3/Jego wyjaśnienia

414 41 10
                                    

Wprowadziłem Evana do mojego mieszkania, po drodze zapalając światła i zamykając drzwi na zamek. On, gdy zobaczył jak jestem do niego nastawiony, zachowywał się w moim towarzystwie bardzo ostrożnie i w sumie było to zrozumiałe. Byłem mu trochę wdzięczny za to, że nie naciska na mnie i że pozwala, abym się przyzwyczaił do jego obecności. 

— Tu jest salon. — Wskazałem na pokój, do którego weszliśmy. — Tam na lewo jest sypialnia i myślę, że tam będziesz mieszkał, a ja przeniosę się tu... Obok jest łazienka, a tam kuchnia.

— Przytulnie. Widać, że to twoje mieszkanie. — Powiedział, uśmiechając się lekko.

— Jesteś zmęczony? — Zerknąłem na niego. Dopiero teraz dojrzałem, jak bardzo jego twarz zmieniła się przez ten rok. Na jego lewym policzku była niewielka blizna, rysy wydawały się ostrzejsze, niż kiedyś, a w oczach było więcej spokoju, niż zwykle, ale nadal kryło się w nich szaleństwo.

— Trochę tak. Odpocząłbym, jeśli mam być szczery. Jutro wieczorem byśmy siedli do planowania, bo za dnia chyba pracujesz, co nie? 

— Tak... Niestety... — Pokiwałem głową i ruszyłem w stronę sypialni. — Chodź, pokażę ci twój pokój. 

Evan ruszył za mną i razem weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia z moim łóżkiem i szafami. Panował tam porządek, bo strasznie nie lubiłem spać w bałaganie. Machnąłem różdżką i pościel magicznie się zmieniła i wygładziła.

— Ty będziesz spał tutaj, ja rozłożę sobie kanapę w salonie. 

— Łóżko jest duże, zmieścilibyśmy się razem. — Stwierdził i lekko objął mnie ramieniem. Choć tak bardzo za nim tęskniłem, wciąż czułem opór przed tym, aby się do niego zbliżyć. 

— Zrozum, że nie jestem na to jeszcze gotowy... — Zerknąłem na niego. — Tęskniłem za tobą, z jednej strony bardzo się cieszę, że wróciłeś, lecz z drugiej nie potrafię na razie zapomnieć, że zniknąłeś tak bez słowa.

— To pozwól mi wszystko wytłumaczyć. 

— Nie teraz. Jesteś zmęczony, i ja też. Przyjdzie na to odpowiedni czas. — Westchnąłem i podszedłem do szafy, wyjąłem z niej ubrania na jutro. — Potrzebujesz ubrań do spania?

— Owszem, nawet do noszenia, bo zostawiłem rzeczy u Rabastana. Jutro po nie pójdę.

— Dobrze. — Pokiwałem głową i znalazłem dla niego koszulkę i spodenki do spania, oraz parę rzeczy wyjściowych. Podałem mu je, po czym sam zebrałem swoje ubrania i minąłem go w progu, idąc do salonu.

— Dziękuję, skarbie. — Evan posłał mi uśmiech. — Łazienka jest tam? — Skinął głową w jej stronę.

— Tak. Ręczniki są w szafce obok umywalki. 

— Super. — Rosier zniknął za drzwiami łazienki, a ja z pomocą magii przygotowałem sobie kanapę do spania. Od razu przebrałem się też w piżamę i położyłem się, wciąż niedowierzając, że Evan wrócił i rzeczywiście jest w moim mieszkaniu.

Sam nie wiedziałem, co myśleć, co zrobić, jak się zachować. Dlaczego nie potrafię po prostu rzucić się w jego ramiona? Dlaczego coś mnie blokuje przed tym, aby zbliżyć się do niego? Przecież tak za nim tęskniłem, tak bardzo chciałem znów z nim być, a teraz? Teraz nie potrafię mu spojrzeć w oczy...

Udało mi się zasnąć nim Evan wyszedł z łazienki, wydawało mi się, że minęło pięć minut, jak znów trzeba było wstawać do pracy. Z pomocą magii wyszykowałem się, wypiłem oczywiście kawę i przygotowałem się do wyjścia. 

Każdy ma swój cień [Barty Crouch jr x Evan Rosier]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz