4/Nasze wspólne zadanie

426 42 29
                                    

Kolejnego dnia cały czas buzowała we mnie ekscytacja, bo nareszcie miałem robić coś niebezpiecznego. W pracy szybko uporałem się z zadaniami od ojca, nawet nie musiałem udawać, że jestem w dobrym humorze, bo akurat w takim byłem. Stresowałem się co prawda tym, co czeka mnie w nocy, jednak podobało mi się to. Ta adrenalina, bo w końcu będę wykonywać ważne zadanie. Gdy teraz o tym myślałem, w sumie cieszyłem się, że będzie ze mną Evan. Razem na pewno wykonamy to zadanie skuteczniej.

— Na weekend wybieramy się z matką do jej znajomych, więc gdybyś zamierzał być w domu, to nas nie będzie. — Oznajmił ojciec, gdy już wychodziliśmy z biura.

— W porządku. — Pokiwałem głową. — Mam plany z kolegami, więc raczej nie będę tam zaglądał. 

— W poniedziałek chciałbym zrobić tutaj porządki, bo już mamy sporo rzeczy na wierzchu, które są tu zbędne. 

— Dobrze, ojcze.

— Matka prosiła, żebyś na siebie uważał.

— Zawsze na siebie uważam. Nie robię niczego ryzykownego. Nie ma się czym martwić. — Uśmiechnąłem się krótko. 

— To samo jej powtarzam, ale znasz ją. — Ojciec westchnął. Wkrótce się rozeszliśmy i teleportowałem się do mieszkania.

Evan tam był, dziś już nie siedział bez koszulki, a miał na sobie czarny golf z długimi rękawami. Dziwiłem się, jakim cudem nie jest mu w tym gorąco. Urzędował w kuchni, a po zapachu, jaki unosił się w mieszkaniu wywnioskowałem, że właśnie robił dla nas obiad.

— Już jestem. — Oznajmiłem.

— Świetnie, w sam raz na obiad. — Powiedział i ustawił na stoliku dwa talerze z jedzeniem. Wyglądało wspaniale, a jeszcze lepiej smakowało. Razem zjedliśmy, opowiadając sobie o tym, jak minął nam dzień póki co. Opowiedziałem mu o planach ojca. 

— To obejdzie się bez chaosu. Dziś zwiniemy plany, a odniesiemy je w niedzielę.

— Tak. W ogóle, co powiedział Czarny Pan?

— Że bardzo dobrze to rozplanowaliśmy i liczy, że wszystko się uda.

— Uda się. Czuję to. — Uśmiechnąłem się i skończyłem jeść. — Super ci wyszło to jedzenie.

— A dziękuję. Przez ten rok sporo się nauczyłem. — Evan wstał i zebrał talerze. — Odpocznij sobie cukiereczku, musisz być wykończony po pracy.   

— Trochę. — Wzruszyłem ramionami i położyłem się na kanapie.

— Może kawy ci zrobić, co? — Zaoferował. Uśmiechnąłem się do niego i pokiwałem głową.

Evan poszedł do kuchni i kręcił się tam, robiąc kawę. Trochę było to dla mnie dziwne, że ktoś coś dla mnie robi, bo zwykle byłem tu zdany sam na siebie. Wziąłem sobie gazetę, która leżała na stoliku i zacząłem ją przeglądać. On, gdy już przygotował dla mnie napój, wrócił do pokoju i delikatnie przysiadł na kanapie obok moich nóg, postawił na stoliku kubek z kawą, po czym spojrzał na mnie znad gazety. 

— Nadal lubisz dużo czytać?

— Mniej niż kiedyś. — Zerknąłem na niego. — Nie muszę się w końcu niczego uczyć.

— Tyle dobrego, nie trzeba cię odciągać od książek. — Stwierdził. Pokiwałem głową w odpowiedzi i znów skupiłem się na artykule, który widniał przed moimi oczami. Po chwili głowa Evana zakłóciła moje czytanie, bo postanowił on przecisnąć się pod gazetą, położyć ją na moim ramieniu i przytulić się do mojego boku. Spojrzałem na niego i tylko się uśmiechnąłem. Nie zamierzałem go wyganiać, ani nic, szczególnie, że dziś byłem w bardzo dobrym nastroju.

Każdy ma swój cień [Barty Crouch jr x Evan Rosier]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz