Łowca cz.2

41 1 2
                                    

Dotarłem już do wioski. Było dziwnie cicho i ciemno. Stanąłem na środku przy fontannie. Nie ma żadnej żywej duszy.

- Dziwne.. - Mruknąłem cicho do siebie. Usłyszałem szelest za sobą i od razu się odwróciłem. Znalazła się jedna żywa dusza. Szkoda, że łowca, ale zawsze coś. Na twarzy miał założony kawałek materiału. Było widać tylko jego oczy. Puste, w jednym dostrzegłem lekki biały punkcik. Pewnie jego źrenica.

W dłoniach trzymał 2 sztylety, zaczął biec w moją stronę chcąc zadać pierwszy cios. Zrobiłem szybki unik, stojąc na szczycie fontanny. - Jesteś dla mnie za wolny - Patrzyłem na z wrednym uśmiechem na twarzy. Rzucił w moją stronę jednym ze swoich sztyletów. Leciał szybko, nawet bardzo. Wyciągnąłem sztylet z kieszeni od którego lecący w moją stronę się odbił upadając do fontanny - Pudło~ - Kręciłem w palcach narzędziem.

Wyprostował się i przechylił głowę na bok, przyglądając się ostrzu. O chuj mu teraz chodzi? Ściągnął maskę z twarzy. Dopiero teraz dostrzegłem te znajome paski na licach. - To ty znalazłeś mnie w lesie. - Patrzył na mnie. Nie za bardzo wiem jak mam na to zareagować. - Myślałem, że to był tylko sen. Ale jednak nie. Wampir który zabija bez skrupułów, oszczędził małe dziecko. - Zaśmiał się kpiąco. - Dlaczego, hm?

Zeskoczyłem z fontanny podchodząc do niego. Używając swojej wampirzej szybkości przyszpiłem go do ściany budynku. Trzymałem w jednej dłoni oba jego nadgarstki nad jego głową. - Zastanówmy się. - Uśmiechnęłem się ukazując swoje ostre kły. - Może po to, żeby poczekać aż mała przekąska dorośnie i będzie miała w sobie więcej krwi~ - Zbliżyłem się do jego karku i przejechałem po kręgach szyjnych językiem. - C Z Y Ż  N I E? - Miałem wbić swoje kły w jego ukrwioną szyję, ale poczułem ogromny ból w prawym skrzydle.

Kurwa. Syknąłem z bólu odsuwając się od szkieleta. Za mną stała ta jebana ryba. Kurwa jedna. Zrobiła zasadzkę. Dostrzegłem jeszcze kilku łowców. Nie mam szans z taką ilością. Jeszcze z rozciętym skrzydłem. Pobiegłem w stronę lasu.

Pov. Khaizer

Usunąłem się po ścianie na ziemię łapiąc się za szyję. Przestraszyłem się, nawet bardzo. Może i nie do końca to był strach. Też odczuwałem ciepło. To było dziwne. Czy mnie podnieciło przyszpilenie przez wampira? Niee. Na pewno nie.

- Khaizer żyjesz? - Usłyszałem głos Eterny  i spojrzałem na nią. Wyciągnęła do mnie dłoń, od razu ją złapałem i wstałem z jej pomocą. - Dasz radę iść z nami go szukać w lesie?

- Tak. Dam radę. - Od razu ruszyliśmy w stronę lasu. Podążałem za śladami stóp w śniegu, ale po kilku metrach zniknęły. Pewnie wskoczył na drzewo. Rozglądałem się dalej za jakimiś śladami. Nigdzie go nie ma. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Już miałem wracać i powiedzieć, że nigdzie go nie ma. Ale usłyszałem dźwięk łamiącej się gałęzi i coś walącym ze sporym impetem o ziemię.

Od razu poszedłem w stronę dźwięku. Podniosłem wyżej lampę rozglądając się. Leżała spora połamaną gałąź i ślady krwi. Podążałem za nimi, po chwili znalazłem zgubę. Wampir opierał się o drzewo kulejąc. Jest łatwą ofiarą. Poradzę sobie łatwo z nim.

- Widzę, że mnie znalazłeś. - Spojrzał na mnie obojętny wzrokiem. Zaciekawił mnie ten wampir. Chciałbym wiedzieć dlaczego mnie nie zabił gdy byłem dzieckiem. - No na co jeszcze czekasz? Nie miałeś mnie zabić Khaizer?

Pamiętaj jeszcze moje imię. Ja jego w ogóle. - Miałem to w planach. - Podszedłem do niego. Śnieg pod moimi stopami chrupał. - Ale chciałem się dowiedzieć od ciebie jednej rzeczy. Dodatkowo uratowałeś mi życie i chce być kwita, żeby później móc cię normalnie zabić. - stanąłem przed nim. - Bez żadnych wyrzutów sumienia. Pomogę ci dojść do domu, jeśli mnie nie zabijesz.

Wampirowi na początku nie za bardzo spodobał się tej pomysł. Po chwili namysłu jednak się zgodził. Wziąłem go na ramię, co jak co ale jest ode mnie wyższy o głowę. Szliśmy pomału w stronę którą mnie prowadził. Szliśmy kawałek w głąb lasu. Rozglądałem się starając zapamiętać drogę jak wrócić spowrotem. Pewnie ślady i posoka wampira wskażą mi drogę.

Pov. Macabre

Czy on na prawdę jest taki głupi czy głupi? Oczywiście, że go zaraz zabije jak rany się zagoją. Nawet jeśli uda mu się jakoś uciec i tak daleko nie zajdzie. Zdrowym skrzydłem jadę po ziemi zasłaniając wszystkie ślady. Na moje szczęście się jeszcze nie zorientował.

Doszliśmy do mojej posiadłośći. Zostawił mnie Przy bramie i się zawrócił. Od jakiś 15 min udawałem, że dalej mam uszkodzoną nogę. Zatrzymał się chyba szukają śladów. Jaka szkoda, że znikły. Skrzydłem podciąłem mu nogi, żeby się przewrócił. Od razu padł twarzą w śniegu, poszedłem do niego stawiając nogę na jego kręgosłupie utrudniając mu wstanie, dociskając go do ziemi.

Coś gadał w śnieg, ale nic nie zrozumiałem. Pewnie mnie wyzywał jaki to niedobry i przebrzydły jestem. Oh nie. Jakie to okropne. Zaraz się popłaczę ze smutku. Pff nie. Otóż nie tym razem.

Złapałem go za kark i rzuciłem o mur płotu. Upadł na ziemię i patrzył na mnie z pełną nienawiścią. Jakie to straszne. Podchodząc do niego, złapałem jego ubranie przyciskając go do ogrodzenia.

- Nie spodziewałem się, że jesteś aż tak głupi. - Uśmiechnąłem się wrednie ukazując swoje ostre kły. Szarpał się trochę, przycisnąłem go mocniej i usłyszałem jedno chrupnięcie kości. Ups chyba mu złamałem jedno z żeber. Krzyknął z bólu i klika łez poleciało po jego policzkach zostawiając mokry ślad. - Było się nie szarpać.

Zbliżyłem się do jego kręgów szyjnych z zamiarem zatopienia w nich swoich kłów  i skrócenia jego cierpień na wieki. - Cz-czekaj.. - Ledwo wydusił z siebie. Spojrzałem na niego kontem oka, po części ciekaw co ma do powiedzenia. - Jeśli mnie nie zabijesz.. - Przełknął głośno ślinę i zacisnął oczy. - Dam ci pić swoją krew kiedy będziesz chciał i ile chciał. - Kilka łez popłynęło po jego licach robiąc nowe mokre ścieżki.

W sumie, żeby się tak zastanowić. Stały dostawca krwi byłby bardzo przydatny. Patrząc, że śmiertelników jest coraz mniej w wiosce. Ale są 2 pytania. Czy nie powie wszystkiego Eternie i reście jej przdupasów. I czy jego krew jest tego warta. Nie dowiem się, póki nie spróbuję.

Przejechałem kłami po jego szyji, co wydawało u niego wzdrygnięcie i cichy pomruk. - Najpierw muszę sprawdzić, czy twoja krew jest w ogóle tego warta~ - Bez ostrzeżenia wbiłem kły i zacząłem pić jego słodko kwaśną krew. Piłem łapczywie coraz więcej i więcej. Nigdy nie piłem tak dobrej krwi! Czułem się jak w transie, a instynkt przeją kontrolę. Odkleiłem się niechętnie, czując jak jest słaby. Oblizałem wypływającą krew z ran. Ani kropelka nie może się zmarnować, tak dobrej posoki.

Spojrzałem na Khaizera. Zemdlał i opadł bezwładnie w moje ramiona. Już na mnie leci?~

°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•

1061 słów. Chyba mój najdłuższy rozdział. Wykręciłam się trochę w pisanie tego rozdziału. Coś czuję, że jeszcze kilka części będzie.

Bajo

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 03, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

One shots Undertale AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz