Elizabeth zatkało, nie wiedziała co powiedzieć. Rodney ma ciężarną żonę, którą się nie pochwalił. Powiedziała, że jego drużyna wraca jutro i życząc dobrej nocy opuściła pokój gościa. Poszła porozmawiać z lekarzem. W ambulatorium już go nie było, więc udała się do jego kwatery. Zapukała, po chwili drzwi otworzyły się i weszła.
- Carson czy Alma mówiła coś o ojcu dziecka?
- Nie, a ja nie pytałem. Dlaczego pytasz.
- Przed chwilą zapytała kiedy wróci ojciec jej dziecka, pytała o Rodneya.
Lekarz ze zdziwienia usiadł i wpatrywał się w kobietę niezdolny wypowiedzieć słowa.
- Zastanawiam się, czy przed rozwiązaniem można ustalić ojcostwo? – zapytała siadając obok.
Beckett usłyszawszy pytanie natury medycznej zaczął odpowiadać.
- Owszem, można ustalić ojcostwo ale do pewnego etapu rozwoju płodu. W tym przypadku jest za późno na amniopunkcję. Poczekamy co powie Rodney, ale z wszelkimi badaniami dziecka musimy poczekać do rozwiązania.
- Alma opowiedziała mi o nowej torturze Wraith. Żerują na człowieku prawie do końca, później faszerują go jakimiś specyfikami, tak że biedak odzyskuje siły i zabawa rozpoczyna się od nowa.
- O mój Boże! – zdziwienie ustąpiło i na twarzy doktora malowało się przerażenie.
- Udało jej się zebrać informacje na temat tych specyfików, zaraz zaniosę kryształ informatykom i każe wszelkie dane wysłać do ciebie – pokazała kryształ.
- Dobrze, jak tylko czegoś się dowiem zamelduję.
- Dziękuję Carson. Przed nami interesujący dzień zatem dobrej nocy – pożegnała się i ruszyła do wyjścia.
- Dobranoc Elizabeth – odpowiedział.
Jeszcze nie do końca przyswoił informacje, które przyniosła. Położył się starając uporządkować mętlik w głowie, problemy Rodneya i jego ciężarnej żony zeszły na drugi plan. Starał się policzyć ilość roślin zebranych na nowych planetach i przypomnieć sobie jakie mają właściwości.
Następny dzień był jednym wielkim czekaniem na powrót męża marnotrawnego. Elizabeth wysłała na misje trzy drużyny, odbyła dwie odprawy z powracającymi i skończyła raport dla IOA. O 17.24 usłyszała alarm połączenia przychodzącego, a sierżant w sali kontroli potwierdził kod pułkownika. Przeszli przez wrota uśmiechnięci, chociaż Ronon miał rękę na temblaku. Widząc ich uradowane miny Weir nie wytrzymała.
- Do Sali odpraw, natychmiast! – warknęła i udała się na miejsce.
Drużyna nie wiedziała o chodzi, ale woleli nie zaczynać konfliktu z dowódcą więc posłusznie wykonali polecenie. Czekała na nich wściekła jak osa.
- Mamy na Atlantydzie gościa, który przyniósł bardzo ciekawe informacje o Wraith – zaczęła spoglądając na ich wesołe twarze.
- Jednocześnie twierdzi, że jest żoną jednego z was .
Mężczyźni zamilkli, pułkownik i satedańczyk spojrzeli na siebie wymownie, po czym spuścili wzrok i zaczęli wpatrywać się w swoje buty. Teyla stała z szeroko otwartymi oczami i starała się przypomnieć sobie ślub kogoś z drużyny.
- Alma tutaj jest? – spytał McKay z nadzieją.
- Tak, jest tutaj. Co więcej według Carsona najdalej za trzy tygodnie będziesz ojcem.
- Ojcem, jak? Dlaczego? Ale…. Ale …- zszokowany mężczyzna zachwiał się.
John podtrzymał go i posadził na krześle.
- Czy wiedzieliście o tym? - spytała resztę.
- Nie pamiętam żadnego ślubu, ani innej podobnej uroczystości – wyznała Teyla.
- Ślubu, w naszym pojęciu tego słowa , nie było – zaczął pułkownik.
- Więc o co chodzi z tą żoną i na litość boską kim ona jest.
- To było na P8Q415, planeta bogata w wapń i węgiel. Świętowaliśmy zawarcie przymierza, gdy wróciliśmy do swoich pokoi, w każdym czekała skąpo odziana dziewczyna. Ja nie skorzystałem z okazji, za to dowiedziałem się od niej wiele na temat ich kultury. To wszystko jest w raporcie z tamtej misji.
- Daruj John, ale nie pójdę szukać raportu sprzed dziewięciu miesięcy – parsknęła Weir.
- Powiedziała, że panuje tam zwyczaj, ta której podoba się mężczyzna i jest na tyle odważna idzie do jego sypialni i próbuje zajść w ciążę. Jeżeli uda im się za pierwszym razem, są małżeństwem.
- Ronon czy dobrze się czujesz? - spytała doktor nieco łagodniej.
Dex był blady, a gdy rozmawiali o zwyczajach tamtej planety, wykwitły mu czerwone plamy. John wiedział że to z obawy i zażenowania, on wtedy także się skusił.
-Teyla odprowadź go do ambulatorium, niech Beckett dokładnie go przebada.
- Czy ona dobrze się czuje? – Rodney odezwał się gdy tamci wyszli.
- Tak, wszystkie wyniki ma w normie. Możesz do niej iść, jej kwatera jest na poziomie szpitala numer 532.
- To ja pójdę – wymamrotał i wyszedł.
Gdy zostali sami John podszedł i wziął ją w ramiona. Przytuliła się do niego, poczuł ciepłe krople na koszuli.
- Już dobrze, jestem tutaj. Czemu płaczesz?
Nie odzywała się chwilę, podniosła głowę i spojrzała w błękitne oczy mężczyzny. Pocałował ją czule i chciał odejść.
- Zaczekaj jeszcze chwilę, stęskniłam się – powiedziała przytulając się ponownie.
- Bardzo bym chciał, ale obowiązki wzywają. Przyjdę do ciebie wieczorem to porozmawiamy –uśmiechnął się i odsunął.