17. Święta z diabłem

5K 110 2
                                    

🎄 Autor:  ittzpatrycjaaa 🎄

1 grudnia

Bianca

– Mamo! Mamo! Mamo!
Ze snu wybudził mnie głos mojej córki Cecilii. Nie byłam w stanie zareagować, wciąż zaspana. Dzień wcześniej Lauro i ja mieliśmy cały dzień bez dzieci, co wykorzystaliśmy w stu procentach.
Cecilia po chwili daje sobie spokój i słyszę jak biegnie na drugą stronę łóżka, gdzie śpi mój mąż.
– Tato! Tato! Tato!
Usłyszałam zmęczone westchnienie Lauro, a po chwili jego cichy śmiech. Tym zachrypniętym głosem. Nawet po tylu latach dalej na mnie działa.
– Co tam chcesz, skarbie? – mruknął, wciąż cicho.
– Dzisiaj pierwszy grudzień! – zawołała podekscytowanym, dziecięcym głosem. Mimowolnie chciałam zatkać uszy i spróbować dalej zasnąć, ale byłam ciekawa, co córeczka próbuje nam przekazać tym zaaferowanym głosem. Dalej jednak wolałam trzymać oczy zamknięte, w razie gdyby mój mały demon ponownie by się mną zainteresował i byłoby nici z mojego chwilowego spokoju. – Pierwsze okienko w kalendarzu adwentowym!
– Masz rację to idealny powód, by budzić rodziców – stwierdził Lauro rozbawionym głosem.
Ogromnie się cieszę, że człowiek taki jak on pokochał swoje dzieci. Nie był jak mój ojciec, który oddał mnie tak po prostu, a zamian otrzymał ochronę swojego terytorium. Z drugiej strony jestem mu wdzięczna, że oddał mnie Lauro, bo gdyby nie to, to nie byłoby nas tu teraz i tych wspaniałych małych istot.
Poczułam, że Lauro wstaje z łóżka, a później tupot małych nóżek córeczki, która – zapewne – idzie do swojego pokoju po kalendarz adwentowy z jej ulubionymi lalkami.
– Wiem, że już nie śpisz. – Usłyszałam tuż nad uchem głos mojego męża. – Chodź ze mną do tych potworków, bo chyba sam sobie nie poradzę.
Dobrze wiedziałam, że blefuje, w końcu już nie raz spędzał z dziećmi czas sam, kiedy ja musiałam coś innego zrobić.
Zanim zdążę w jakikolwiek sposób zareagować, Lauro już wychodzi z sypialni.
Rozbudzona już doszczętnie, wstaje i zarzucam na siebie ciepły szlafrok. W salonie spotykam Lauro, Cecilię i jej starszego brata Luciano na kanapie, a na dywanie przed nimi bawiły się klockami bliźniaki Vitale i Matteo.
Dzieci trzymały na kolanach dwa różne kalendarze, Luciano z autkami, a Cecilia z lalkami. Dla bliźniaków również kupiliśmy kalendarz, ale z czekoladkami. Normalnie na codzień nie dostają słodyczy, ale zgodnie z Lauro postanowiliśmy im raz dziennie dawać czekoladkę.
– Możemy już otworzyć? – pyta zniecierpliwiona córeczka. Już od połowy listopada nie mogła doczekać się grudnia i codziennego otwierania jednego okienka. Uśmiechnęłam się na wspomnienie kupowania kalendarza. Nasza córka nie mogła się zdecydować i zapewne najchętniej wzięłaby wszystkie, które przypadły jej do gustu. Na szczęście Lauro wyrzucił jej ten pomysł z głowy i w końcu wybrała „ten jedyny najlepszy" jak to sama określiła.
Siadam obok synka, a ten gdy mnie zauważa od razu się we mnie wtula. Matteo również zwrócił na mnie uwagę, bo poraczkował w moją stronę. Przytrzymał się mojego kolana i spróbował na chwiejnych nogach wstać. Z moją pomocą po chwili mu się to udało.
– Brawo! – Posłałam synkowi uśmiech, a on zrobił to samo pokazując mi tym swoje rosnące ząbki.
Gdy spojrzałam w prawo zauważyłam, że Cecilia nie może już usiedzieć z niecierpliwienia.
– Chyba możecie już otworzyć. – Te słowa skierowałam do Luciano i Cecilii, która po usłyszeniu ich zapiszczała z radości i niemalże od razu zaczęła szukać pierwszego okienka. Syn zrobil to samo, ale już nie z takim samym entuzjazmem, jak jego siostra.
Po paru minutach Cecilia trzymała w małych rączkach lalkę, a Luciano autko w odcieniach niebieskiego i czerwieni.
– No to skoro wy już otworzyliście swoje okienko, to chyba czas na bliźniaków, prawda kochanie? – Mąż wlepił we mnie wyczekujące spojrzenie.
– Wydaje mi się, że lepiej niech dostaną słodycz po śniadaniu.
– Jak zawsze masz racje. – Pokiwał głową, potem zwrócił się do syna: – Pamiętaj, Luciano; to kobieta ma w małżeństwie więcej do powiedzenia. To ona ma zawsze ostatnie słowo.
Pokręciłam rozbawiona głową, ale już nic nie powiedziałam.
Kocham tego głupka.
Wzięłam Matteo na ręce i ruszyłam z nim do kuchni. Włożyłam go do siedziska, na co zapłakał zdenerwowany. Nigdy nie lubił siedzieć w siedzisku, ale nie mogliśmy mu pozwolić jeść przy stole, bo sam na krześle by spadł, a na kolanach się strasznie wiercił.
– Nie wierć się tak, skarbie, zaraz cię wyciągnę, ale najpierw musisz zjeść śniadanko – zwróciłam się do synka, ale ten nie zareagował.
Gdy już miałam włożyć mu do buzi łyżeczkę kaszki, ten przekręcił głowę w bok, tak że wszystko z łyżeczki poleciało na jego policzek i body.
– Matteo, jak mama podaje ci jedzenie, to masz je też zjeść, a nie się wygłupiać, zrozumiano? – Za plecami usłyszałam głos Lauro. Brzmiał władczo i surowo.
Odwróciłam się do niego przodem; na biodrze trzymał Vitale, który bawił się jego włosami i miał kompletnie gdzieś, to co się dzieje wokół niego.
Od zawsze tak było; Matteo to te ruchliwe dziecko, które nie może usiedzieć na miejscu, natomiast Vitale był tym spokojnym, mógł nawet przez godzinę bawić się jedną zabawką i słuchał się nas prawie zawsze.
Lekko zmieszany Matteo nie wiedział, co zrobić. Chciał się uśmiechnąć – widziałam to po drżących wargach – bo w końcu Lauro był jego ojcem i często pokazywał mu czułość, ale po jego oczach widziałam, że był trochę przestraszony. To na pewno przez wyraz twarzy Lauro, pomyślałam.
Mąż uniósł brew pokazując tym gestem, że czeka na odpowiedź. Syn pokiwał twierdząco głową na znak, że zrozumiał, co ojciec do niego powiedział.
Mimo że Lauro kochał swoje dzieci całym swoim mrocznym sercem, to miał swoje zasady, których nie życzył sobie, żeby łamali. Luciano i Cecilia już o tym wiedzieli, jednak bliźniaki były jeszcze małe i dopiero się uczą.
Lauro podszedł do Matteo i z uśmiechem złożył pocałunek na jego czole. Po złości i napiętej atmosferze nawet ślad nie pozostał. Matteo posłał ojcu bezzębny uśmiech kiedy ten się odsunął od jego czoła.
Vitale dalej okręcał loki taty wokół małych paluszków. Spokojniejszy z bliźniaków przypomina mi mnie z opowieści mamy, gdy torturowała mnie historiami i zdjęciami z mojego dzieciństwa. Natomiast Matteo to z zachowania mały Lauro – energiczny, odważny i prawie niczego się nie boi.
Spróbowałam podać synkowi łyżeczkę kaszki, tym razem jednak nałożyłam połowę mniej niż poprzednio z obawy, że ponownie zapragnie wszystko zrzucić. Nic bardziej mylnego; Matteo jadł bardzo grzecznie i przestał się wiercić. Wiedziałam, że to obecność Lauro tak na niego wpłynęła. Oczywiście nie siedział jak na kazaniu, tylko przestał się już rzucać.
W tym czasie Lauro posadził Vitale w siedzisku obok brata. Dorobił kaszki, którą po chwili zaczął karmić syna. Cecilia i Luciano również do nas dołączyli. Wzięli podstawkę, dzięki której mogli widzieć i móc złapać wszystko, co się znajdowało na blacie.
Córeczka wyjęła z lodówki mleko, a w tym czasie starszy syn opakowanie płatków. Do szafki z miskami już niestety nie sięgnęli, więc popatrzyli maślanymi oczkami na tatę. Nie mógł oprzeć się tym spojrzeniom, dlatego od razu odstawił na stół miskę ze śniadaniem Vitale i podał im dwie miseczki. Cecilia wlała ostrożnie mleko do naczyń, a potem Luciano wsypał płatki. Z uśmiechem wyjęłam dwie łyżki i włożyłam je do miseczek. Przeniosłam je na stół. Dzieci podążyły za mną i usiadły przy stole.
Kilka minut później Matteo skończył jeść, a raczej przyjmować do buzi łyżeczki podawane mu. Lauro też skończył karmić Vitale, który teraz „liczył" swoje palce u stóp.
Widząc zdenerwowanie na twarzy Matteo od razu zrozumiałam, o co mu chodzi – już miał dosyć siedzenia w siedzisku. Matteo brał sobie słowa do głowy i nie dało się go żaden sposób okłamać. Skoro powiedziałam, że wyciągnę go zaraz po zjedzeniu śniadania tak też musiałam zrobić. Kolejna cecha Lauro, spostrzegawczość.
Na twarzy syna automatycznie pojawił się uśmiech, gdy jego stópki dotknęły podłogi.

Jedno życzenie || Antologia ŚwiątecznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz