8. Tchórzysz.

1K 38 11
                                    

Rano:

Nie spałam całą noc. Nie mogłam pogodzić się ze stratą osoby która tak wiele mnie nauczyła. Każdy miał taką osobę. Osobę którą mimo wszystkich wad się kochało. Taka była ciocia Jane. Nie znałam drugiej takiej osoby jak ona. Zawsze byłam spokojna, gdy do niej przyjeżdżałam to czuła się w miarę okej. A nagle... nagle zmarła. Ja już jej nie zobaczę. Zostały po niej tylko wspomnienia, zdjęcia i pamiątki.

Odrazu rano gdy obudził mnie malutki języczek i łapki, wiedziałam że mama, tata i Jacob wrócili.

Schodząc na dół zahaczyłam o lustro w przedpokoju. Nie wyglądam jakoś okropnie, ale bardzo widać to że nie spałam w nocy przez swego rodzaju atak paniki.

- Mamo?

- Kochanie już wstałaś. Chodź do mnie. - rozłożyła ręce bym mogła się w nią wtulić. Pachniała jak najpiękniejsze kwiaty i wanilia.

- Dlaczego? Dlaczego ona zmarła?! - krzyk przez łzy wydostał się z mojego gardła. - Mamo ja nawet się z nią nie pożegnałam. Nie powiedziałam jej jak bardzo ją kocham i jak bardzo ważna była. Nie przytuliłam jej i nie byłam przy niej w najgorszym momencie. Ona umierała a ja co?

- Córciu to nie twoja wina. Nic nie zrobiłaś. - próbowała mnie uspokoić.

- Właśnie, nic nie zrobiłam. I sobie tego nie wybaczę. - puściłam ją - kiedy pogrzeb i gdzie?

- Za tydzień, w naszym mieście. Tu ma całą rodzinę.

< I tak minął cały tydzień. Na płakaniu, wspominaniu, przygotowaniach do pogrzebu i znowu na płakaniu. W między czasie odwiedzali mnie Cristian i Louise. Czasem wpadał też Jacob i razem płakaliśmy. On też ją kochał. Za to jego nie widziałam. Nie raczył nawet przyjść. Myślałam że przyjaciele się wspierają i w ogóle, ale na naszym przykładzie tego nie widać. Nie liczyłam nawet zobaczyć go na pogrzebie. Co prawda potrzebowałabym go wtedy najbardziej, ale No cóż. >

~~~~~~

Tydzień pózniej - dzień pogrzebu.

Stałam właśnie przed trumną cioci Jane, która obładowana była mnóstwem wieńców i bukietów. To najgorszy moment jaki można przeżyć. Łzy spływały po mojej twarzy jak opętane. Jeszcze gorszy był widok jej martwego ciała. Było takie niczego nieświadome. Wszystko z niej uleciało. Nie było jej już przy mnie. I właśnie wtedy gdy już miałam krzyknąć z bólu który mnie wypełniał i wręcz że mnie ulatywał, poczułam silne ramiona oplatające moje ciało od tyłu. Poczułam ten zapach. To był jego zapach. Zapach mięty, wody kolońskiej i o dziwo dziś nie czułam papierosów, lecz coś co pachniało bardzo ładnie, ale nie umiałam tego określić. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam idealny widok. Mike ubrany w czarny garnitur, koszula była zapięta nie do końca i białe air forcy. Wygląda inaczej niż zwykle. W sumie to nie spodziewałam się że w ogóle przyjdzie ale jak już to myślałam że ubierze bluzę czy coś.

- Jesteś.

- Jestem. - powiedział i odrazu mnie do siebie przytulił.

Pozwolił mi moczyć jego garnitur łzami. Przyszedł gdy najbardziej go potrzebowałam.

I tak minął pogrzeb. Pełno moich łez i kamienna twarz Mike'a. Niby była pusta ale widziałam w niej cząstkę współczucia i smutku. To czego on sam w sobie nie zauważa.

- Wyrazy współczucia. Pozwoli pani że zabiorę pani córkę na trochę? - zadał to pytanie mojej rodzicielce.

- Kochanie chcesz z nim iść?

- Tak. - nie musiałam się nawet dłużej zastanawiać. Odpowiedź była po prostu oczywista.

- Życzę wam milej zabawy dzieciaczki. - powiedziała z lekkim uśmiechem. - tylko ma przyjechać w jednym kawałku. - tym razem zwróciła się do Mike'a.

Nigdy Cię Nie ZostawięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz