7/Ostatnia próba

360 28 17
                                    

Czekałem na powrót Evana przez parę godzin. Zaczynałem się niepokoić, że spotkało go coś złego, szczególnie, gdy o godzinie dziesiątej nadal nie było go w domu. Dopiero około północy drzwi otworzyły się i on wszedł do mieszkania. Wyglądał, jakby właśnie odbył jakiś pojedynek, od razu podszedłem do niego i pomogłem mu dotrzeć do kanapy, na którą opadł.

— Co się stało? — Zapytałem. On spojrzał na mnie i uśmiechnął się maniakalnym uśmiechem.

— Nagła misja, było zabawnie. — Powiedział, nagle był zadowolony. — Już wiem, co dokładnie cię czeka dalej, w tej ostatniej próbie.

— Naprawdę? Co mnie czeka? — Zapytałem, siadając obok niego. On pokręcił głową.

— Jutro. Czarny Pan kazał przyprowadzić cię wieczorem. I spodziewaj się jutro w Ministerstwie chaosu.

— Co to znaczy? Powiedz mi więcej, niuniu.

— Byłem z Lestrange'ami na misji, porwaliśmy paru brytyjskich ministrów. — Powiedział Evan i zaczął się śmiać. — Myśleli, że zdołają nam uciec, wyobrażasz sobie? Bez magii. Idioci.

— Wow, no to rzeczywiście, szykuje się ciekawy dzień w Ministerstwie jutro. — Pokiwałem głową, a on przysunął się do mnie i ujął w dłonie moją twarz. Jego oczy lśniły i widziałem w nich czyste szaleństwo.

— Tak, mon chéri. I wierz mi, będziemy się świetnie bawić przez kolejne kilka dni. 

— W to nie wątpię. — Uśmiechnąłem się, a on pocałował mnie. Potem pomogłem mu przenieść się do sypialni i razem ułożyliśmy się w łóżku. 

Wiedziałem, że czeka mnie teraz wiele nowych rzeczy i byłem tak tym zafascynowany, że przez pół nocy nie mogłem zasnąć przez natłok myśli, a gdy już usnąłem, rano obudziłem się trochę niewyspany i oderwany od rzeczywistości. Evan nadal spał i dopiero w świetle dziennym zauważyłem kilka siniaków na jego ramionach. Musiał się z kimś siłować, może ci mugole się na niego rzucili? Jeśli tak, to chętnie się z nimi rozprawię.  Ciekawe, co z nimi zrobili, oprócz tego, że ich porwali.

Musiałem zbierać się do pracy, więc wygrzebałem się z łóżka, obdarowując Evana lekkim pocałunkiem w policzek. On tylko się uśmiechnął i spał dalej, a ja zacząłem się ubierać i zbierać do pracy. Oczywiście, gdy tam dotarłem, mój ojciec już był na miejscu i latał między pokojami na piętrze.

— Barty, nareszcie! Mamy pilną sytuację! Śmierciożercy porwali ministrów mugoli! Musisz dziś mnie całkowicie zastąpić, bo będę cały dzień ustalał z aurorami, gdzie ich trzymają i jak ich możemy odbić.

— To straszne, mam nadzieję, że szybko ich znajdziecie. — Udałem przerażenie przez moment, a potem pokiwałem głową. — Oczywiście, zajmę się wszystkimi obowiązkami.

— Wspaniale. W razie czego jestem w pokoju obok. — Powiedział i odszedł, a ja zostałem sam w naszym wspólnym gabinecie. Było mi to na rękę, bo mogłem tylko udawać, że coś robię. Nie było to co prawda w moim stylu, ale ze względu na wieczorne plany, byłem za bardzo zaaferowany, aby skupić się na pracy.

Czułem się nieco zmęczony, gdy dotarłem do domu, ale jak tylko zobaczyłem Evana, to odżyłem. Razem zjedliśmy obiad i powoli zaczęliśmy się szykować do wieczornego wyjścia. Był jednocześnie zadowolony, że coś będzie się działo, ale widziałem, że patrzy na mnie z troską. Pewnie obawiał się, jak zniosę ostatnią próbę. Nic dziwnego, też bym się o niego martwił, gdyby sytuacja była odwrotna.

— Barty, posłuchaj. — Zaczął i spojrzał na mnie. — To, co będziesz musiał zrobić nie będzie ani trochę proste. Wiem, że jesteś pewnie nastawiony na coś super, ale naprawdę, będziesz musiał zrobić jedne z najokropniejszych rzeczy.

Każdy ma swój cień [Barty Crouch jr x Evan Rosier]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz