywiście nie mogło być tak cudownie jakbym sobie wymarzył bo Pan Komendant poprosił mnie o zostanie. Naprawdę pracuję, o ile można ten staż nazwać pracą, tu tydzień i musiałem zostać po odprawie już trzy razy, TRZY!

Podszedłem do stolika, od którego zabrałem krzesło i postawiłem przy biurku. Założę się, że Emilka znowu nie da mi spokoju i będzie mnie zadręczać, żebym jej powiedział co było powodem zostania sam na sam z Polańskim.

-Chcę cię poinformować, że zostałeś bo musze ci przekazać ważną rzecz. Od dzisiaj będziesz mógł przyglądać się, oczywiście bez czynnego udziału, patrolowi 005.-jak zwykle chłodno zakończył wypowiedź. Czy w tym człowieku są jakieś uczucia lub chodź odrobina ciepła? Czy on nikogo nie darzy empatią? Jestem ciekawy jak zachowuje się przy swojej rodzinie, bo jeśli tak samo to szczerze im współczuję.

Nagle przez radio odezwał się dyżurny informując szefa o dealerze narkotykowym, który czeka na niego w pokoju przesłuchań. Aleksander odpowiedział, że zjawi się tam za niecałe pięć minut po czym skinął do mnie głową, co miało być znakiem, że mam z nim iść. Byłem podekscytowany tym, że będę mógł przyglądać się przesłuchaniu i to na żywo!

Obaj wyszliśmy z sali i po chyba trzech minutach staliśmy przed drzwiami, obok których wisiała tabliczka „pokój przesłuchań". Właściwie to teraz się trochę zestresowałem ale zaraz uświadomiłem sobie, że przecież to nie ja będę przesłuchiwać tego człowieka. Gdy weszliśmy do środka jeden z policjantów, pilnujących przestępcy, opuścił pokój.

W pomieszczeniu były teraz tylko cztery osoby. Wcześniej wspomniany dealer, jeden z policjantów, który stał w rogu pokoju obok drzwi, komendant siedzący naprzeciwko mężczyzny w kajdankach, których dzieliło tylko biurko. A No i oczywiście jeszcze ja stojący za komendantem pod sporym kalendarzem. Rozejrzałem się po pokoju.

Było to małe, kwadratowe pomieszczenie z dwoma drzwiami- jedne to były te, przez które weszliśmy a drugie były połączone z pokojem policjantów z któregoś patrolu. Na ścianie za mną wisiał kalendarz, o którym już wcześniej mówiłem a na ścianie po mojej lewej rozciągała się mapa Warszawy. W pokoju nie było okien a źródłem światła była lampa na suficie. Blisko ściany za moimi plecami stało czarne biurko z trzema krzesłami, jedno po stronie przy której siedzi policjant oraz dwa po drugiej.

                                   ***

-Nic wam nie powiem głupie psy!-prychnął facet.
Zauważyłem, że przełożonemu zaczęła się kończyć cierpliwość co nie jest dobrym znakiem, ale z drugiej strony nie ma się co dziwić. Praktycznie zmarnowaliśmy czas bo nie wiemy prawie nic.
-Posłuchaj człowieku, zmarnowałeś pół godziny mojego czasu, albo zaczniesz gadać albo cię udupię!-krzyknął rozwścieczony Polański.
Przesłuchiwany milczał przez chwile aż nagle się odezwał.
-Dobra ale macie mi załatwić lżejszy wyrok. Wtedy dostaniecie informacje.

Spojrzeliśmy na siebie z komendantem po czym starszy skinął głową i powiedział, że się zgadza.

•𝗢𝘂𝘁𝘀𝗶𝗱𝗲 𝗼𝗳 𝘁𝗿𝘂𝘁𝗵•|dxd|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz